70
Filip acz mocno strudzony, wstał, ubrał się, jak Da taką uroczystość uczynić należało, posiał po doróżkę i pojechał po swą matkę.
Baronowa oczekiwała go z wielsim niepokojem. Całą noc oka zmrużyć nie mogła, żyjąc w nieustan-nćj trwodze o runięcie planu, jaki jej syn powziął. Tern więcćj się jeszcze przeraziła, spostrzegłszy syna bladego, ze zmienioną twarzą. Nie domyśliła się, że te oznaki pochodziły skutkiem znużenia.
— Złe nowiny, nieprawdaż, zagadnęła go matka.
— Ale owszem pomyślne, zaraz wiedziałem, że się na Yandama mogę spuścić, trumna na sześć cali głęboko w ziemi. Nikomu nie będzie się śniło, szukać jej w tern miejscu.
— Dla tego, że Vandame jest tak zaufania godzien podług ciebie, obawiam się go...
— Niewczesne obawy... spuść się na mnie moja matko, on mógłby być niebezpieczny, ale zanadto go mam w mojem ręku, ażeby mnie mógł zdradzić, chodzi tu także i o jego skórę.
— A o tćj dziewczynie, co to przed ośmnastu laty dostała się ojcu jego do wychowania.
— Pocóż go zapytywać? — przerwał Filip. — Dziecko to powinno pozostać nieznane i nikt na święcie nie myśli się nią zajmować. Mówić o niej, byłoby to narażać się na obudzenie podejrzeń, przypuszczeń, byłby to jednem’ słowem szczyt niezręczności... Uchodzi ona za córkę Mikołaja Yandame. Pozostawmy ją w cieniu, dla nas lepiój.. Ale jedźmy już moja matko. Moglibyśmy się spóźnić... pogadamy obszerniój w pociągu.
Weszła wraz z synem do powozu, który ich zawiózł do dworca północnego.
W parę minut wiózł pociąg baronową i jej syna do Compiegne wraz z kilku innymi osobami.
Na dworcu w Compiegne Honoryusz i Berthaud, którzy już tam byli od samego rana, oczekiwali przy powozach, wynajętych poprzedniego dnia.
Ra ul oczekiwał już na nich i wszyscy troje razem jako najbliżsi krewni przyjmowali gości. Raul zdawał się kogoś niecierpliwie oczekiwać a kiedy spostrzegł panie de Brenues i Genowefę, zsdrzał. Zbliżył się do nich prędko i podziękował, że przybyły" na pogrzeb a szczególniej czule przemówił do Genowefy.
Nieboraczce po tern podziękowaniu serce zaczęło skakać jak ptaszek w klatce. Od zbytku szczęścia nie wiedziała co zrobić ze sobą w pierwszój chwili.
Podał jej rękę swoją, na której Genowefa złożyła nieśmiało swą dłoń. Spojrzeli sobie przytem o-boje w oczy. Mlodćj dziewczynie zdawało się, że ją sil.y opuszczą.
Wszedł mistrz ceremonii, zapowiadając wyniesienie zwłok.
Zaproszeni zaczęli szykować się za karawanem, na którym żałobnicy umieścili trumnę dębową. Pochód ruszył i wkrótce trumna z ziemią spoczęła w grobie familijnym, w którym ośmnaście lat temu spoczęły zwłoki hrabiny Juauny.
Panie de Brennes, chcąc z Rsulem pomówić, pozostały cokolwiek w tyle.
- Pojedziesz pan z nami? — zapytały kiedy się przybliżył.
— Nie mogę chwilowo. Mam wydać pewne rozkazy, ale niedługo pokażę się u psń, bo muszę się zwierzyć przed paniami z pewnej ważnej tajemnicy, która panie z pewnością uraduje.