- 1 -
Każdemu dziecku znana jest osoba Janusza Korczaka. Był lekarzem, wychowawcą, oficerem - człowiekiem wychowanym w kulturze polskiej, duchem bliski chrześcijaństwu. Przez całe życie kochał dzieci. Pisał dla nich i o nich, leczył chore, pomagał ubogim. W czasie drugiej wojny światowej z wolnego wyboru stał się dla nich ojcem i matką. Gdy Niemcy zdecydowali wywieźć dzieci z Warszawy do obozu w Treblince pojechał z nimi. I wtedy, gdy nagie dzieci, pod wpływem napływającego gazu padały na ziemię, Janusz Korczak uspokajał, tłumaczył, że wolność przyjdzie za chwilę, budził nadzieję, odrzucał panikę, dał każdemu dziecku żydowskiemu szansę spokojnego umierania. Naprzeciw śmierci trzeba iść z nadzieją życia, życia wiecznego w niebie, w Boga.
Ks. Rogowski P., Wierzę, że Wybawca mój żyje, BK 4l1984l, s.199-200
- 2 -
W jednej kopalni zasypało górników. Zaczęła się akcja ratunkowa. Wszystkich zdołano uratować, tylko jeden się nie znalazł. Ludzie myśleli, że już na pewno zginął. A on tymczasem ciągle jeszcze żył, choć był 800 metrów pod ziemią. A był tam już kilka dni: z głodu zaczął nawet jeść styl od łopaty. Ale nie tracił nadziei. Wierzył, że ludzie mu przyjdą z pomocą. Również bardzo gorąco się modlił. Tam też przypomniał sobie swoją matkę, która zmarła przed 26 laty, gdy miał 9 lat. I zaczął wzywać jej pomocy. Dusząc się z braku powietrza wołał: "Mamo, przecież obiecałaś, że mnie zawsze będziesz bronić. Daj mi znak, że stąd wyjdę cało". I kiedy tak zawołał, usłyszał z góry trzykrotne stukanie. Zbliżała się ekipa ratowników. Zasypany górnik wierzył w solidarność ludzi i nie zawiódł się.
Ks. Kolarz W., Módlmy się za zmarłych, BK 4 /1987/, s. 207-208
- 3 -
Kiedyś do kancelarii parafialnej przyszedł młody tatuś. Był bardzo smutny. Okazało się, że zmarło mu małe dziecko. Potem był pogrzeb. Mamusia trzymała w kościele na rękach malutką białą trumnę, a obok szła i również bardzo płakała 6-letnia Violetka, bo myślała, że będzie miała siostrę, a tymczasem ona umarła. Kiedy grabarz spuścił trumienkę do grobu, rodzice i Violetka uklękli i bardzo się modlili. A potem mamusia przyszła do kancelarii i tam zamówiła Mszę. Myślę, że Pan Bóg wysłuchał tych modlitw i przez zasługi swego Syna da wieczne mieszkanie temu dziecku w niebie.
Ks. Kolarz W., Módlmy się za zmarłych, BK 4 /1987/, s. 207-208
- 4 -
Słynny Julian, nazwany przez historię odstępcą - apostatą, który marzył o wskrzeszeniu wielkiego cesarstwa na Wschodzie, zmylony podstępem, wyrzekł się wiary chrześcijańskiej. Chciał odnowić starodawne mity Olimpu. Pewnego dnia, wyrus2ając na pole decydującej bitwy, która miała ostatecznie przypieczętować jego zwycięstwo, zobaczył znanego ze swej niezachwianej niczym wiary w Chrystusa, stolarza. Przejeżdżając koło jego warsztatu rzucił mu serdeczne, pogardliwe pytanie: "Filemonie, a cóż tam porabia twój Galilejczyk?" Nieustraszony, odważny, choć prosty człowiek, spojrzał na siedzącego na wspaniałym rumaku cezara i odpowiedział: "Przygotowuję dla ciebie trumnę. Pojechał Julian na bitwę i śmiertelnie trafiony w czasie jej trwania, wraz z tryskającą z piersi krwią, rzucił ku niebu słynne do dziś zawołanie: Galileae sicisti - "Galilejczyku, zwyciężyłeś!" Jak wielką rozpacz i wielką siłę zawiera ten krzyż, który dotrwał do naszych czasów i trwa w dziele naszego wieszcza Z. Krasińskiego, w "Nie boskiej komedii". Krzyk bólu, wielka tragedia serca zrodzona z nagłego poznania życiowej pomyłki. I padł martwy Julian Apostata niedopełniwszy swych zamierzeń...
