195
ni reszty przyjętego stroju jaki w karnawale rzymskim między kostiumami widywałem; ale czyściej i staranniej ubrani, niż w tej klassie bywa, jakąś eleganeyą niezwykła tym co wózkami jeżdżą się odznaczali.
Ten co najprzód na kozioł a potćm do okna mej karety skakał, w greckiej pąsowśj na głowie czapeczce, jak z rana nasi panicze noszą, takiegoż koloru miał chusteczkę z niechcenia na szyi zawiązaną, bieliznę-rzadkiej białości, a wkoło siebie dość szeroko zwinięty szid, zpod któregoto ja sztylety ujrzałam. Broda dokoła twarzy (en colier grec) starannie uczesaną była, słowem rzekłbyś, że to jakiś salonowy Leto, i musiał tćż być Lwem zbójców, lubo wcale nie zbójeckie miał rysy. Owszem mogę go policzyć do najpiękniejszych mężczyzn, jakich w życiu spotkałam.
Straciwszy nadzieję skłócenia się z furmanem i ściągnięcia go z pojazdu, do mnie obrócił swe zapamiętałe słowa; towarzysz jego z drugićj strony karety, także grozić zaczął, i nową rozpoczął kłótnię. O co rzecz chodziła? czyto były skargi na wuźnicę czyli pogróżki na nas samych? nie wiem; raptowndy i zadyszanćj ich mowy zrozumióć nie starałam się, a ehoćhy i najpowolniejszą była, muże w takiej jak moja wówczas obawie bym ją nie zrozumiała. Pamiętam tylko, że ustawicznie imię Matki Boskićj na ustach mieli, i oięści w górę podnosząc ciągle powtarzali: „Sacra Madonna !”
Gdyśmy się tak ucierali, my wyszukując tylko sposobu ucieczki, oni, nie chcąc ncs z rąk wypuścić, a niedość silni by przemocą pokonać, drugi jakiś dość podoimy pićrwszemu nadbiegł wózek. Jeden w nim tylko siedział tuwarzysz. Ten wyskoczywszy co prędzej, szepnął coś do ucha temu co od drzwiczek karety nie odstępował. Potćm rozpoczęła się między nimi długa tajemna rozmowa, jakby jakie spory. Zdaje się, iż oczekiwany sukurs nie mógł tak prędko jak żądali nadciągnąć; a gvły furmana nie mogli pchnąć nożem (coby go niezawodnie spotkało gdyby wiózł z konia), wstrzymać karety nie mieli nadziei, przynajmniej wstrzymać ją na lak długi czas jak im potizebnem było. My zaś korzystając z iego goniliśmy dalej. Już byliśmy pewni żeśmy da* leko za sobą <ch zostawi!:, kiedy ten co nam drogę naprzód za-