JAN BASZKIEWICZ
samego dołu urzędniczej hierarchii; proteguje także, w poziomie, partykularyzmy i wolności lokalne.
Jakże jednak pominąć znaczenie tego systemu dla umocnienia lojalności monarchicznej dygnitarzy, a zatem i stabilizacji władzy. Stary współpracownik Henryka IV, Maximilien Sully, tak tłumaczył kardynałowi Richelieu decyzję tego monarchy o ustanowieniu „paulette”: „Ów wielki władca miał na względzie nie tyle dochód, który stąd mógł osiągnąć [...] Choć racje fiskalne miały nań wielki wpływ, to jednak przy tej sposobności potężniejsza była racja stanu”. Rzecz w tym, że system dziedziczności sprzedawal-nych urzędów wiązał nieodwracalnie armię urzędników z monarchicznym porządkiem — z tym właśnie, jaki istnieje, jaki sankcjonuje prawa dygnitarzy. Wywrócenie owego ładu politycznego zrujnowałoby przecież całą konstrukcję stanu urzędniczego. W normalnych warunkach urzędnicy mają dziesiątki powodów do narzekań i kontestacyjnych nastrojów czy nawet działań. Gdy jednak przychodzi ostry kryzys polityczny, gdy lud i możni się buntują, a tron się chwieje -9 urzędnicy skupiają się przy monarsze. Rząd z kolei zdaje sobie sprawę z tego, że nie wolno mu doprowadzać urzędników do desperacji, bo to ich popchnie w stronę przeciwników politycznego porządku. Pożyczkami przymusowymi, ograniczaniem urzędniczych kompetencji, a zwłaszcza groźbami likwidacji „paulette” należy zatem operować bardzo ostrożnie.
Cały problem ma jeszcze inny, klasowy wymiar. Otóż sprzedawalność urzędów i ich przekształcenie w część rodzinnego majątku jest niebywale atrakcyjną ofertą dla burżuazji francuskiej. Urzędy pociągają kupca, przedsiębiorcę, bankiera czy armatora nie tyle jako lokata kapitału (choć ich ceny rosną) lub źródło dochodu (oficjalne gaże są skromne, dochody z opłat stron także nie bajeczne) — ile jako instrument społecznej promocji. Urząd jest źródłem władzy, co dla ludzi ma często smak narkotyku; jest też źródłem prestiżu: nie darmo wysokie ceny urzędu złośliwi określają mianem podatku od próżności, „impót sur la vanite”. Urząd pozwala wejść do elity, otwiera bowiem stosunkowo szybko drogę do uszlachcenia jego posiadacza. Francuski bourgeois daje się znęcić pokusie, by żyć po szlachecku, „vivre noblement”. Nie jest przypadkiem, że w XVII wieku z parterowych pomieszczeń burżuazyjnych kamienic znikają biura, sklepy, kantory wymiany, warsztaty, a sama kamienica snobizuje się na rezydencję. Kapitał zgromadzony dzięki mieszczańskiej skrzętności w produkcji i handlu coraz częściej jest inwestowany w urzędach i w posiadłościach ziemskich. Ekonomiczna stagnacja, właściwa temu stuleciu, nie sprzyja zresztą rozmachowi aktywności manufakturowych, handlowych, kolonialnych. Jakże się więc dziwić* że zamożna burżuazja w tym wielkim, pracowitym i przez naturę szczodrze obdarzonym kraju zaczyna się przeobrażać w sobowtóra szlachty?
Zapewne, syn bogatego kupca tekstylnego, który zostaje wysokim dygnitarzem na dworze i otrzymuje tytuł markiza ja nie zmienia błyskawicznie swej burżuazyjnej mentalności. Jest ona zresztą niezłym wianem dla monarchii, której bardzo się przydaje burżuazyjne zamiłowanie do ładu, dyscypliny myślenia i działania, kalkulacji, przewidywalności zdarzeń. Trudno wszakże zaprzeczyć, że na długą metę sprzedawalność urzędów pozbawiała burżuazję francuską dynamizmu i wtapiała jej zamożne, przedsiębiorcze i ambitne elementy; w świat feudalnych instytucji, pojęć, obyczajów.
Sfera praw stanowych we Francji przedstawia się nam dziś jako solidna, rozbudowana i gęsta część ustroju monarchii. Aby lepiej pojąć, czemu nie zdołała ona zagrodzić drogi postępom absolutyzmu, przyjrzyjmy się przez chwilę obradom ostatnich przed rewolucją Stanów Generalnych. Zwołano je do Paryża w październiku 1614 roku, gdy rząd królewski, sterowany przez Marię Medycejską, cieszył się nikłym prestiżem. Wydawałoby się, że okazja umocnienia zasad „monarchii temperowanej” była wyborna. Ale wszystkie trzy stany B- kler, szlachta i burżuazja -H skłóciły się natychmiast. Kler żądał przyjęcia decyzji soboru trydenckiego, który umacniał władzę papieża i zatrzaskiwał drzwi do porozumienia z protestantyzmem. Stan trzeci bronił „gallikańskiej” niezależności Kościoła Francji od papieża. Szlachta zajmowała tu postawę chwiejną. Z kolei posłowie szlachty energicznie domagań się zniesienia „paulette”, której burżuazja broniła zażarcie. Posłowie stanu trzeciego
229