Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 11

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Zgodnie z obietnicą wieczór u lorda i lady Thorpe był

kameralnym spotkaniem obu rodzin. Lord Thorpe
i jego małżonka, starsi o parę lat od sir Rogera i lady
Montgomery, szybko znaleźli ze swymi gośćmi wspól-
ny język. Panie gawędziły o modnych strojach oraz
o spotkaniach towarzyskich, na które koniecznie nale-
żało zabrać córkę, panowie odkryli wspólną pasję
– wędkowanie.

Zadaniem panny Thorpe było zabawianie trójki

młodszych gości, nie minęło jednak wiele czasu i stało
się oczywiste, że Caroline ma ochotę zabawiać tylko
lorda Winthropa. Hanna poprosiła więc o talię kart
i razem z kuzynką zasiadły do gry. Czas upływał
bardzo przyjemnie, bez żadnych perturbacji, dopóki
nie okazało się, że kuzynka wcale nie jest bez reszty
pochłonięta grą. Wkrótce zresztą Hanna usłyszała jej
cichutki szept:

background image

– Hanno? Ja uważam, że panna Thorpe całkowicie

pozbawiona jest subtelności. Proszę spojrzeć, czyż ona
swej przychylności nie okazuje kuzynowi Robertowi
zbyt otwarcie?

– Nie sądzę – mruknęła Hanna, zajęta układaniem

swoich kart. – Panna Thorpe i mój... brat znają się już
dość długo i panna Thorpe może sobie pozwolić na
zachowanie nieco swobodniejsze.

Alice była jednak nieugięta.
– Mnie nie chodzi o to, że panna Thorpe zachowuje

się swobodnie. Ona po prostu nie kryje, że Robert jej się
podoba. Zobacz, Hanno, jak ona trzepocze rzęsami.

Hanna uniosła głowę i dojrzała bardzo piękne rumień-

ce na policzkach panny Thorpe. A ponieważ głowa
Roberta była zaledwie kilka centymetrów dalej, przy-
czyna ciemnej barwy twarzy panny była aż nadto
oczywista. Gdyby Robert uśmiechał się do Hanny w taki
właśnie sposób, ona również roztopiłaby się jak wosk.

Jakże trudno jest zerkać na cudze szczęście, szczęś-

cie, którego odmawia się sobie samej...

– Hanno? Nie uważasz, moja droga! Powinnaś po

prostu zrzucić damę.

Hanna oprzytomniała i nagle zrozumiała, że przy-

glądając się Robertowi i pannie Thorpe, popełniła
okropny błąd. A kiedy nagle cały pokój wypełnił
perlisty śmiech panny Thorpe, zwykle spokojna, zrów-
noważona Hanna zapragnęła nagle cisnąć swoje karty
chociażby na sam środek salonu.

– Alice, wybacz, muszę zaczerpnąć nieco świeżego

powietrza.

196

Gail Whitiker

background image

– Ale my nie skończyłyśmy jeszcze gry!
– Bardzo mi przykro, Alice – oświadczyła Hanna

i zebrawszy fałdy sukni, zerwała się z krzesła. – Może
uda ci się namówić swoją mamę, aby mnie zastąpiła. Ja
zupełnie nie mam dziś głowy do kart.

Nie czekając na odpowiedź kuzynki, szybkim kro-

kiem wyszła na taras. Wieczór był bardzo ciepły, ale
ona i tak wybiegłaby na taras w najbardziej siarczysty
mróz. Musiała pooddychać głęboko, musiała poszeptać
do siebie.

– Hanno, proszę, błagam, uspokój się. Nie bądźże

tak nierozsądną. Musisz przywyknąć, że twemu niby-
-bratu damy nie są obojętne...

Jeszcze raz nabrała głęboko powietrza. Przywyknąć.

Jakież to trudne! Kiedy usłyszała śmiech Caroline,
poczuła złość, a potem ileż trzeba było wysiłku, aby nie
zapłakać. A to kłucie... w sercu – nie, to nie do
zniesienia. Dlaczego Robert uśmiecha się do Caroline
tak... tak szczególnie... Do niej nigdy nie będzie uśmie-
chał się w taki sposób, przecież sam mówił, że kobieta
o nieznanym pochodzeniu nie jest godna dżentelmena.
Na nią nie warto spoglądać tak jak na pannę Thorpe...