Ks. Południka K., "Dopuście ich do oglądania Twojej światłości; BK 3-4 /1993/, s.163
- 5 -
Komuniści wymordowali polskich oficerów z trzech obozów: Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. Miejscem masowych mordów uczyniono Katyń. Tylko nieliczni się uratowali. Jednym z nich był podchorąży, Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski. W 1954 r. przyjął święcenia kapłańskie. Dnia 30 października 1988 r: dojechał do Lasku Katyńskiego i tam odprawą pierwszą Mszę świętą w intencji pomordowanych kolegów.
Jak to było? Mam przed sobą fotografie, tekst książki i nie które dane z osobistych rozmów z ks. prof. Peszkowskim. Celebrans jest w płaszczu bez sutanny. Ma na sobie tylko stułę. W rękach trzyma książkę, która jest równocześnie mszałem i lekcjonarzem.
Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdawało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas, za unicestwienie, a oni trwają w pokoju... W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją i rozbiegną się jak iskry po świeczniku" /Mdr 3. 1- 3 i 7/. Ks. prof. Peszkowski o tych słowach Pisma św. i o tej Mszy świętej napisał: Nigdy te słowa nie dotarły do mnie głębiej jak właśnie teraz, na tym miejscu... Dziękuję Bogu, że mogłem stanąć tu pośrodku was jako kapłan.
Kilka lat temu, ks. Peszkowski, jeden z ocalałych, stanął jako pierwszy kapłan nad zbiorowymi mogiłami swoich kolegów w Katyniu.
Ks. Mikołajewski B., Refleksje na dzień zaduszny, BK 3-4 /1993/, s.165
- 6 -
Wybitny poeta polski, Leopold Staff, na krótko przed śmiercią napisał piękny wiersz, który zadedykował swojemu przyjacielowi-kapłanowi:
"Chcę się dostać do nieba
Lecz mam za krótką drabinę,
O co się oprzeć nad ziemią?
Ach, byle dotrzeć do obłoków..."
Ks. Kazimierz Pielatowski Umarli żyją - BK 85/4
- 7 -
Przed parunastu laty miałem możność zwiedzania Lwowa. Przy tej okazji poszedłem także na słynny Cmentarz Łyczakowski i w zamyśleniu chodziłem pośród licznych, często bardzo już starych grobów. Wiele z tych grobów bliskich jest polskiemu sercu, jak np. grób malarza Artura Grottgera czy groby naszych poetów: Marii Konopnickiej, Seweryna Goszczyńskiego czy Władysława Bełzy. I właśnie na tym cmentarzu znalazłem grób jednego z naszych rodaków, na którym wyryty krótki, ale jakże wiele mówiący napis: "Odpocznie i wstanie". Prawdziwie katolicki to napis, albowiem w tych paru słowach zawarta została wielka prawda naszej wiary, prawda o przyszłym zmartwychwstaniu ciała: "Wierzę w ciała zmartwychwstanie".
DLACZEGO SZUKACIE ŻYJĄCEGO WŚRÓD UMARŁYCH? BK 87
- 8 -
Pisarz francuski, Ludwik Veuillot, pozostawił testament, w którym czytamy: "Gdy umrę, proszę włożyć ze mną do trumny pióro, na piersi zaś wizerunek Ukrzyżowanego, a pad stopy podłóżcie moje książki i spokojnie zamknijcie trumnę. Na mogile postawcie krzyż, a gdybyście mieli stawiać pomnik, to proszę na nim umieścić napis następujący: Wierzyłem, teraz zaś widzę... Nie wstydzę, się prawa Bożego, ufam Jezusowi, że w dzień ostateczny nie powstydzi się On mnie wobec swego Ojca". Pięknie wyznał swoją wiarę w testamencie, a wcześniej to wyznanie potwierdził swoim życiem.
CENA CZASU BK 87
- 9 -
Profesor Uniwersytetu Poznańskiego, Jan Sajdals, w czasie wojny otrzymał rozkaz: ma natychmiast opuścić mieszkanie zabierając jedną walizkę. Profesor zabiera cenne tłumaczenia, rozpoczęte prace naukowe. Najważniejszych przedmiotów przybywa w walizce. Profesor spogląda na wiszący na ścianie krzyż, przed którym wyklęczał tyle godzin w swoim życiu. Zdejmuje ze ściany Chrystusa Ukrzyżowanego, ale oficer niemiecki zabrania uczonemu zabrać go ze sobą: "Jeżeli zabierzesz krzyż, musisz wszystko inne zostawić". Profesor podnosi walizkę, wysypuje z niej wszystko i wkłada krzyż. Umierając, ten krzyż wziął do ręki i wypowiedział słowa: "Chryste, nie zdradziłem Cię, Chryste, przyjmij mnie do Twego Królestwa".
