Zbiorek Nr. 15
1.Martwiła się swą pseudo-tuszą, bo on na niej diety wymuszał. I nie był to temat rzadki : "Schrup mnie,zamiast czekoladki". Mawiał-kochanego ciała nigdy za wiele, ale co powiedzą moi przyjaciele! I byłoby to piękne przedsięwzięcie, mając ten fakt naprawdę na względzie. Ciągle wstydził się jej "tuszy", nie zważając, co ma w duszy. A gdy pryszcz mu wyskoczył na nosku- Jego życie zawisło na włosku. Przed lustrem spędził dzień cały- takie były jego ideały... Morał: Gdyś aż takim jest "estetą" - powinieneś być kobietą !
2.I wcale mi nie jest do śmiechu. Cały tydzień planowany, plan misternie, był utkany. Po kolei będę co dzień porządeczki robić sobie. W poniedziałek po południu zrobię czego nie zrobiłam w grudniu. Wtorek od samego rana, kuchnia będzie posprzątana . W środę pójdą na spacerek. "Stary" - dywan i kuferek pod trzepakiem niechaj sobie poplotkuje o pogodzie. W czwartek od samego rana firaneczka już wyprana i ściereczki w ruch się rwały okna błysku nabierały. Za to piątek planowany na kryształy ,porcelany pajęczynki no i kurze powycierać za mebelki będę się od rana wdzierać i wdzierałam się zawzięcie. Tańcowałam po segmencie tak ,że meble i kryształy na podłogę zlądowały. Tak skończyło się sprzątanie mówię Wam panowie panie czyściuteńko ,bo mebelki i kryształy z pokoiku wprost na śmietnik wyjechały.
3.Nie będę ukrywała, że wielkim jestem łasuchem. Głodna chodzić nie lubię, wolę z pełnym brzuchem. Jestem niestety wybredna, już taka to moja wada. Salceson, mortadela, pasztecik, to wszystko odpada. Najlepiej mi wszak smakują wszelkiej maści słodycze. Pączków, eklerek, bezików ja ich po prostu nie zliczę. A banany, truskawki, malinki zatopione w śmietanie, Toż to jest czysta poezja, wciąż apetyt mam na nie. Gdy pod me okno wieczorem melancholia się skrada, Na smutek wtedy najlepsza słodka, brąz czekolada.. I kiedy jeszcze do tego, chrupią w zębach orzechy, Ja z takiej to czekolady mam najwięcej uciechy. Na czekoladki, ciasteczka bardzo chętnie się skuszę. Ponieważ ślinka mi cieknie, tu zakończyć już muszę. Długo bym mogła wymieniać podniebienia rozkosze. Jeśli kogoś skusiłam, nie chciałam, wybaczcie proszę.
4.Dlaczego wolimy nowe od starego ? Takie pytanie przyszło mi do głowy. Siedzę i myślę, no właśnie dlaczego ? Po chwili stosik odpowiedzi gotowy. No bo weźmy żonę, umówmy się stara. Zdała by się nowa – tak myśl już leci i nie że ta stara to jakaś koszmara tylko nowa, pewnie nowe chęci wznieci. Albo takie auto czy nowe nie piękne, co tu porównywać z tą starą blaszanką. Eh lepiej nie myśleć no bo z żalu pęknę, albo nowe piwko, takie chłodne z pianką. I takich przykładów zaraz miałem masę i idea „nowe” już we mnie zwycięża, ale tutaj stop, nie za szybko czasem. A jak żona powie – chcę nowego męża. -
5.Leży dziadek na kanapie .I potwornie głośno chrapie .Po pokoju latała mucha. I ze złością ledwo słucha. Już ją męczy to warczenie. Już ją drażni to straszenie. Co na nosie dziadka siada. Dziadek wzdycha mucha spada .Męczy się tak od godziny. To są chyba jakieś kpiny .Ni, to usiąść, ni odpocząć .Ni, podrażnić się ochoczo. A wtem babcia się zjawiła. No i problem załatwiła.