– Hanno? Dobrze się czujesz? Czy coś się stało?
– Dziękuję, Robercie, nic mi nie dolega. Było mi

tylko trochę duszno, wyszłam więc zaczerpnąć świeże-
go powietrza. A cóż to? Panny Thorpe nie ma z tobą?

– Caroline? Nie. Gra w karty z Alice.
– O, to wybornie. Zastanawiałam się, czy biedna

Alice skusi kogoś do gry.

– Caroline pasjami lubi grać w karty.

197

Skandaliczne zaloty

background image

– Nie wątpię. Ale na pewno nie wtedy, kiedy ty

jesteś w pobliżu.

Boże, Boże, dlaczego nie ugryzła się w język?
– Wybacz, Robercie, plotę bez sensu. Nie powinnam

była tego mówić.

– Ale powiedziałaś. Czyli chciałaś to powiedzieć

– rzekł, zbliżając się do niej o krok. Jego ciemne oczy,
wpatrzone w nią, były niby wesołe, ale i bardzo, bardzo
czegoś ciekawe. – Hanno, ty nie lubisz panny Caroline
Thorpe?

Jeszcze jeden krok, krok bliżej, prawie całkowicie

pozbawił ją tchu.

– Ja... nie mam najmniejszego powodu, żeby nie

darzyć jej sympatią.

– Może i nie masz, ale ty jej nie lubisz. Na twojej

twarzy widać wszystko, twoje oczy mówią to, co
pragniesz przemilczeć.

Natychmiast odwróciła twarz, klnąc w duchu swoje

ciało słabe i zdradliwe.

– Tobie tylko się wydaje, Robercie, że coś dostrze-

gasz.

– Tak powiadasz?
Uczynił jeszcze jeden krok, wyciągnął rękę. Jego

palce delikatnie ujęły ją pod brodę, zmuszając, aby
spojrzała mu prosto w twarz. Jego oczy, teraz czarne
jak węgle, gorączkowo szukały jej spojrzenia.

– Hanno, ja czuję – mówił cichym, wzruszonym

głosem. – Czuję, że coś... coś się wydarzyło, czego oboje
nie przeczuwaliśmy. I to już jest, już istnieje, nawet
gdybyśmy oboje temu chcieli gorąco zaprzeczyć.

198

Gail Whitiker

background image

Jego palce były tak delikatne, takie ciepłe... Zamk-

nęła oczy, jakby pragnąc w ten sposób dać tamę
słowom, którym nie wolno teraz się wymknąć, nie
wolno opowiadać, co dzieje się w jej głowie, w jej
sercu... A zresztą... Ona nie potrafiłaby chyba znaleźć
takich słów... Wszystko w niej trzepotało i zamierało
zarazem. Robert stał tak blisko, jego twarz parę centy-
metrów od jej twarzy, czuła na policzku jego ciepły
oddech...

– Idź już, Robercie, tam na pewno czekają na ciebie.
– Niech czekają...
– Ja proszę, Robercie...
– Proś, o co chcesz, tylko nie o to, abym sobie

poszedł. Bo nie odejdę, nie teraz, kiedy powinniśmy
sobie powiedzieć... powiedzieć wszystko.

– Ale my nie musimy sobie niczego mówić.
– Musimy. Dobrze o tym wiesz... Hanno, ja nie

jestem twoim bratem. A ty nie jesteś moją siostrą.

Jego silne ramię chwyciło ją wpół, przyciągnęło do

siebie blisko.

– Hanno, muszę ci to powiedzieć, muszę. Czy

wiesz, co czuję? Wystarczy, że na ciebie spojrzę,
a jestem już tak spragniony, jakbym szedł przez
pustynię, jakbym od tygodni nie miał w ustach kropli
wody... Hanno, ja pragnę... Ale czy tylko ja? Czy tylko
ja cierpię? Ty drżysz, Hanno, a w twoich oczach
widzę...

– O, tu pan jesteś, lordzie Winthrop! Och!
Dźwięczny damski głosik umilkł nagle. Hanna,

przerażona, spojrzała w stronę drzwi. Panna Thorpe

199

Skandaliczne zaloty

background image

stała w progu, jak przysłowiowy słup soli. W jej
oczach, szeroko otwartych, widniał przestrach, za-
kłopotanie i ogromne zdumienie. I dlaczegóżby miało
być inaczej? Bo cóż to ujrzała panna Thorpe? Lorda
Winthropa, zaledwie o parę centymetrów od swojej
siostry. Jedną ręką obejmował siostrę wpół, druga jego
dłoń przy jej twarzy, w geście, który można było
określić tylko jako bardzo, bardzo intymny.

