Portret wenecki
We Florencji załatwiłem szybko własne i poruczone mi sprawy, obszedłem zabytki w centrum i zniechęcony tłumem wojskowych i turystów, uciekłem nad Arno. lun, u bukinisty w małym i zakurzonym sklepiku, kupiłem za grosze wielkie tomisko Album di ritratti. I z tym Albumem portretów w chlebaku stanąłem o świcie, po nocy przespanej u adresatów rzymskiego polecenia, na rogatkach miasta, czekając na samochód do Wenecji tub w okolice. Nadarzyła się okazja tylko do Padwy.
W Padwie natknąłem się na znajomych oficerów polskich i 1 nimi dotarłem około południa do Wenecji. 'Wojjśtaun komenda miasta w uliczce obok placu Świętego Marka była już zamknięta, otwierano ją znowu wczesnym wieczorem. Przez chwilę, rezygnując z należnego mi przydziału kwatery, byłem gotów zapukać do 'liligOt z nielicznych nie zarekwirowanych hoteli, ffezystkie były rzekomo przepełnione; rzekomo, bo jjąwitlamatowała się w nieżyczliwych spojrzeniach recepcjonistów.
Ifrócitem więc na plac, gdzie szczęśliwym trafem zająć jedyny wolny jeszcze stolik w kawiar-1 z chlebaka wyciągnąłem moje
tomisko.
A/bmutt portretów był wyraźnym przedsięwzięciem ^H^^M^ tRtydziestych, którego nie musnęła na-wet jękHWlWWBgD kuratora, historyka sztuki. Ale wy-HH^HH^pj^iDdukcje dobre, a noty o portrecistach zapożyczone z poważnych biografii i monografii. | wydawnictwach tego rodzaju usi-
uchwycić istotę ich głównego
tematu. W wypadku Albumu chodziło o zaprezentowanie możliwie szerokiej gamy odcieni w sztuce portretowej. Ogromnie cienka jest nić dzieląca dobry portret konwencjonalny od portretu, który w intencjach malarza ma być odczytaniem: charakteru, psychiki, umysłowości, bagażu życiowego modela (lub samego siebie w autoportrecie). Z grubsza rozróżniłbym trzy kategorie portretów, naturalnie z pominięciem konwencjonalnych, w których główną rolę odgrywa czynnik podobieństwa i ubioru. 1. Celne od pierwszego spojrzenia portrecisty, trafiające natychmiast w esencję wyrazu twarzy (dla przykładu Holbein i Rembrandt), skoro dla mnie przynajmniej jest pewne, że każda znacząca i należycie zobaczona twarz przemawia pełnym głosem od pierwszego wejrzenia. 2. Poetycko-emocjo nalne, tak odkrywcze i intensywne, jak dobry wiersz (powiedzmy, van Gogh). 3- Indagacyjno-psychologicz-ne, bardzo personalne w ujęciu portretowanej twarzy (Lorenzo Lotto), w przeciwieństwie do typowości Ty-cjana.
Lorenzo Lotto? Padło nazwisko wielkiego i długo zapoznanego malarza — głównie portrecisty — weneckiego. Piszę je z pewnym zażenowaniem. Czy czytelnik uwierzy — a zależy mi, by uwierzył — że zaraz na początku mojej podróży (i mojego opowiadania) natrafiłem na trop tak ważny w Portrecie weneckimi Jeśli czytając dalej, przymruży sceptycznie oko, proszę go tylko o pamiętanie, że nie autor jest panem kapryśnych, przecinających się nieoczekiwanie i rozchodzących się ni stąd, ni zowąd linii losów; autor bywa sam zaskakiwany Ręką, która prowadzi jego rękę.
Nota o malarzu w Albumie portretów, upleciona z