194
jący nam drogę. Gościniec był szeroki, wózek nie mógł całą jego zająć przestrzeń; veturyno nic nie mówiąc bokiem go ominął i jechał dalńj. Wózek niebawem nas przegonił, i znów napoprzek drogi przed samemi stanął końmi. Veturyno zręcznem koni zwrotem na nowo go wyminął, ale zacinając konie cokolwiek spieszniej jechać począł. Gdy te manewra po raz trzeci się ponowiły, kamerdyner tracąc cierpliwość wyrzekać począł, a ja zdziwiona zimnój krwi zaniemiałego veturyna, wysunęłam się by zobaczyć zkąd to pochodzi? Na moje zapytanie potrząsł tylko głową, coś zcicha do kamerdynera mruknął i ani słowa więcój nie wyrzekł, a jeden z napastujących nas ludzi skoczył z wózka, i przez czas co towarzysz jego nie przestawał w usiłowaniach do wstrzymania naszćj jazdy, najżwawszą zaczął z nim kłótnię. O co ? on sam zapewne nie wiedział; ale przekleństwa i zelżywe wyrazy, gęsto z ust sypał, twarz jego złością iskrzała, pięścią groził Vcturyno wierny jak się zdaje przyjętej w takich razach taktyce, na to wszystko nie odpowiadał, a nie zwracając nawet w jego stronę głowy, zajęty był jedynie zręcznem wymijaniem wózka, który ciągle pod konie lub koła nam właził. Wówczas nieznajomy zawadyak, coraz bardziej zapalając się, zaczął skakać do niego, chcąc go za kolniórz uchwycić, a towarzysz jego opuszczając wózek, za przednie nasze targał konie, by je gwałtem na jakąś boczną zwrócić dróżkę, na końcu którćj mały bielił się pod lasem doinek. Ale kozioł mej karety wysoki, kola się obracały żwawo, wskoczyć nań niepodobna było. W tych tylko skokach ubiór skaczącego się rozwiał, i odsłonił kilka sztyletów i innój broni, a na wózku gdy ludzie z niego wysiedli i jakieś osłaniające go płachty pospadały, dwie dość duże skrzynki postrzegłam, i domyśliłam się wszystkiego. Bylito bryganci, doskonali bryganci; a lubo niektórzy twierdzą, że już tylko w romansach się ich napotyka, przyznać muszę, że nie mogłam dochować tego złudzenia, i bardzo dobrze czułam, że to wcale nie romans, że owszem byłato rzeczywista historya, która bardzo smutnie mogła się skończyć dla mnie.
Nie należeli oni wprawdzie do tych brygantów klassycznych, jakich w powieściach lub na rycinach kreślą. Nie mieli spiczastego z pawićm piórkiem, kwiatkami lub wstążkami kapelusza,