CENA CZASU BK 87
- 10 -
W 1956 roku ulice Poznania zroszone zostały krwią. A potem wzniesiono tam pomnik: dwa splecione ze sobą krzyże: krzyż Boga i krzyż człowieka: krzyż Chrystusa i krzyż narodu. I oto w tym wyrastającym z mogiły krzyżu jawi się najgłębsza odpowiedź na pytanie, po co ja żyję, umieram i cierpię. W tym krzyżu jawi się najgłębsza odpowiedź na pytanie, kim jest człowiek.
Patrząc po ludzku - dostrzegamy tylko człowieczy ból, łzy, cierpienia i krew. Dostrzegamy dobro i zło; wielkość i małość; zwycięstwa i klęski. Dostrzegamy chłodny podmuch śmierci, która gasi nawet najczystszą miłość, najszlachetniejsze i najwznioślejsze ideały. Patrząc tylko po ludzku - w ostatecznej perspektywie widzimy proch i grób.
Rozejrzyjmy się wokół siebie - jak szeroko rozciąga się pole mogił... A w głębi, pod ich powloką, spopielałe uczucia ojców i matek, mężów i żon. Popioły ofiarnych kapłańskich serc. Popioły bohaterskich obrońców umęczonej Ojczyzny... Jak szeroko rozciąga się pole mogił...
A jednak oko nasze dostrzega nie tylko groby, bo oto nad mogiłą unosi się krzyż! I właśnie ten krzyż jak błyskawica rozjaśnia mrok śmierci. W blasku tego krzyża jawi się prawda o człowieku, jawi się człowiek. Bo ów krzyż, choć stopą dotyka bezmiaru ludzkiego cierpienia, choć wyrasta z mogiły to jednak pnie się ku górze - głosi świadectwo życia i zwiastuje przyszłe zmartwychwstanie.
Gdy w roku 1944 dopalały się już ruiny i zgliszcza Warszawy gdy milknął ów szarpiący sumienie świata polski krzyk protestu i rozpaczy; gdy nie pogrzebane trupy powstańców zalegały szczątki rozbitych barykad - papież Pius XII wołał: "Najszlachetniejsi spośród szlachetnych zginęli, i zdało się oczyma głupich, że pomarli, a oni są najwspanialszymi zwycięzcami!" Dramat Warszawy można było nazwać zwycięstwem tylko w blasku Chrystusowego krzyża.
I oto dziś przychodzimy na cmentarz, patrzymy na wyrastający z mogiły krzyż i uczymy się prawdy o człowieku...
Adam Mickiewicz, chcąc wyśpiewać wielkość człowieka, pisał w III c. Dziadów:
Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza!
Kiedy myśl w twojej głowie jako iskra w chmurze Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza...
Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz
Już... czekają twej myśli szatan i anioły...
Ludzie! Każdy z was mógłby samotny, więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony!"
Właśnie takiej prawdy - prawdy o człowieku - uczy nas krzyż wyrastający z mogił
Ks. Mieczysław Brzozowski KRZYŻ NA MOGILE BK 89
- 12 -
Jest taka książeczka, która napisały dzieci z całego świata: Listy do Pana Boga. I jest książeczka napisana przez małą dziewczynkę, pt. Halo, Panie Boże, tutaj mówi Anna! Ania była bardzo dzielną dziewczynką. Umarła mając osiem lat. W ostatnich godzinach swojego krótkiego życia mówiła do przyjaciela człowieka dorosłego: "Wiesz, bardzo cię lubię. Dlatego powiem ci mój sekret: Pan Bóg mnie przyjmie do nieba!"
Myśl o śmierci Ani napełniła tego pana takim żalem i smutkiem, że płakał. Kiedy mężczyzna płacze, wtedy musi być wielki powód. Nie wiedział. nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego Ania musi umrzeć, dlaczego dzieci muszą umierać. Czytał oczywiście zdania, że miłość, przyjaźń silniejsza jest niż śmierć. Miłość trwa, nawet wtedy, gdy ktoś umrze. Po wielu latach ten pan stał nad grobem Ani. W pewnej chwili zaczął się, uśmiechać. Na grobie Ani rósł czerwony dywan kwiatów. Kamień, nawet taki szlachetny jak marmur, nie byłby piękniejszy. W kwiatach było życie! Drzewa rozmawiały w swoim języku. Ania nie potrzebowała pomnika. Ten pan pomodlił się i po raz pierwszy powiedział: "Do zobaczenia, Aniu!" Nagle przestał pytać: dlaczego musiałaś odejść? dlaczego tak musiało się stać? Powiedział: "Do zobaczenia, Aniu! Czekaj na, mnie!" Zrozumiał, że życie i śmierć Ani nie były przypadkiem; że spotkanie z nią nie było przypadkiem, szczęśliwym zbiegiem okoliczności. On przecież był chrześcijaninem, wierzył w dobrego Boga, w Boga, który pragnie i sprawia, że jesteśmy powołani do życia. Nasza przyszłość jest w niebie. Będziemy żyć, bo i Chrystus żyje!