Hanna, z twarzą purpurową, błyskawicznie odsunę-

ła się od Roberta o krok.

– Panno Thorpe?
– Proszę... proszę wybaczyć – zaczęła panna niepew-

nym głosem, umykając spojrzeniem. – Zdaje się, że
przeszkodziłam państwu w rozmowie jak najbardziej
prywatnej. Ja...

– Nie bądź głuptaskiem, Caroline! – rzucił wesoło

Robert. – Jak mogłaś nam w czymkolwiek przeszko-
dzić? Próbowałem właśnie, prośbą i groźbą, zmusić
moją siostrę, aby wyjawiła mi pewien sekret. Niestety,
wy, niewiasty, jesteście nadzwyczaj uparte!

Mimo że zabrzmiało to bardzo przekonywująco,

panna Thorpe potrzebowała kilku sekund, aby jej
twarz przybrała względnie normalny wygląd.

– Ach, tak? To zabawne.
Zaśmiała się nawet, ale jej śmiech był nieco wymu-

szony.

– A jednak mi niemiło, że wkroczyłam w momen-

cie, kiedy państwo byli tak... zajęci sobą. Chciałam
tylko powiedzieć, że mama zbiera czwórkę do wista.
Robercie, czy zechcesz być moim partnerem?

200

Gail Whitiker

background image

– Będę zaszczycony – oznajmił bez wahania Robert.
Panna Thorpe zdecydowała się w końcu spojrzeć na

Hannę.

– A pani wujostwo, panno Winthrop, proszą, abyś

wróciła pani do salonu i zagrała razem z nimi, jako
partnerka ich córki.

Hanna, starając się ze wszystkich sił, aby wykazać

takie samo opanowanie jak Robert, dostojnie skinęła
głową.

– Naturalnie, już idę, panno Thorpe.
Na szczęście, panna Thorpe nie powiedziała ani

słowa więcej, a do salonu Hannie udało się wkroczyć
z uśmiechem miłym i beztroskim. Nie zdumiała się
jednak, kiedy potem haniebnie przegrywała każdą
rozgrywkę.

Reszta wieczoru upłynęła bez żadnych szczególnych

wydarzeń. Hanna nie szukała już odosobnienia na
tarasie, a Robert nie szeptał jej więcej do ucha żadnych
wieści tak niepokojących. Dźwięczny śmiech panny
Thorpe rozbrzmiewał radośnie do końca wieczoru,
kiedy jednak szykowano się do wyjścia, jej wzrok na
chwilę spoczął na Hannie, i było to spojrzenie pełne
zadumy.

Hanna nadal widziała to spojrzenie, kiedy leżała już

w łóżku i bezskutecznie próbowała zasnąć. Po raz
tysięczny przypominała sobie scenę na tarasie, po raz
tysięczny skóra cierpła na niej, gdy uzmysławiała sobie,
cóż takiego ujrzała panna Thorpe. Dłoń Roberta,
pieszczotliwa, przy twarzy siostry, druga jego ręka

201

Skandaliczne zaloty

background image

owinięta wokół jej kibici. Niby takie tam zbytki
między rodzeństwem, ale twarze zdradzają przecież
wszystko. A cóż było wypisane na jej twarzy? Niepo-
dobna, żeby znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. O tak, tam było jeszcze widać, co się z nią
działo, kiedy odległość między nią a Robertem właś-
ciwie przestała istnieć. Kiedy w głowie czuła ten
kołowrót, a serce biło jak szalone...

Robert, w ciszy swego gabinetu, również zastana-

wiał się, czy wyraz twarzy Hanny na tarasie umknął
pannie Thorpe. Czy też nie... O swoją twarz był
spokojny, potrafił zapanować nad nią po mistrzowsku.
Jego myśli nie zdołałby odczytać nawet najbystrzejszy
obserwator. I na pytanie panny Thorpe zareagował
natychmiast, wymyślając na poczekaniu zręczną wy-
mówkę, w końcu zżyte ze sobą rodzeństwo może
pozwolić sobie na pewne... poufałości. Jednak Hanna
nie była jeszcze tak biegła w zwodzeniu innych. Na
pewno nie ziewała podczas rozmów bardzo nudnych,
nie wybuchała śmiechem, gdy komuś przytrafiła się
gafa. Ale nie wyuczyła się jeszcze skrywać uczuć
gwałtownych, najgorętszych. Nie. Tego jeszcze nie
potrafiła.

