1044 K. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
wyższego tańca jest dwućwierciowy; tempo średnio szybkie (J = 104); bardzo prymitywna melodia brzmi, jak następuje:
730. Przechodząc do zbójnickiego należy na wstępie podkreślić, iż podstawą jego układu jest koło (fig. 236, 255). Dzięki temu właśnie szczegółowi zbliża się on do korowodowych tańców huculskich i bałkańskich. Jednakowoż koło zbójnickiego nie tworzy zwartej całości, podporządkowanej od początku do końca ruchom jednakim dla wszystkich tancerzy. Przeciwnie, właśnie niesforność, rozmaitość, improwizowany, nieraz indywidualny charakter owych ruchów stanowi najistotniejszą jego cechę, dając widowisko jedyne w swoim rodzaju. Żywo przypomina się tu obraz, jaki podziwiać można na przykład w niektórych stronach Ukrainy, zajrzawszy do chaty, gdzie młodzież gromadnie zabawia się kozakiem: na środku izby tańczy szczupłe grono dziewczyn, a dokoła niego pod ścianami koło chłopców, z których każdy, sunąc luzem i nie bacząc całkiem na innych, wyczynia rozmaite kroki i ruchy według porządku, jaki mu właśnie w danej chwili w głowie zaświta; i tylko od czasu do czasu jak gdyby dreszcz zgodności przebiega przez ten niesforny korowód, zmuszając wszystkich do równoczesnych przysiadów. Przedwcześnie jest dziś sądzić, czy pierwocin zbójnickiego i podobnych mu tańców należy doszukiwać się w szczególnie burzliwych korowodach, rozsadzonych przez zbyt bujny rozwój trudnych kroków tanecznych, orężny charakter pląsu ‘ oraz gorączkowe tempo i wzrastające w związku z tym wszystkim nieokiełznanie, przebudzenie się indywidualnych ambicji lub dążności do samorzutnego, niczym nie ograniczonego wyżycia się w pląsie przez oddzielnych tancerzy, — czy też może raczej geneza obchodzących nas tu tańców leży zupełnie poza korowodem, a układ kolisty należy uważać tylko za wpływ ze strony pląsów korowodowych. Wreszcie i trzecia możliwość: istnienie od samego początku pewnych elementów korowodowych w ewentualnie odrębnych od korowodów męskich tańcach orężnych obchodzącego nas typu, bynajmniej nie jest, jak na dziś, do odrzucenia.
Ale wróćmy do naszego zbójnickiego. J. Kleczyński pisze o nim w r. 1883 krótko, że „zależy na chodzeniu w koło ogniska, przytupując mocno i wywijając w powietrzu ciupagą, lub składa się z niezmiernie trudnych przysiadów". Eliasz Walery (Radzikowski), który w sierpniu r. 1879 oglądał tańce w Tatrach i tak krytycznie odniósł się do góralskiego (ob. niżej s. 1057 odn.), zastrzega się
1 Oręż, trzymany w ręku, o ile ma i w tańcu zachować pozory broni, nie oozwala na zachowanie ściśleiszei łączności miedzy tancerzami.
wyraźnie po wyłuszczeniu swego ostrego sądu: „Mówię to o zwykłym tańcu góralskim. Taniec zaś zbójecki... jako okaz zabawy męskiej dzikich synów natury zawiera sam w sobie i w swej melodii dużo fantazji i jako taki in erudo może się podobać każdemu". Poświęca też temu pląsowi ilustrację (dość słabą zresztą) na s. 392 tomu 30 „Kłosów" i daje do niej takie objaśnienie: „ten taniec ma w sobie coś dziwnie oryginalnego a pięknego. Już sama melodia, pełna siły
Fig. 236. Taniec zbójnicki górali polskich. Tatry (cf. też fig. 255). Wg reprodukcji z fotografii (w zbiorach Muz. Etn. Krak.) rys. autor.
męskiej, nadaje mu charakter żołnierski, hulaszczy i dziki. Naprzód odróżnia go od zwykłego tańca góralskiego towarzyskość: tańczą bowiem zbójeckiego wszyscy zbiorowo, ilu się ich w kole pomieścić może, siekierkami kiedy niekiedy trącając siebie nawzajem, lub wywijając nimi do góry. Wśród tańca robią prysiudy, różne podskoki, czasem odwracają się parami do siebie, przyśpiewują sobie chórem i wedle osobistej fantazji urozmaicają sobie tę dla nich prawdziwie namiętną zabawę. Kobiety do tego tańca nie wchodzą" (1. c. s. 391). Jakże inaczej, o ileż głębiej i co prawda — su-biektywniej odczuł taniec zbójnicki Witkiewicz. „Oto — powiada on o góralach przewodnikach, co odbyli już kilkanaście godzin forsownego marszu, — wbijają wszystkie ciupagi w ziemię i zaczynają dokoła nich taniec. Każdy po kolei staje przed grajkiem, śpiewa parę zwrotek, płaci za muzykę i puszcza się drobnego. W końcu wszyscy już są w kole i wtedy rozpoczyna się jakieś szaleństwo, taniec opętany, wariacki, w którym na tle pewnego, ogólnego tempa ruchów każdy odpowiednio do swego temperamentu i zdolności tanecznych, improwizuje rozmaite ruchy i skoki. Ten łagodny blondyn, zgrabny i smukły, stula nogi, bierze się pod boki i wyprostowany rzuca sobą w powietrze, padając ukośnie na ziemię, jak gwóźdź olbrzymi. Ten drab potężny o czerwonej spoconej twarzy wyrzuca się w górę na sążeń, zgina nogi, uderza z trzaskiem w locie dłoniami po piętach i spada z hukiem. Ów z nadzwyczajną elegancją i szy-