Idąc dzisiaj czy w najbliższym czasie na cmentarz, pomódlcie się za tych wszystkich, znanych i nieznanych, którzy odeszli do Pana. A oni niech się modlą za nas, byśmy szli po drodze prowadzącej do życia wiecznego.
Ks. Jerzy Machnacz SDB DO ZOBACZENIA! BK 89
- 13 -
Warto wspomnieć choćby św. Franciszka z Asyżu, który nazywał śmierć - siostrą. Papież Jan XXIII napisał w swoim Dzienniku duszy: "nie trzeba mieć złudzeń, lecz zżyć się z myślą o końcu. Nie z lękiem, który obezwładnia, lecz z ufnością, która utrzymuje w nas chęć życia, pracowania, służenia".
Przysłowie hiszpańskie mówi: umarli otwierają oczy żywym!
Ks. Kazimierz PANUŚ ŚWIĘTEJ PAMIĘCI Materiały Homiletyczne Nr 138 Rok A/B - Kraków 1993
- 14 -
Piotruś chodził do klasy drugiej. Miał czarne, duże oczy i kręcone, ciemne włosy. Wszystkie dzieci lubiły Piotrusia, bo był wesoły i dobry dla nich. Pewnego dnia Piotruś przyszedł do szkoły smutny. Zapytany przez panią, co mu się stało, odpowiedział przez łzy, że mamusia ciężko zachorowała i pogotowie zabrało ja do szpitala. Na następny dzień Piotruś nie przyszedł do szkoły. Atak serca powtórzył się i mamusia Piotrusia zmarła. Piotruś i jego tatuś bardzo płakali. Odbył się pogrzeb. Najpierw Msza św. w kościele, a potem pogrzeb na cmentarzu. Teraz dopiero odczuł Piotruś, jak jest smutno, gdy się jest sierota... Kiedy było święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, Piotruś z ojcem szedł na cmentarz.
Gdzie tylko spojrzeć - wszędzie groby, a przy nich ludzie. Na grobach kwiaty i zapalone lampki. Ojciec przyklęknął i kazał przyklęknąć Piotrusiowi. Modlili się, a oczy ich były pełne łez...
Ks. Jerzy Rychlewski - ISTOTA MODLITWY ZA ZMARŁYCH BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(137) 1996
- 15 -
Niech zachętą do modlitwy - i to wspólnej, z mama i tata - będzie piękny wierszyk o tym, jak Pan Jezus modlił się rano i wieczorem:
"Wieczór złoci niebo, skończona wieczerza, Mały Jezus z rodzicami klęka do pacierza.
A gdy ranek rozpromieni domek w Nazarecie, Znów paciorek swój poranny mówi Boże Dziecię".
A teraz złóżcie pobożnie ręce i pomodlimy się za naszych zmarłych: "Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci".
Ks. Jerzy Rychlewski - ISTOTA MODLITWY ZA ZMARŁYCH BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(137) 1996
- 16 -
"Mały Gość Niedzielny" (1997, 3) podał, że 20 kwietnia 1995 r. 5zkoła Podstawowa w Mirosławiu Ujskim otrzymała imię Agnieszki Bartol. Czym zasłużyła sobie ta Agnieszka, że jej imieniem "ochrzczono" tę Szkołę?...
Kiedy umarła, miała zaledwie 12 lat, ale zostało po niej kilkadziesiąt brulionów szkolnych zapisanych jej pięknymi wierszami, opowiadaniami, pozornie dziecinnymi, a jednak o prawdziwej wartości literackiej. Agnieszka od urodzenia cierpiała na zanik mięśni. Jej biedne ręce i nogi wyglądały jak gałązki na uschniętym drzewie. Wiele miesięcy przeżyła w szpitalach, klinikach... Do rodziców mówiła z uśmiechem pocieszając ich, że na mięśnie się nie umiera. A jednak umarła. "Zgasła jak gwiazdka na niebie, w nocy, śpiąc u boku swojej mamy" - napisano. Zaprosiła koleżanki, przyjaciół na imieniny-przyjechali na jej pogrzeb...