Hanna, dla świata – jego siostra, a dla niego – istota

już niemal doskonała. Każda chwila z nią spędzona
była teraz najcenniejsza w jego życiu. Ileż miał przyjem-
ności, kiedy słuchał jej melodyjnego głosu, formułują-
cego zdania tak staranne, i to w kwestiach najróżniej-
szych, także tych poważnych, a on przyzwyczajony

202

Gail Whitiker

background image

był, że z damą konwersuje się wyłącznie lekko i dow-
cipnie. Hanna, wyedukowana starannie, umysł miała
bardzo żywy i dociekliwy, dyskutowała zażarcie, kiedy
przedmiot był jej znany, a kiedy nie wiedziała czegoś,
prosiła, aby jej wytłumaczyć, ciekawa zdania Roberta
i wcale nieskłonna zadowolić się swoją niewiedzą.

Była kobietą niezwykłą, a jego uczucia do niej dalekie

były od braterskich, czy nawet przyjacielskich. Zdawał
sobie z tego doskonale sprawę i lękał się, bo do czegóż
to doprowadzić może... i jego, i Hannę. I zastanawiał
się nieustannie, czy ona też... znajduje go pociągają-
cym? Zauważył, że w jego towarzystwie rumieni się
coraz częściej, może więc jest nadzieja, może kiełkuje
w niej uczucie romantyczne... Wtedy, na tym tarasie,
gdy zmusił ją, aby spojrzała mu prosto w twarz – jej
oczy pełne były smutku i tęsknoty. Był w nich żal, żal
wielki. A niemożliwe, by było to z tego powodu, że
wytknął jej brak sympatii do Caroline. O, nie, ten
smutek znaczył coś więcej...

Czyżby Hanna była zazdrosna o Caroline? Wy-

mknęła się z salonu tak nagle, on to zauważył, choć
niby pochłonięty konwersacją z panną Thorpe. A jeśli
Hanna jest zazdrosna, to znaczy, że nie jest jej obojęt-
nym. Tak jak ona jemu, co było przecież oczywiste, bo
skąd brał się ten dziwny niepokój, kiedy zamieniła choć
słowo z innym dżentelmenem? Na przykład ze Stan-
fordem... Robert wyczuwał, że umizgów tego dżentel-
mena Hanna nie bierze sobie do serca. Jak to jednak
będzie, jeśli poszukiwania Roberta zostaną uwień-
czone powodzeniem i okaże się, że Hanna jest dla

203

Skandaliczne zaloty

background image

Stanforda partią jak najbardziej odpowiednią? Czy
Hanna zacznie wtedy traktować Stanforda łaskawiej?
A on, Robert, będzie już tylko świadkiem, jak Hanna
nieuchronnie zmierza w ramiona jego przyjaciela...
Świadom, że tenże przyjaciel nauczy ją, czym jest
miłość między mężczyzną a kobietą... O, nie!

Hannie udało się w końcu zasnąć, ale rankiem

obudziła się znużona, z głową bardzo ciężką, ciężką od
myśli o tym, co wczoraj usłyszała od Roberta. Cóż on
mówił, tak cicho, prawie szeptem? O czymś, co jest,
czego żadne z nich nie przeczuwało... Czy chciał jej
powiedzieć, że w nim coś się narodziło? Uczucie?
Uczucie do niej?

Boże wielki, przecież ona... już kocha! I jeśli stał się

cud, jeśli on to odgadł, to... Nie, ona wcale nie czeka na
ten cud. Świat by się zachwiał w posadach na wieść
o tym, że oni się kochają... Ale gdyby ujawnili prawdę,
że nie są rodzeństwem i gdyby Robert chciał się z nią
ożenić... Ożenić? Wicehrabia Winthrop miałby wziąć
za żonę pannę bez imienia i nazwiska, bez żadnych
korzeni? On, który te korzenie tak sobie ceni...

Tego dnia Robert zjawił się przy Cavendish Square

niespodzianie, jeszcze wczesnym przedpołudniem. La-
dy Montgomery i Alice tuż po śniadaniu wybrały się do
miasta na zakupy, spragnione nowych sukni i nowych
kapeluszy. Sir Roger zamknął się w swoim gabinecie
i Hanna musiała przyjąć Roberta sama. I musiała go
przyjąć, on przecież nie miał obowiązku prosić o po-
zwolenie, aby ujrzeć siostrę, nie było też potrzeby

204

Gail Whitiker

background image

zatroszczyć się o przyzwoitkę. A tego ranka Hannie tej
przyzwoitki bardzo brakowało, czuła się przytłoczona,
zgnębiona, bezbronna jak jagnię, w obliczu tej jedynej
prawdy, do której zdołała już dotrzeć. Prawdy o swych
uczuciach wobec dżentelmena, który czekał na nią
w bawialni.