6.Godzina dziesiąta przychodzi mamusia śpiąca się robi.. I gdy wszyscy film oglądają, mamusia też chce a tu... klap powieki opadają. Ale film ciekawy bo horror warty świeczki.. Mamusia się prostuje a tu... klap opadają powieczki hmm, mamusia uparta, nie daje za wygraną, ekran wzrok przykuwa oj ciekawy ten film a tu... klap główka na bok się osuwa. Nagle wrzask, prask ktoś kogoś zakatrupił w telewizji mama prosta jakby kij połknęła nic nie traci z wizji, ciągle patrzy na ekran, oczki coraz mniejsze grunt że patrzy bo musi a tu... klap mama już na podusi. Ale, ale jeszcze się łebuś z poduszki wychyla znajomy a tu ... klap już jakby wzrok zamydlony, jeszcze z boku oczkami spoziera zgrabnie a tu.... klap jak nam mama z wersalki nie spadnie. Już rozbudzona, naperzona udaje że patrzy i słucha a tu... Klap jednak wygodna ta poducha. Ale cicho mama się podnosi w telewizji coś ciekawego gadają a tu klap i tylko nogi spod kołdry wystają. I tak to mamusia nasza kochana. Śpiąc spokojnie cały film oglądała. Wstaje rano o szóstej wyspana, nowy dzień rozpoczyna a tu... klap pod kołderkami śpi cała rodzina.
7.Budzik jak co rano dzwoni Nie mam siły znowu wstać... I otworzyć nie chcę oczu. Znów tysiące czeka spraw! Dom na głowie postawiony. Dzieci, szkoła, ciągła wrzawa. Pies już też pod drzwiami czeka. Aż się ubiorę, posprzątam, zmyję. Aż dzieci zjedzą swoje śniadanie. Aż (jak co rano) nakrzyczę na nie że się guzdrają. żeby sprawdzili,czy wszystko mają bo się spóźnimy... Że jest za wolno, że bardzo późno, że ciągle gadam do nich na próżno. A jeszcze córce warkocze zrobić. I jeszcze Damian oczy zakropić. A Konrad rano musi wziąć leki, cholera oczko w rajstopach leci ! Gdzie są kluczyki...szybko w samochód. Jeszcze ten korek! No... wreszcie spokój Teraz już tylko łyk zimnej kawy... Pędem do pracy muszę się stawić... A mąż ?- spytacie. Spokojna głowa ! On już się umył, wyperfumował... Więc sam do pracy się przygotował !
8.Wstała Andzia lewą nogą. Żadne modły nie pomogą. Klnie wyzywa, drze swą japę .Mąż śpi jeszcze – chlap mu w papę. Wstawaj dali du roboty! I od rana drze już koty. Tako wściekłość w Andzi drzemie. Mąż ją ciągnie pod pierzyne. Najpierw trochę się wyrywa i opiera i wyzywa. A gdy w szyje ją całuje. Złość jej jakby ustępuje. A gdy wstaje już po chwili, Andzia śpiewa , jak ptak kwili. Usta ma już roześmiane. Oczy mętne, jak maślane . Potem woła - chodź kochanie. Uszykuje Ci śniadanie. Więc, do wszystkich to przesłanie. Kiedy baba lewą wstanie. Trza ją wsadzić pod pierzynę i popieścić tak z godzinę. By wyzywać już przestała i by prawą nogą wstała.
9.Poszła Andzia du fryzjera. A kolejka jak cholera .Chciała zrobić trwałą .I iść z chłopem na kolacje. A że bab tam było dużo .To się biedna Andzia wkurza. Koło składu przechodziła. Płyn do trwałej se kupiła. I zaczęła kombinować. Wcierać w głowę i smarować .Gdy już wszystko nałożyła .Łeb ręcznikiem owinęła. I w przepisie jak pisało. Miała czekać chwile małą. Ale coś nie dowierzała. Osiem godzin w tym siedziała. Niecierpliwiąc się wynikiem. Ściągła kłaki wraz z ręcznikiem .Teraz Andzia w łzach zalana . Bo jest łyso jak kolano. Jak Andziulę mąż zobaczył. To na drzewo jak kot wskoczył. I z kolacji wyszły nici. Teraz Andzia glacą świeci. By cierpliwość w sobie miała. To by ładnie wyglądała. Teraz siedzi se w chałupie .Palce z nerwów sobie chrupie.
10.W stawie użalał się karp do lina, ,,Bije ostatnia moja godzina. Wkrótce pokaże los niełaskawy, ze święta spędzę, w postaci strawy. Bo wszyscy ludzie, jak jakieś głupie, karpia na święta, karpia ja kupię. Nie jakaś inna wodna zwierzyna, dajmy tu przykład – przepraszam – lina, Może płoteczkę, kiełbia, czy klenia, już nikt na święta tak nie docenia. Tylko nad karpiem, męczą w tej złości, chociaż tak dużo, my mamy ości. Jesteśmy tłuste, marnej urody, czemu to ludzie nas ciągną z wody. Tego zrozumieć nie mogę w stanie’’, …i nie dokończył, bo było branie. Lin nie dosłyszał tej karpiej puenty, tak był sprawami swymi zajęty. Ale na koniec ma być z morałem, i taką myślą wiersz skończyć chciałam. Święta są z karpiem, wszyscy to znają, a ryby…przecież głosu nie mają.