Kilka miesięcy po śmierci wspomnianej Agnieszki ukazały się te jej "skarby literackie" w książce pt. Agnieszko, wróć! Nie tylko dzieci, młodzież, ale i starsi czytali z zachwytem jej utwory dziecinne, a tak dojrzałe literacko. Książkę trzeba było szybko wznowić. Drogę swojego krótkiego, a tak pięknego życia streściła w jednym zdaniu: "Dla mnie jest szczęście - po prostu życiem!" I na pewno to drugie życie jest dla niej jeszcze szczęśliwsze. A o duszy napisała tak: "Mówi się: nie patrz na ciało, ale na duszę. Ludzie jednak wolą patrzeć na to pierwsze, gdyż jest ono widzialną częścią człowieka i łatwiej je dostrzec; ten zaś, kto chce zobaczyć duszę, musi nieźle wytężyć oczy".
Na pewno na jej pogrzebie wielu płakało... A ona uśmiechała się z nieba tak samo i jeszcze piękniej niż wtedy, kiedy chodziła po ziemi. I miała rację! Bo człowiek nie jest ani tylko ciałem, ani tylko duszą, ale dzieckiem Bożym, w którym duszę widzimy poprzez ciało.
Ks. Ludwik Warzybok -"KTO CHCE ZOBACZYĆ DUSZĘ, MUSI WYTĘZYĆ OCZY" BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(139) 1997
- 17 -
Na jednym z radomskich cmentarzy można spotkać bardzo miłego pana, który codziennie przychodzi do grobowca swojej ukochanej żony. Bardzo pięknie uporządkował teren wokół grobu, posadził śliczne kwiaty. Każdy, kto przechodzi alejką obok grobu, podziwia widoczne efekty pracy tego pana. Niektórzy mówią, że bardzo musiał kochać swoją małżonkę. Pewnego dnia przechodząc obok, zatrzymałem się i powiedziałem: "Widzę, że i po śmierci jesteście razem" - "Tak, proszę księdza - odpowiedział - na ślubnym kobiercu ślubowaliśmy sobie wierność i trwanie aż do śmierci, ale przecież śmierć jest tylko przejściem z tego ziemskiego życia do życia wiecznego. Dlatego ja dalej trwam razem z moją zmarłą żona, która tam na mnie czeka. Była bardzo dobrą kobietą, żoną, matką. Codziennie się za nią modlę. Ta modlitwa jest takim «telefonem» między nami. W modlitwie wyrażam wdzięczność Bogu, że na swojej drodze spotkałem kogoś takiego, wiernego przyjaciela. Jeżeli osiągnęła pełnię zbawienia, swoją modlitwą pomagam innym i siebie uświęcam, a jeżeli jest w czyśćcu, to tylko ja jej mogę pomóc dzięki mojej modlitwie i Komunii św. ofiarowanej w jej intencji. Ona na mnie liczy".
Piękne słowa wypowiedział ten człowiek, które wielu żywych mogą tylko zawstydzić! Wartość człowieka uwidacznia się w jego wierności wobec Boga i człowieka. Ten pan pozostał wierny swojej żonie aż poza granicę życia. On dalej ją kocha, gdyż miłość nie umiera, lecz wiecznie trwa. Jego modlitwa jest ciągłym spotkaniem ze zmarłą żoną.
Ks. Krzysztof Maj - NASZA POMOC ZMARŁYM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(141) 1998
- 18 -
A jak można pięknie iść przez życic, nie bać się śmierci, a nawet iść z uśmiechem naprzeciw, daje nam przykład młody Alek Dawidowski, dryblas o niebieskich, śmiejących się oczach, o głowie pełnej pomysłów. Złapany i wywożony w czasie wojny z Pawiaka - umknął. Jako „ubezpieczający" trwał zawsze do końca akcji. Dowodząc oddziałem granatniczym pod Arsenałem pierwszy otworzył więźniarkę, by wydobyć z niej nieludzko skatowanego przyjaciela. Po tej udanej akcji został ugodzony kulą. Cierpiał straszliwie, też po bohatersku. Do nas mówił: "nie uwierzysz, ale jednym z powodów mego zadowolenia jest to, że wreszcie ja sam cierpię, Dotąd cierpieli inni. Tyle Ludzi. Ojciec... Matka.., Teraz wszystko w porządku", mówił dalej: "Śmierć? Niech przychodzi." Był gotów. Bóle wzrastały, cierpiał coraz bardziej. Nie bał się, był spokojny. Swoją robotę ukończył tak dobrze, jak tylko mógł. A żył w przyjaznych stosunkach z Panem Bogiem. Uchodząc w zaświaty, zapytał o zdrowie odbitego kolegi, jasnym wzrokiem obejrzał obecnych przy nim - nie przestawał się uśmiechać.
Któż z nas nie ma swoich między zmarłymi. Któż nie ma na cmentarzu tych, których kochał.
