JAN BASZKIEWICZ
pozwalał eminencji na strategiczne myślenie i szybkie ustalanie hierarchii problemów. Ludwik XIV miesza sprawy ważne i błahe, co zamula i wydłuża proces podejmowania decyzji. Królewska wola władzy nie pozwala na stworzenie zwartej, solidarnej i kolegialnej ekipy rządowej, monarcha pracuje z każdym swoim ministrem z osobna. Trwa jednak znany już uprzednio zwyczaj kumulowania stanowisk i to właśnie zapewnia—obok zaufania króla, oczywiście—silną pozycję czy to Colberta, czy kilku innych ministrów. Ludwik XIV dba jednak o to, by ministrowie rywalizowali ze sobą i nie lubili się wzajemnie: to ułatwia królowi utrzymywanie kontroli i zapewnia rolę najwyższego arbitra. Gdy w ostatnim okresie panowania, od schyłku XVII wieku, znika ze sceny pokolenie bardzo wybitnych ministrów Ludwik XTV zaczyna dobierać ludzi miernych, wyróżniających się giętkością karku. Powiększa to jego rolę, ale i składa nań tym cięższe brzemię. Waży też na klęskach politycznych i militarnych Francji.
Za pośrednictwem swych rad i ministrów król steruje ogromną i stale rosnącą armią urzędników biur wersalskich. Ta organizacja biurokratyczna nie jest, jak dziedziczna „toga” na prowincji, jakąś przeciwwagą dla absolutyzmu:. Jest po prostu sprawnym, kompetentnym i gorliwym instrumentem królewskiej absolutnej woli. Nie ma w niej jeszcze tej ociężałości, tej siły bezwładu, które zaciążą nad administracją królewską ostatnich Ludwików.
Monarsza absolutna wola docierała do prowincji państwa powoli i z oporami. Opór stawiały jej już choćby tylko trudności techniczne: przy ówczesnych warunkach transportu i łączności z Wersalu do Bretanii czy Bearn było rzeczywiście bardzo daleko. Niemały wpływ miały wszelako i względy społeczne. Prawda, intendenci utrwalili się w swych okręgach urzędowania, rozbudowali nawet własny aparat biurokratyczny, dzielili swe wielkie okręgi na mniejsze i wysyłali tam swych zastępców (subdelegatów). Jednakże intendent, główne ramię króla na prowincji, musiał nieustannie walczyć z oporem sił lokalnych i w walce owej nie zawsze odnosił same zwycięstwa. Sprzedawalność i dziedziczność urzędów zostały utrzymane, wraz z nimi zachowała się korporacyjna solidarność dziedzicznej „togi”. Względy fiskalne skłaniały rząd do rozmnażania liczby sprzedawanych urzędów, na czym cierpiała efektywność administrowania i logika rządzenia państwem. Dziedziczna „toga” żywiła mocne uczucia niezależności od rządu i broniła wytrwale „wolności lokalnych”. Odrębności poszczególnych prowincji bynajmniej nie zanikły, system prawa sądowego i urządzeń skarbowych był mocno zróżnicowany. Niekiedy zresztą odrębności te miały pełne uzasadnienie: utrzymanie ich własnych praw i przywilejów w prowincjach niedawno przyłączonych (Roussillon, Alzacja, Franche-Comte) było polityką inteligentną. Przecież jednak ciągle absolutyzm francuski u schyłku XVII stulecia daleki był od nowoczesnych wzorów, takich, jakie powstały w zbiurokratyzowanych, policyjnych systemach monarchii absolutnej XIX wieku.
Głębokie uwikłanie Francji XVII wieku w tradycji feudalnej nie powinno budzić wątpliwości. Nie przeczy temu dostrzeżony przez Marksa i Engelsa działający w tej absolutnej monarchii - system równoważenia różnych sił społecznych. Zauważmy, że wypowiedzi klasyków socjalizmu na ten temat grzeszyły niekiedy pewnym brakiem precyzji, co ułatwiało ich fantazyjne interpretacje. Trudno przyjąć tezę, iż mechanizmy monarchii absolutnej XVII wieku stanowiły instrument w ręku burżuazji, służący jej interesom.
To prawda, że stara szlachta została w zasadzie odsunięta od stanowisk ministerialnych; pozostały jej godności kościelne i wojskowe (ale i tu nie miała ona monopolu). Ponadto monarchia wzięła na swe utrzymanie — ściślej: na utrzymanie społeczeństwa -Jl|dużą grupę rodzin arystokratycznych. Czterem tysiącom szlachty „prezentowanej na Dworze” zapewniono synekury, pensje, gratyfikacje, ordery, posagi, przywileje dworskie, fascynujące atrakcje kulturalne i towarzyskie. Ci, którzy nie przebywali stale na Dworze, nie mieli szans na owe atrakcje i fawory: „Nie znam go wcale” — mówił Ludwik XIV, gdy go proszono o łaski dla kogoś spoza kręgu szlachty dworskiej-. To „pozłacane lokaj stwo” arystokracji francuskiej miało trwać już do końca ancien regime’u. Było zarazem wspaniałe i niewygodne, upokarzające i pasące pychę. Bardzo „oswoiło” dumnych wielmożów: Ludwik XIV nie musiał już, jak jego poprzednicy, obawiać się rewolt arystokracji aspirującej do rządzenia krajem.
249