Niezwyciężony
Pisarz zakończył protokół z obrad modlitwą: „Oby Bóg wszechmocny obdarzył nas radosnym, spokojnym i szczęśliwym rokiem, i doprowadził nas do szczęśliwego końca”.
Ani te piękne słowa, ani toczące się swym utartym trybem życie codzienne nie były w stanie ukryć prawdy, że wojna, która niedawno wydawała się tylko zwykłą plotką, zbliżała się wielkimi krokami. Od momentu upadku twierdzy we Frederiksodde, na Fionii panował jakby stan wyjątkowy. Mieszkańcy wyspy w bolesny sposób poznali prawdę za sprawą bon motu61 wypowiedzianego przez Pera Brahe w czasie grudniowej narady w 1654 roku, którego użył, aby uzasadnić wojnę przeciwko Rzeczpospolitej: „Siedzieć cicho, to znaczy prowadzić wojnę przeciwko sobie samemu”. Siły duńskie, zebrane w celu obrony Fionii przed szwedzkim najazdem, były w styczniu 1657 roku w trakcie wywoływania na wyspie katastrofy gospodarczej, to znaczy narażania ją na to niebezpieczeństwo, przed którym miały jej strzec.
Jak zwykle bywało, wojsko zostało rozlokowane na całej wyspie, znajdując kwatery u miejscowej ludności. Na terenie wielkich posiadłości zakwaterowano do 100 jazdy, a nawet więcej, podczas gdy mniejsze gospodarstwa musiały złożyć się wspólnie, aby móc utrzymać pojedynczych żołnierzy. Oprócz miejsca do spania, żołnierzom zapewniano też: co ósmy dzień każdy z nich miał otrzymać pół kilograma masła, pół kilograma mąki, 2 kilogramy wieprzowiny, a jeśli miał konia, dochodziło do tego dodatkowo 42 kilogramy siana, 2 kilogramy owsa albo 1 kilogram żyta. Już w pierwszej fazie wojny chłopi mieszkający na Fionii musieli oddać część swych własnych zapasów, które w większości przetransportowano do Frederiksodde, a które potem dostały się w szwedzkie ręce. Obecne kwaterunki były więc dla chłopów gwoździem do trumny. Jednym z problemów była zła organizacja kwaterowania. Kiedy armia szwedzka zajęła Jutlandię, jedną z pierwszych czynności była inwentaryzacja ksiąg ziemskich po to, aby we właściwy sposób ocenić, czego można było oczekiwać od poszczególnych chłopów. Duńskie władze na Fionii zdecydowały się na to samo dopiero w listopadzie. Poza tym brakowało danych o tym, ile i czego
61 Bon mot - trafne, zręczne powiedzenie, wtręt (przyp. tłum.).
poszczególne oddziały potrzebowały, a także o tym, co już otrzymały. Oznacza to, że niektóre oddziały otrzymały za mało, a żołnierze wchodzący w ich skład głodowali i rabowali żywność na własną rękę, podczas gdy inne oddziały otrzymały za dużo żywności, co kończyło się tym, że głodowali chłopi, którzy decydowali się też czasem na porzucenie swych gospodarstw. Poza tym, jak to zwykle bywało, kiedy w jednym miejscu gromadziło się wielu żołnierzy, w alarmującym tempie wzrastała przestępczość. Tylko w czasie jednego posiedzenia któregoś z landstingów doniesiono o 32 przypadkach kradzieży koni.
Nie był to jedyny ciężar, którym obarczono ludność Fionii. Mieszkańcy musieli także czuwać przy ogniskach, pracować przy kopaniu rowów i wałów oraz pełnić straż na plażach, co było czasochłonnym, męczącym i nudnym zajęciem. Monotonię widać między innymi po liczbie bójek, do których dochodziło w strażnicach. Poza tym, podwładnych Fryderyka III zobowiązano do przewożenia ładunków na rzecz armii, które to zajęcie w dużym stopniu obciążało chłopów, jako że armia duńska miała bardzo słabo rozwinięty system transportowy. W końcu ludność zaczęła odmawiać wykonywania niektórych zajęć. Oznaczało to, że na przykład w magazynach pozostały spore ilości prochu strzelniczego, bo nie miał go kto dostarczyć poszczególnym oddziałom.
Przygotowania do obrony Fionii prowadzono w takim samym chaosie i przy takim samym braku pieniędzy, co całe przygotowania do wojny. Komisarze wojskowi i oficerowie zajmujący się przygotowaniami na wyspie kłócili się często ze sobą o to, kto powinien rządzić tym albo tym i dlaczego, podczas gdy ważne zadania powierzano - jak w średniowieczu - miejscowej szlachcie. Brakowało także doświadczonych żołnierzy - wszystkie stanowiska dowódcze obejmowali cudzoziemcy, głównie Holendrzy, ale i Niemcy, Francuzi i Szkoci - a naczelne dowództwo nad siłami stacjonującymi na wyspie powierzono z niewiadomych względów 27-letnie-mu Chrystianowi Ulrikowi Gyldenloye, który był przyrodnim bratem króla i nieślubnym synem Chrystiana IV. Uważano go raczej za lwa salonowego, bez niezbędnego doświadczenia wojskowego. Wielu duńskich dowódców starało się z całych sił zaprowadzić porządek w panującym chaosie, ale nawet tam, gdzie udało się
163