Ks. Jan Butryn - ŻYCIE W PERSPEKTYWIE ŚMIERCI Współczesna Ambona - Kielce 1985 Rok XIII Nr 4
- 19 -
Na cmentarzu zaczyna umierać w nas coś, co powinno w nas umrzeć, aby coś innego w nas mogło odżyć, choćby na chwilę. Przypominają się tu pełne zadumy strofy Brylla:
"A może myśmy już umarli
I całkiem się czujemy zdrowo Na tym cmentarzu zaduszkowym Między grobami naszych zmarłych. Może tu chociaż minut parę,
Tyle nim świeczka błyśnie - zgaśnie, Mamy nadzieję, miłość, wiarę...
Może tu jest ojczyzna właśnie".
Ks. Antoni Dunajski - ONI ŻYJĄ - TO MY UMIERAMY Współczesna Ambona - Kielce 1988 Rok XVI Nr 4
- 20 -
Wielu jest takich wśród nas, którzy sądzą, że śmierć jest końcem, że nie ma przyszłego życia... Wystarczy zajrzeć do współczesnej literatury, zapoznać się z badaniami socjologów.
Bohater powieści Maxa Frischa, inżynier, współczesny technokrata, mówi: "Nie mogę się zgodzić na coś takiego, jak słyszenie wieczności: nie słyszę nic prócz skrzypienia piasku na każdym kroku". A z końcowej rozmowy "Doli człowiecze " A. Marlaux pamiętamy te znamienne słowa: "Posłuchaj, May: nie dość jest dziewięciu miesięcy, trzeba sześćdziesięciu lat, żeby stworzyć człowieka, sześćdziesiąt lat poświęcenia, woli i tylu, tylu innych rzeczy! A kiedy ten człowiek dojrzeje, kiedy nie będzie już w nim śladu dziecka ani młodzieńca, kiedy naprawdę będzie człowiekiem, nadaje się tylko do śmierci".
Ks. Józef Kudasiewicz - JA JESTEM ZMARTWYCHWSTANIE I ŻYCIE Współczesna Ambona - Kielce 1990 Rok XVIII Nr 4
- 21 -
Żyją w nas liczne obrazy z książki pt. "Życie po życiu", która wzbudza tak wielkie zainteresowanie. Pamiętamy wypowiedzi reanimowanych na temat czarnego tunelu, niewyobrażalności przeżyć, uczucia spokoju i ciszy, bycia poza ciałem, spotkania z innymi w tamtym czasie świetlistej istoty, filmowego przeglądu życia oraz wpływu tych przeżyć na teraźniejsze życie. Wiele z tych - wymienionych elementów życia występuje mimo woli z osnową znanej nam modlitwy: "Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie. A światłość wiekuista niechaj mu świeci". Trzeba wyjaśnić, że nie chodzi tu o relacje z wieczności. Te opowieści "pośmiertnych" przeżyciach dotyczą ludzi, którzy zaczynali umierać, ale nie umarli, lecz wrócili do życia. Niektórzy z nich czuli, że zbliżają się do jakiejś granicy, ale żaden z nich jej nie przekroczył. Dla osób, które zaczęły umierać, nie były przeżyciami umarłych.
Ks. Julisław Łukomski - WSZYSCY IDZIEMY DO DOMU OJCA Współczesna Ambona - Kielce 1984 Rok XII Nr 5
- 22 -
Zosia lubiła odwiedzać swoją babcię. Babcia była wysoka, siwa i miała na nosie rogowe, czarne okulary.
Pewnego dnia babcia zdjęła z szafy stary album, położyła na stole i pokazywała w nim fotografie. Najpierw pokazała fotografie samej siebie - wtedy kiedy miała pięć lat.
Zosia nigdy by babci takiej nie poznała. Jakie to dziwne - pomyślała Zosia - jak bardzo się babcia zmieniła. Siedemdziesiąt lat temu była dziewczynką chudą jak patyk, z kokardą na głowie. Na innej fotografii w albumie zobaczyła Zosia swojego tatusia. Kiedy zrobiono zdjęcie miał dwa lata. Dwuletni tatuś chodził na czworakach po podłodze.
Przeglądając fotografie zwróciła Zosia uwagę na jedną z nich. Przedstawiała starszą panią w dużym kapeluszu z piórem i parasolką w ręku. - To cipcia Wanda - powiedziała babcia. - Gdzie ona teraz jest? - zapytała Zosia.
- Ciocia Wanda umarła, to znaczy przeprowadziła się do nieba usłyszała. .
Kiedy ktoś przeprowadza się na inną ulicę, albo do innego miasta tłumaczyła babcia - to zabiera wszystkie rzeczy ze sobą. Jeżeli jednak ktoś przeprowadza się do nieba, wszystko co miał zostawia w mieszkaniu: szafę, łóżko, radio telewizor, stół, kredens wszystkie szklanki, wszystkie filiżanki ze spodkami, telefon, widelce, łyżki, książki ,lampy, kapelusze, rękawiczki zegarek, który chodził na ręku, wszystkie ręczniki, nawet szczoteczkę do zębów, którą się zawsze zabiera ze sobą przy przeprowadzce.