Ale siły wróciły, kiedy dżentelmen ów na jej widok

zerwał się z krzesła. Jej zmysły były wyostrzone,
chłonęła jego bliskość, kiedy witał się, kiedy uśmiech-
nął się do niej. Ten uśmiech był jak promień słońca,
wnikający wprost do jej serca.

– Wybacz, jeśli przyszedłem zbyt wcześnie.
– Ależ skąd, już od dawna jestem na nogach. I cóż

ciebie sprowadza do mnie?... – Nagle jej serce zabiło
jeszcze szybciej. – Robercie! Może masz jakieś nowiny
dla mnie? Dowiedziałeś się czegoś? Mów, proszę!

– Tak, Hanno, mam nowinę, ale chyba nie taką,

jakiej się spodziewasz.

Nadzieja zgasła, Hannie z trudem udało się wy-

czarować słabiutki uśmiech.

– No cóż... przecież ty dopiero zacząłeś poszukiwa-

nia. Ale, bardzo proszę, usiądź...

– Jeśli pozwolisz, będę stał. Hanno, koniecznie

chciałbym zadać ci jedno ważne pytanie.

Po jej twarzy coś przemknęło. Spojrzała na niego,

szybko, niemal ukradkiem.

– Słucham, Robercie.
– Powiedz mi, proszę, czy to ja jestem tym dżentel-

menem, którego upatrzyła sobie panna Thorpe?

Znów spojrzała, znów przelotnie, zdążył jednak

205

Skandaliczne zaloty

background image

dojrzeć zakłopotanie w jej oczach. A więc to pytanie
było dla niej niespodzianką.

– A dlaczego tak sądzisz, Robercie?
– Hanno, proszę, nie utrudniaj, przecież zawsze

byliśmy wobec siebie bardzo szczerzy. A więc po-
wiedz... Ty przecież wiesz o tej przychylności.

Hanna milczała, zakłopotana bardzo. Naturalnie, że

nie chciała kłamać, jednocześnie jednak nie czuła się
upoważniona, aby zdradzać cudzy sekret.

– Ja nie wiem, czy mam prawo opowiadać ci o uczu-

ciach innej damy.

– Nawet jeśli te uczucia związane są z moją osobą?
– Ty na pewno wiesz najlepiej, co czuje do ciebie

panna Thorpe.

– Niestety, Hanno, wcale tego nie wiem najlepiej.

I bardzo łatwo mogę przedstawić sobie coś w zupełnie
fałszywym świetle. Rzecz w tym, że moja znajomość
z panną Thorpe przypomina trochę twoją znajomość
z panem Twickenhamem. Poznałem Caroline, kiedy
była panienką jedenastoletnią, podlotkiem jeszcze bar-
dziej kanciastym i nieopierzonym niż ty z tamtych
lat... Wybacz, ale taką cię właśnie zapamiętałem.

Oczy Hanny zapłonęły oburzeniem.
– Pan mi pochlebiasz, lordzie Winthrop – oświad-

czyła wyniośle. – Nawet pan sobie nie wyobrażasz, jak
bardzo.

– Wybacz, Hanno, nie chciałem cię urazić. Chciałem

tylko, żebyś wiedziała, że moje uczucia względem
panny Thorpe nie są takie, jak sądzisz.

– Zapewniam ciebie, Robercie, że w tej kwestii ja

206

Gail Whitiker

background image

niczego sobie nie myślę. Nie wnikam w twoje uczucia,
ani do panny Thorpe, ani do jakiejkolwiek innej damy.

– Jesteś tego pewna?
– Całkowicie, Robercie. A po cóż miałabym się nad

tym zastanawiać?

– Miałem nadzieję, że nie będzie ci rzeczą obojętną,

jeśli wyjawię ci, której damie oddałem swoje serce.

A więc stało się. Robert jest zakochany.
Położyła rękę na oparciu sofy, błogosławiąc w duchu

tego, kto ustawił sofę właśnie tutaj, tak blisko.

– Jestem szczęśliwa, Robercie, że nie zamierzasz

spędzić reszty swego życia w kawalerskim stanie.

