nąć pokój w drodze rokowań, nie zaś działań wojennych*4. Traktat pi-renejski między Francją i Habsburgami hiszpańskimi ostudził zapały wojenne Habsburgów austriackich.
W tych warunkach, po wielu wstępnych targach, rozpoczęły się w styczniu 1660 r. rokowania pokojowe w klasztorze Cystersów w Oliwie pod Gdańskiem. Kongres oliwski należy niewątpliwie do najważniejszych wydarzeń w historii dyplomacji europejskiej XVII w. i może być śmiało stawiany obok takich batalii dyplomatycznych, jak rokowania w Munster i Osnabriick, poprzedzające tzw. traktat westfalski (1648), kończący wojnę trzydziestoletnią czy karłowicki (1699), zamykający wielką wojnę turecką.
Do Oliwy zjechali się wysokiej rangi dyplomaci z 9 krajów, a mianowicie Polski, Szwecji, Austrii, Brandenburgii, Danii, Holandii, Kurlandii, Neuburga oraz Francji, której przedstawiciel, zręczny i inteligentny dyplomata Antoine de Lumbres, pełnił rolę nie tylko mediatora, ale zarazem i faktycznego przewodniczącego kongresu, mimo braku placet ze strony Austrii.
Rzeczpospolitą reprezentował Mikołaj Prażmowski, kanclerz wielki koronny i biskup nominat łucki, Krzysztof Pac, kanclerz wielki litewski, Jerzy Lubomirski, marszałek wielki i hetman polny koronny, znany nam już dobrze Jan Leszczyński, wojewoda poznański, Jan Andrzej Morsztyn, referendarz koronny, Władysław Rey, podskarbi nadworny i Jan Gniński, podkomorzy pomorski. Sekretarzował Gdańszczanin Joachim Pastorius.
Spośród dyplomatów zagranicznych wymienić należy tak wybitne nazwiska, jak Szwedów Magnusa Gabriela de la Gardie i Bengta Oxen-stiemę, Austriaków Franza hr. Kollowratha i Franza barona de Lisolę oraz Brandenburczyka Johanna von Hoverbecka, późniejszego wieloletniego rezydenta elektorskiego w Polsce.
Nad poczynaniami reprezentantów Rzeczypospolitej czuwała z pobliskiego Tczewa królowa Ludwika Maria. Rozmowy były przewlekłe i trudne, ponieważ w czasie ich trwania, od samego początku przejawiały się wyraźnie dwie tendencje. Pierwszą z nich reprezentowali działający na ogół zgodnie dyplomaci cesarscy i elektorscy, a polegała ona na tym, aby nie dopuścić do zawarcia separatystycznego pokoju między Polską i Szwecją, drugą, dążącą do rozbicia dotychczasowej koalicji antyszwedz-kiej i do pogodzenia Warszawy ze Sztokholmem bez oglądania się na innych uczestników kongresu, lansował de Lumbres.
Zgodnie z literą traktatów podpisanych przez Rzeczpospolitą z poszczególnymi uczestnikami koalicji, rację mieli dyplomaci austriaccy i brandenburscy. Równocześnie pogarszająca się sytuacja Polski, przede
** "Polen wolten ąuocunąue modo pacem licber per tractatus quam arma", HHStArch., Folen I, m 70, fasc. 36, 1657, Decem bor, f. 39 - 43.
wszystkim, jak to wówczas mówiono, „od ściany wschodniej” i przeszkody stawiane przez Austriaków i Brandenburczyków w samych rokowaniach pokojowych zmuszały Polskę do szukania dróg dwustronnego porozumienia ze Szwecją, a więc ipso facto popieranie stanowiska francuskiego.
Na posiedzeniu delegatów państw sprzymierzonych w dniu 1 marca 1660 r., kanclerz Prażmowski oświadczył zebranym wyraźnie: „Zmuszeni jesteśmy do przyjęcia mniej korzystnych warunków z powodu trudności naszego położenia. Oświadczamy poufnie, że król gotów jest zrzec się praw swoich do królestwa szwedzkiego dla pokoju swego narodu,, a my gotowi odstąpić Inflanty z wyłączeniem tej części, którąśmy przed wojną posiadali i z zastrzeżeniem uregulowania granic, które później oznaczymy”55.
W uzasadnieniu stwierdził, że do zajęcia takiego stanowiska skłania Polskę niebezpieczeństwo grożące jej ze strony Rosji, która nie tylko nie chce zwrócić Rzeczpospolitej znacznej części zdobytych w czasie działań wojennych 1654—1656 ziem, ale bardzo poważnie zamyśla o sojuszu ze Szwecją właśnie przeciw Polsce. Jest to już dostateczna przyczyna, dla której Rzeczpospolita musi wybrać pokój ze Szwecją a wojnę z Moskwą. Ale są jeszcze i inne. Sprzymierzeńcy tatarscy niechybnie zaatakują Polskę, jeżeli zdecyduje się zawrzeć wieczny pokój z Moskwą, wojsko polskie, o ile nie wyruszy na wyprawę wojenną przeciw wschodniemu sąsiadowi, skonfederuje się na wielką szkodę państwa. Wreszcie Rzeczpospolita musi pomyśleć o rzeszach wygnanej z terenów wschodnich szlachty i magnatów litewskich, a pomóc im można tylko poprzez wojnę z Rosją. Polska chciałaby poprzeć interesy swoich sprzymierzeńców, ale oni też muszą iść na pewne ustępstwa, gdyż w przeciwnym przypadku, dalsze przedłużanie się wojny może jej przynieść zgubne skutki.
“Stanowisko polskie spotkało się z niechętnym przyjęciem ze strony
aliantów, ale mimo wszelkich trudności (np. próby zerwania rozmów p&ez dyplomatów habsburskich i hohenzollernowskich), nie mogły one pttesłonić faktu, że tendencje pokojowe w Polsce i Szwecji, a nawet 1 Austrii brały zdecydowanie górę. Polacy dawali chętnie posłuch argumentom de Lumbresa, który przekonywał ich, że idea władztwa szwedzkiego nad Bałtykiem ostatecznie upadła, a w tej sytuacji północny sąsiad Polski przestaje być dla niej groźny, przeciwnie, w przyszłości okazać się może cennym sprzymierzeńcem. Trzeba również stwierdzić, że śmierć Karola Gustawa (luty 1660 r.) ułatwiła dalsze postępy w roko-
Waniach.
Dnia 3 maja 1660 r. podpisano ostatecznie międzynarodowy traktat
35 Cyt. wg L. Kubali, Wojny duńskie i pokój oliwski 1657 - 1660, Lwów 1922..
s. 302.
21T