Ten, który się przeprowadza do nieba wszystko zostawia na ziemi i na nowe miejsce zabiera tylko swoją duszę. Jaka ta dusza ważna! Nie można się z nią rozstać.
Ks. Jan Twardowski - PRZEPROWADZIĆ SIĘ Współczesna Ambona - Kielce 1984 Rok XII Nr 5
- 23 -
Stowe H. E. Beecher w swej powieści "Chata Wuja Toma" bardzo trafnie odmalowała nowotestamentalny obraz śmierci. Pisze: "dziecko bawi się przez cały dzień i jest zmęczone, wtedy ku wieczorowi wraca do matki i zasypia na jej łonie z uśmiechem szczęścia na twarzy. "Tak" my zasypiamy w Jezusie: dosyć długo bawiliśmy się w gry życia, nareszcie odczuwamy zbliżanie się śmierci. Jesteśmy zmęczeni i składamy nasze głowy na łonie Jezusa i spokojnie w Nim zasypiamy".
Śmierć - zaśnięciem. To częste powiedzenie, ale chyba nie zawsze dogłębnie rozumiane. "Zasnął w Panu wiele razy spotykany nagrobny napis na naszych cmentarzach. Może i nam tak kiedyś napiszą?
Ks. Edward Chmura - "PRZYJACIEL NASZ ZASNĄŁ" (J 11,11) Współczesna Ambona 1993
- 24 -
Pewnego dnia On stanie przy naszym grobie i zawoła tak jak wtedy do Łazarza: "wyjdź na zewnątrz!" (J 1l, 43).
Tak to rozumiała św. Monika. Przed śmiercią, która spotkała ją w Ostia Tiberina koło Rzymu, pokonała pragnienie, by ją pochować obok męża, w ojczystej Tagaście, na północy Afryki. Tę nieistotną sprawę - jak pisał Augustyn - zagłuszyła w jej sercu dojrzałość owoców łaski "»Nic nie jest dalekie od Boga - rzekła - i nie należy się obawiać, że mógłby On nie rozpoznać u kresu czasu, z jakiego miejsca mnie wskrzesić. (...). To nieważne, gdzie złożycie moje ciało. Zupełnie się o to nie martwcie! Tylko o jedno was proszę, żebyście - gdziekolwiek będziecie - wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim«. (...) Nie zatroszczyła się o to, żeby jej zwłoki spowito w całun kosztowny, ani o to, by je namaszczono wonnościami. Nie zapragnęła jakiegoś nadzwyczajnego grobowca ani tego, by ją w ziemi rodzinnej pochować. Nie tego od nas żądała, lecz tylko tego, aby ją wspominano przed Twoim ołtarzem, gdzie za życia służyła Tobie dzień za dniem bez przerwy" (Wyznania IX, 11.13).
Ks. Tadeusz Gacia - KU NAJWIĘKSZEMU SPOTKANIU Współczesna Ambona 1997
- 25 -
Tak jak śpiewają Siostry Służki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej z Mariówki nad grobem współsiostry:
"Me życie jest cieniem, me życie jest chwilką, Co ciągle ucieka i ginie.
By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, Ten dzień dzisiejszy jedynie. (...)
Ach, skończy się wkrótce to moje wygnanie, Wiecznego blask zalśni mi słońca.
I śpiewać Ci będę na wieki, o Panie, To "dzisiaj" bez kresu i końca".
Ks. Tadeusz Gacia - KU NAJWIĘKSZEMU SPOTKANIU Współczesna Ambona 1997
- 26 -
Franciszek Werfel - autor książki: "Pieśń o Bernadecie" tak napisał na temat śmierci: "tak jak narodziny dziecka są bolesną tajemnicą między matką a dzieckiem, podobnie śmierć jest bolesną tajemnicą między Bogiem i człowiekiem".
Francuski jezuita Teilhard de Chardin napisał: "śmierć jest wielką komunią z Bogiem. W momencie śmierci Bóg nas ogarnia Jak ogień, aby nas sobą wypełnić, łącząc nas z sobą".
Wypowiedzi te pokazują czym jest moc wiary człowieka. W tej bowiem perspektywie śmierć traci swoją grozę, ponieważ umieramy z Tym - który za nas poniósł śmierć, abyśmy życie mieli.
