Portret wenecki
istnieniu. Proszę też nie uprawiać tu życia towarzyskiego” (co było eufemizmem na temat żołnierskiego zwyczaju przyprowadzania prostytutek).
Sierżant angielski miał rację: zapuszczenie dwupoko-jowego parteru, kuchni i łazienki było rewoltujące; na szczęście, prócz szerokiego łoża, można było liczyć na fotel przystawiony do szafki bibliotecznej, pełnej książek i albumów malarskich. Reszta — stół, krzesła, komoda — była zarośnięta brudem, chwiejna i wywrotna za byle poruszeniem. Także dom był prawie ruiną, z dziurami po odpadniętym tynku, z zewnętrznymi schodami żelaznymi, które przylegały do muru i prowadziły na piętro (wewnętrzne, nieczęsto chyba używane, trzeszczały niepokojąco, gdy Contessa zeszła, aby mi otworzyć drzwi). Ale było widoczne, że w drugim pokoju ktoś stosunkowo niedawno mieszkał, jego ściany były obwieszone reprodukcjami malarskimi i fotografiami, 1 blisko oszklonych drzwi, wychodzących na zewnętrzne schody i teraz zablokowanych, stała duża, stylowa, zamknięta (bez klucza w zamku) szafa na ubrania. Na zewnętrznych schodach żelaznych, jak się nazajutrz rano okazało, drzemały w dzień trzy puszyste koty, odstraszając szczury, dla których przełaz od ulicy był drogą w stronę kanału.
Po latach, kiedy stałem się admiratorem The Aspern Papers, podczas każdorazowej lektury noweli Henry Jamesa wspominałem domek na Calle San Barnaba. Był co prawda nędzny w porównaniu z domem dwóch bohaterek Aspern Papers, ale panowała w nim podobna atmosfera, jak ją określić? zapewne ukrytego, pełzającego rozkładu. Mimo że moja Contessa była dorodną, na oko czterdziestoletnią kobietą, a stara Miss Bordereaux,
za młodu kochanka sławnego poety Asperna, warowała zazdrośnie na jego drogocennych listach miłosnych o włos już od grobu.
Upadłem ze zmęczenia na łóżko, kiedy się obudziłem, zegarek wskazywał dziesiątą. Czułem głód. Ciemnym przełazem wyszedłem na ulicę, blisko było Campo. Bar obok kościoła był jeszcze otwarty, lecz pusty (w Wenecji przed sezonem letnim dziesiąta jest bardzo późną godziną). Wszedłem do pokoiku w głębi, gdzie dawano coś zimnego do zjedzenia i butelkę wina. Gospodarz opuścił serrandę w drzwiach wejściowych, zgasił światło w barze i przysiadł się do mnie. Wiedział już, że zamieszkałem u Contessy.
Nie trzeba było zachęcać go do mówienia, wieczorna gadanina „na luzie” przy szklance wina jest rozkoszą każdego barysty (od barista). Contessa nie była hrabiną z urodzenia. Młodziutką studentkę Akademii Sztuk Pięknych uwiódł grubo od niej starszy hrabia Terzan. Zaszła w ciążę. Terzan zgodził się dać jej i dziecku swoje nazwisko wraz z tytułem, ale pod warunkiem, że po ślubie nigdy więcej nie spróbuje go zobaczyć. Kupił jej domek na Calle San Barnaba, który był wtedy jeszcze solidny, i wyjechał do swojego majątku pod Sondrio, w Valtellinie. Nigdy go tu więcej nie widziano, nie przyjechał nawet na pierwszą komunię chłopca. Chłopiec skończył gimnazjum, zapisał się na architekturę. Alvise, nazywano go zdrobniałym imieniem Alvi. Matka zarabiała na życie obojga odnawianiem starych obrazów i kopiowaniem arcydzieł w Akademii na zamówienie bogatych klientów. Była w Alvim zakochana (z wzajemnością), nie widziała poza nim świata, tak, tak, ładny i dobry chłopiec. Sama - choć pan widział, że młoda jesz-
7 i Gorący oddech 97