Boże święty! Jak ona zdoła to znieść...
– Nie ukrywam, że wzbudziłeś moją ciekawość.

Czy możesz więc zdradzić imię tej damy?

– Myślę, że nawet powinienem.
Szedł ku niej powoli, nie odrywając wzroku od jej

twarzy.

– Ty... jesteś ciekawa tego imienia...
– Naturalnie! I bardzo się cieszę, że dokonałeś już

wyboru.

– Cieszysz się? W twoim głosie nie słyszę radości,

Hanno. A w oczach twoich widzę wielki smutek.

– Smutek? Robercie, jestem gotowa cieszyć się

razem z tobą twoim szczęściem.

– Naprawdę? – spytał nieprawdopodobnie cicho.
Jak urzeczona patrzyła na jego rękę, unoszącą się

z wolna. Ciepłe palce musnęły jej policzek.

– To, co powiem, Hanno, zmieni wszystko. Tak.

Wszystko będzie inaczej.

207

Skandaliczne zaloty

background image

Hanna zamknęła oczy.
– A więc mów, Robercie, mów, żebym jak naj-

prędzej miała to za sobą.

Otworzyła oczy, nieświadoma, że te słowa wypo-

wiedziała na głos.

– Już mówię, Hanno, już mówię – powiedział

Robert dziwnie miękko. – Ta dama... to ty.

Była pewna, że kula ziemska przestała się kręcić.

Albo kręci się w drugą stronę i dlatego zdarzyła się rzecz
osobliwa, rzecz niepojęta, rzecz nieprawdziwa. A może
wcale się nie zdarzyła, bowiem to, co usłyszała, na
pewno zrozumiała opacznie.

– Hanno? Ty... nie masz mi nic do powiedzenia?
Bezradnie potrząsnęła głową.
– Nie wiem... nie wiem, co powiedzieć... ja... ja nie

wiem.

Powiedział wszystko, o czym marzyła, czego prag-

nęła najgoręcej.

I czego mówić nie należało.
– Mnie nigdy by nie przyszło do głowy, że ty... że

ja... że my...

Jej głos zamierał. Rozwaga, opanowanie – wszystko to

znikło jak we mgle. Gardło ściśnięte, oczy pełne już łez. Jak
je powstrzymać? Jeśli się rozpłacze, on pojmie wszystko...

Na szczęście Robert nie próbował jej objąć, nie

próbował nawet dotknąć. Stał nieruchomo, wpatrzony
w nią, a jego oczy były prawie czarne ze wzruszenia.

– Powiedz, Hanno, powiedz, że czujesz to samo.

Jeśli nie, to też powiedz, teraz, zanim zrobię z siebie
jeszcze większego głupca.

208

Gail Whitiker

background image

Hanna nie mówiła nic, tylko jej oczy, granatowe,

wtopione w czerń jego oczu...

Nie. On nie powinien jej kochać, a jej nie wolno

kochać jego. To zła miłość, niepotrzebna. Jak ukryć ją
przed nim? Miłość złą, ale najprawdziwszą, najszczer-
szą. Bo przecież to nie było oczarowanie przystojnym
lordem Winthropem, lecz miłość, a chwile z nim
spędzone były szczęściem, największym, ale i torturą
bolesną, ten mężczyzna przecież nie był jej sądzony.

– To, co czuję, milordzie, właściwie nie ma żadnego

znaczenia.

– Na imię mam Robert.
– Ale my naprawdę nie powinniśmy mówić sobie po

imieniu! – krzyknęła z rozpaczą, odwracając się od
niego plecami. – Co innego, kiedy byliśmy rodzeń-
stwem, co innego, kiedy ustaliliśmy, że zostaniemy
przyjaciółmi. Ale teraz... teraz nie można, teraz, w tych
okolicznościach, byłoby to nadzwyczaj niestosowne.

– Dlaczego, Hanno? Przed chwilą powiedziałem, że

cię kocham. Jakże więc mam się zwracać do kobiety,
którą kocham?

Mówił cicho, a ona dokładnie słyszała każde słowo.

On powtórzył. Że ją kocha. Ale te słowa, tak słodkie,
niosły jej sercu nie radość, a cierpienie.

– Nie, lordzie Winthrop. Panu nie wolno żywić

wobec mnie takich uczuć.

– Nie, Hanno. Wolno mi żywić wobec ciebie uczu-

cia każdego rodzaju. I moje uczucia poznałaś, a nie
powiedziałaś mi o swoich.

