736 K. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
tak dobrze, że właściwie nie można jej za maskę uważać, jest to bowiem ich własne, prawdziwe oblicze. Dla innych jednak — a ci byliby, sądząc ze słów Pietkiewicza, na Polesiu rzeczyckim podobno liczniejsi od pierwszych1 — jest maską naprawdę; i tacy, gdy nie chcą, czy nie mogą się oprzeć sentymentowi, bądź na przykład jak to się zwłaszcza często przytrafia pasterzom i myśliwym — pociągającemu czarowi przyrody, i gdy przy tym okoliczności zmuszą ich do częściowego zdradzenia się z tym, co w danej chwili przeżywają, rozmyślnie kryją przeżycie pod szorstkim, niekiedy nawet bluźnierczym słowem •czy gestem. Najlepszą ilustracją takiego postępowania może być opowiadanie poleskie o sposobie traktowania przez młodego mężczyznę swej niedawno pojętej a bardzo łubianej żony. Krając chleb, przeznacza on dla niej — jak głosi anegdota — kromkę bez porównania większą od tych, które podaje rodzicom; ale kromkę tę ciska jej niby psu z ostrym warknięciem: Na! udaviśa („Na! udław się“), obyczaj nakazuje mu bowiem być brutalnym w stosunku do zaślubionej. — Opowiadanie powyższe nie dotyczy co prawda, rzecz jasna, wrażliwości estetycznej, ale znakomicie ułatwia zrozumienie analogicznego zachowania się chłopa także w stosunku do estetycznych uczuć. Gdy więc na przykład pewien Poleszuk nazwiskiem Kastiil, żyjący w drugiej połowie ub. wieku we wsi Wielkim Borze w Rzeczyckiem, ulegając pokusie, wybierał się w świąteczne przedpołudnie do lasu, niewątpliwie pociągany czarem wspomnień przede wszystkim łowieckich, ale w bardzo znacznym stopniu, jak twierdzi Pietkiewicz, także natury ściśle estetycznej, a żona wymawiała mu, że zapomina o cerkwi, chłop, broniąc się, napół szydził, napół żartował, a w gruncie bluź-nił, wynosząc głos psa gończego w lesie ponad dzwony kościelne, chwaląc sobie pieśni dzikich ptaków jako prawdziwie pobożne i święte, twierdząc wreszcie wrprost, że właśnie w lesie znajduje się „Bożaja prauda“ (prawda Boża), a zaś tam, gdzie „z v ó ń ać, yyjući mar-myćuć (dzwonią, wyją i mamroczą) — brechńa (kłamstwo)".
598. W twardym pancerzu, wykutym przez obyczaj i nie pozwalającym wieśniakowi zdradzać wrażeń estetycznych przed innymi jest jednak pewne słabe miejsce, czy raczej jest luka, przez którą owe wrażenia mogą się, w nader ograniczonym co prawda zakresie, ujawniać. Luka ta powstaje na tle stosunku dorosłego mężczyzny do drobnych dzieci. Reakcje uczuciowe na piękno przyrody, których należy się wstydzić wobec innych osób dorosłych, przed dziećmi do lat mniej więcej ośmiu bywają odkrywane z całą naiwną szczerością. Gdy więc — dajmy na to — „nieobecność żony, zajętej pilną pracą poza domem, zmusi przygodnie mężczyznę-Poleszuka do zabawiania dzieci, a czas mu na to pozwala, wtedy, nie poprzestając na bajkach, mówi
Co do mnie, wydaje mi się to nie wyłączone, ale dość nieoczekiwane.