Ks. Zygmunt Dulewicz - GDZIEŻ JEST, O ŚMIERCI, TWOJE ZWYCIĘSTWO? Współczesna Ambona 1992
- 27 -
Możność utracenia wszystkiego w krótkim czasie. Podróżujący Arab posiadał wszystko. Wspaniały dwór na Libanie z wielkimi sadami drzew pomarańczowych, wielkie ogrody przecudnych kwiatów, olbrzymie bogactwa przywożone z dalekiej afrykańskiej ziemi i wreszcie największy chyba skarb - siedmioro dzieci. Wracał z Egiptu, wiózł wielki majątek. Marzył, że po powrocie do domu życie stanie się prawdziwym rajem. Biedny Arab! Zapomniał o jednym, że przy przebyciu maleńkiego skrawka pustyni wszystko może utracić. Błogi spokój panował w jego rodzinie tego ranka, kiedy rozbił namiot na złocistym piasku. Szczęście jednak nie trwało długo, bo jeszcze wieczorem tego dnia jeden z synów pożegnał go na zawsze. Nie zdążono opłakać śmierci najstarszego syna, tejże nocy dwie córki podzieliły ten sam los. A potem lekarze zaczęli mu liczyć dni kwarantanny.
W ciągu trzech miesięcy wszyscy go opuścili. Zabrała ich nieubłagana śmierć. Wracał na Liban samotny. Dziewięć wielbłądów kroczyło obok niego z opustoszałymi jukami.
Ks. Matras T., Błogosławieni umierający w Panu, BK 2-3(101) /1978/, s. 82
- 28 -
W ten dzień Arkadiusz zawsze przychodził na cmentarz, bo przecież to tradycja, płonące świece, melancholijny nastrój. Dziś przyszedł tu, gdy tłumy spełniły już swój „honorowy” obowiązek i poszły.
Cmentarz był bezludny i cichy. Stanął nad grobem rodziców - sam. Nie modlił się, gdyż zdążył się już odzwyczaić od „tych rzeczy”. Patrzył na kwadrat ziemi przystrojony kwiatami i zielenią. Wpatrzył się w świece. Krople wosku spływały po nich, jak ludzkie łzy. Świece topniały. Patrzył długo i poczuł, że w nim też coś topnieje. Oczyma wyobraźni przewiercił ziemię. I ujrzał ich oboje, ojca i matkę.
Nagle zdawało mu się że ich wzrok także przeszył ziemię i trafił aż do serca. Miał wrażenie, że stoi oko w oko z nimi. Potem, tak jak nieraz odżywa w uszach dawno zasłyszana melodia, usłyszał ich słowa. Szept umierającej matki: „Synku, nie zapomnij nigdy o Bogu”. I słowa uczciwego ojca: „Żyj tak, abyś mógł nam zawsze spojrzeć w oczy”. Zacisnął powieki, jakby w obawie, że trzeba będzie im teraz rzeczywiście spojrzeć w oczy. Poczuł się nieswojo. Tyle się zmieniło przez te lata od chwili ich śmierci. Coraz mocniej odczuwał na sobie wzrok tych z grobu. Oni chyba wiedzą o wszystkim! Jak na taśmie filmu ujrzał swe życie. W jednej chwili zrozumiał jak bardzo daleko odszedł od drogi, którą oni go prowadzili z tak wielkim poświęceniem i głęboką miłością. Zawiódł ich nadzieje, zmarnował ich ofiary i modlitwy. Oczy miał nadal zamknięte, ale widział wszystko lepiej niż kiedykolwiek indziej.
Ks. Waldera H., Wybawca mój żyje, BK 2-3(105) /1980/, s. 131
- 29 -
Dnia 12.X.1969 roku „Film” pisał, jakby w nekrologu, o niespodzianie zmarłej aktorce Bożenie Kurowskiej. W tej niespodziewanej śmierci jest okrutny tragizm. I bezmiar ludzkiej bezsilności. Można zwątpić w sens naszych poczynań, jeżeli tacy jak Ona odchodzą. Z dnia na dzień. Ile jeszcze mogła zrobić. Musimy teraz ten pełen obietnic początek traktować jako koniec. Zdani na własną pamięć i stare taśmy filmowe.
Ks. Kras J., Chrześcijańska koncepcja śmierci, BK 4(99) /1977/, s. 158-159
- 30 -
Kochani Rodzice i Siostry - pisał Henryk P. z Poznania przed egzekucją w 1941 r. Dzisiaj wieczorem przyjąłem Pana Jezusa. Żegnam Was i proszę o modlitwę i o Mszę św. za spokój mej duszy Opuszczając Was proszę o darowanie mi, że już nie będę podporą Waszą w tym doczesnym życiu. Za to będę się wstawiał za Wami u Boga, Władcy świata.
Ks. Kras J., Koncepcja chrześcijańskiej śmierci, BK 4(99) /1977/, s. 158-159