– Mnie nie wolno o tym mówić.

209

Skandaliczne zaloty

background image

– Hanno!
Chwycił ją za ramiona, odwrócił twarzą ku sobie.
– Kocham cię, Hanno. Bóg mi świadkiem, nie spo-

dziewałem się, że tak się stanie. Nie prosiłem Boga o tę
miłość, ale kocham cię i mówię o tym głośno, niczego nie
ukrywam. A ciebie proszę, powiedz mi prawdę. Kochasz
mnie? Czy... nie kochasz mnie, Hanno?

Wystarczyło jedno słowo, króciutkie, ale ono nie

chciało wyjść ze ściśniętego gardła. Słowo niedobre, ale
i dobre jednocześnie, bo rozwiązałoby wszystko i nikt
nigdy by się nie dowiedział, co zdarzyło się w tym
pokoju. Słowo to mogło całą rzecz doprowadzić do
końca. Jeśli Robert usłyszy, że ona go nie kocha,
odejdzie i zostawi ją w spokoju.

Potrzebne było tylko jedno słowo. Jedno.
Mijały sekundy, a ona wiedziała już, że tego słowa

nie powie, słowa, które odbierze jej Roberta na zawsze.

Zrozumiał. I ze zduszonym okrzykiem porwał ją

w ramiona.

– Najdroższa!
Pocałował ją. Delikatnie, pozwalając, by jej usta,

niewinne, rozsmakowały się w rozkoszy. Potem cało-
wał namiętnie, aby poznała, ile tęsknot w nim drzemie
i jak wielka jest siła jego miłości. Hanna, uległa,
wtulona w jego ramiona, z tą cudowną pewnością, że
jest to miejsce, w którym być powinna.

Nie, nie powinna. Wysunęła się z jego objęć, odeszła

o krok.

– Hanno?
Jego głos był zachrypnięty, nabrzmiały od emocji.

210

Gail Whitiker

background image

– Nie możemy tego robić, Robercie. To jest złe.
– Co jest złe? Czy to, że się kochamy?
– Złe jest to, Robercie, że kochasz... mnie. A tobie

nie wolno zapominać, kim jesteś, musisz pamiętać
o swojej pozycji, o obowiązkach wobec swego rodu,
o swoim potomstwie...

– O, moja droga! O to zadbam na pewno!
– Nie kpij, Robercie, przecież sam czujesz, że po-

stępujemy niewłaściwie.

– Niewłaściwym byłoby zignorować to, co czujemy

do siebie. A ja czuję do ciebie wszystko! Miłość,
namiętność, szacunek...

– I wszystko to źle ulokowałeś, bardzo źle, Robercie.

Bo kimże ja jestem? Nikim. I dopóki się nie dowiem,
kim jestem, nie pozwolę, aby cokolwiek między nami
się zdarzyło. Nigdy, przenigdy! Sam mówiłeś, Rober-
cie, że dżentelmen powinien znać pochodzenie kobie-
ty, która ma stać się... bliska jemu i...

– Do diabła! Ja mówiłem o Stanfordzie!
– To niczego nie zmienia, pojmujesz? Ty też masz

prawo, i obowiązek, znać prawdę o pochodzeniu
kobiety, której pragniesz oddać swoje serce. Ty, przede
wszystkim ty, bo właśnie ty jesteś głęboko przekona-
ny, że to jest słuszne.

– Ale ja kocham ciebie, Hanno.
– Pan Stanford też kochał swoją tancerkę, nawet

chciał ją poślubić...

– Ja też potrafię być taki... lekkomyślny jak James!
– Lekkomyślny? A ja tego wcale nie pochwalam.
Wpatrywał się w nią, rozpaczliwie, szukając choć

211

Skandaliczne zaloty

background image

jednej najdrobniejszej szczeliny w niewidzialnym pan-
cerzu, w który zakuwała się od stóp do głów.

– Hanno! Błagam – powiedział głuchym głosem.

– Ja nie chcę składać mego uczucia w ofierze.
Nigdy jeszcze nie czułem do żadnej kobiety tego,
co czuję do ciebie. Jeśli mnie odrzucisz, będę zgu-
biony.

– Ale ja ciebie przyjąć nie mogę, Robercie. Nie

zapominaj, że za twoim przyzwoleniem w oczach
wszystkich nadal jesteśmy rodzeństwem. Cóżby się
stało, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że darzysz
mnie uczuciem?

– Powiemy ludziom prawdę.
– I wtedy wszyscy się dowiedzą, że kobieta, którą

zawsze uważano za twoją siostrę, jest czyimś bękar-
tem, podrzuconym do powozu twojej matki. Chcesz
zdradzić mój sekret, Robercie?

– Tak. Jeśli dzięki temu nie będziemy musieli ukry-

wać swoich uczuć.

– I narazisz się na szyderstwa, ludzie będą uważać

ciebie za głupca, który obdarzył uczuciem kobietę
siebie niegodną. Ty będziesz głupcem, a ja intruzem,
przecież przestanę należeć do twojej sfery. Czy ty
pojmujesz to, Robercie? Ja nie zasługuję na twoją
miłość.

– Nigdy tego nie mów!
Robert, wzburzony, znów porwał ją w ramiona.
– Nigdy nie znałem kobiety, która byłaby bardziej

godna miłości niż ty! Jesteś najpiękniejszą, najodważ-
niejszą, najbardziej godną podziwu kobietą, jaką kiedy-

212

Gail Whitiker

background image

kolwiek spotkałem, Hanno Winthrop. Twoje miejsce
jest u mego boku, Hanno, na zawsze!

– Nie – odparła drżącym głosem, czując, jak łzy

napływają jej do oczu. – Musisz sobie znaleźć inną,
Robercie. Ja nie pozwolę na to, żebyś splamił swoje
nazwisko...

– Ale ty... ty mnie kochasz?
– Robercie, błagam! Nie pytaj mnie o to.
– Odpowiedz! Kochasz mnie? Do diabła! Nie pusz-

czę cię, dopóki mi nie odpowiesz. Zrozum, ja chcę
poznać prawdę. Musze ją znać!

Hanna z trudem tłumiła szloch. Nie potrafiła już

dłużej walczyć z Robertem. Nie teraz. Przedstawiła mu
argumenty, usiłowała go przekonać, ale teraz... teraz
była już zbyt słaba.

– Kocham ciebie, Robercie. I oby Bóg mi to przeba-

czył. Bo kocham ciebie, kocham...

Ramiona Roberta zamknęły ją w gorącym uścisku.
– Już dobrze, najmilsza – mówił wzruszonym, drżą-

cym ze szczęścia głosem. – Nic już więcej nie musisz
mówić. I nieważne, co się stanie, nieważne, ile trzeba
będzie znieść. Ja nigdy nie pozwolę ci odejść. Hanno,
moja ukochana, będziesz moja, moja. I przysięgam,
biada każdemu, kto stanie mi na drodze.

Kiedy Robert wsiadał do powozu, w jego głowie była

tylko jedna myśl. Musi dowiedzieć się, kim Hanna jest
naprawdę. Za wszelką cenę. Bo tylko wtedy zgodzi się
zostać jego żoną.

Hanna kocha go. Kiedyś czuła do niego niechęć,

213

Skandaliczne zaloty

background image

może nawet nienawidziła, wtedy, kiedy był jej bratem
i traktował ją podle. Ale teraz było inaczej, teraz go
kochała. Ale nie był naiwny. Wiedział, że Hanna,
dopóki nie pozna prawdy o sobie, nigdy nie zgodzi się
zostać jego żoną. Nie będzie chciała pohańbić jego
nazwiska, przecież zdaje sobie sprawę, że może być
córką jakiegoś szkockiego arystokraty i... ulicznicy.
Albo... jeszcze gorzej. I dopóki nie będzie wiedziała,
czyim jest dzieckiem, nie będzie myślała o małżeń-
stwie. Z kimkolwiek.

– Reynolds! – zawołał do stangreta. – Zawieź mnie

na Grosvenor Square.

Kilka chwil później stał już w salonie, pochylając się

nad dłonią jedynej osoby, która mogła mu pomóc.

– Proszę wybaczyć, że nachodzę panią tak nie-

spodzianie, lady Thorpe. Ale mam sprawę nader waż-
ną... Nader ważną! – powtórzył z mocą.

214

Gail Whitiker


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 16
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 05
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 09
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 12
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 14
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 07
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 01
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 03
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 15
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 08
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 04
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 02
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 10
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 06
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 13
Whitiker Gail Tajemnice Opactwa Steepwood 11 Akademia uczuć
105 Whitiker Gail Akademia uczuć (Tajemnice Opactwa Steepwood 11)(1)
11 Whitiker Gail Akademia uczuć
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11

więcej podobnych podstron