Niezwyciężony
przywrócić jaki taki porządek, często brakowało pieniędzy. Obrońcom brakowało też większości rzeczy, zwłaszcza, że wiele z tego, co im było potrzeba, przewieziono wcześniej do Frederiksodde. Brak odzieży doprowadził do tego, że wielu marynarzy - wśród których większość stanowili Norwegowie - znoszono ze statków z odmrożonymi stopami i rękami; brak paszy spowodował, że oddziały dragonów, które przeniesiono na wyspę, musiały zostawić swe konie na Zelandii, a wiele koni znajdujących się na Fionii zdechło. Brakowało zwierząt pociągowych. Braki w amunicji doprowadziły do tego, że zaczęto przetapiać na kule przedmioty wykonane z ołowiu, miedzy innymi wielką iglicę, która zdobiła komnaty królewskie w Odense. Pustki w kasie spowodowały, że żołnierze i oficerowie przez kilka miesięcy z rzędu musieli obywać się bez żołdu, co groziło wybuchem niepokojów i buntu. A ponieważ przeważająca część najlepszych armat, jakimi dysponowało państwo, dostała się wraz z upadkiem Frederiksodde Szwedom, obrońcy Fionii musieli zadowolić się uzbrojeniem gorszego gatunku, pamiętającym bardzo odległe czasy; wyciągano je teraz z zakamarków gdzieś na prowincji, uzupełniając nowoczesnymi lawetami i kołami1.
Chociaż wśród oficerów dowodzących wojskami na Fionii sporo było osób, które już w okolicach Bożego Narodzenia ostrzegały, że kryzys rozprzestrzenił się już tak mocno, iż groziło to rozwiązaniem niektórych oddziałów, to nadal przeważała dawna naiwność i lekkomyślność. Twierdzono, że w czasie tak złych warunków pogodowych nie należy spodziewać się szwedzkiego ataku. Niektórzy wprost mówili, że lód i śnieg stanowią wystarczającą ochronę, i że po nowym roku będzie można zredukować liczbę posterunków na plażach.
Jeżeli wśród mieszkańców Fionii rzeczywiście znaleźli się tacy, którzy wierzyli albo mieli nadzieję, że takie przypuszczenia są słuszne, to pozbyli się złudzeń rankiem 9 lutego, kiedy to we wszystkich wsiach rozdzwoniły się dzwony kościelne, które tym razem nie zwoływały mieszkańców na mszę ani nie wieściły nadej-
ścia jakiegoś święta. Tym razem dzwoniły, aby ostrzec, że Szwedzi przeszli po lodzie na drugą stronę.
Wiele lat później, kiedy było już po wszystkim, pojawili się artyści malarze. W swej tęsknocie za wspaniałością i symetrią tacy mistrzowie pędzla jak Johan Philip Lemke czy CADahlstrom zaczęli przedstawiać przeprawę przez Bełt prawie jak marsz paradny, gdzie żołnierze szerokim frontem szli po lodzie, jakby znajdowali się na placu ćwiczeń: żołnierze ustawieni są w regularne, precyzyjnie sformowane czworokąty, a kolor ich mundurów odbija się od jaskrawej bieli tafli lodowej. Przepaść między obrazem a rzeczywistością istniała od zawsze, ale rzadko widać ją było tak wyraźnie, jak w tym przypadku.
Jeśli bowiem wyobrazimy sobie, w jaki sposób armia szwedzka przeprawiała się przez Mały Bełt, to musimy zapomnieć o wspaniałej paradzie. Sami żołnierze dość mocno różnili się od estetycznych ideałów. Miesiące, a nawet lata spędzone w czasie wyczerpujących kampanii, pozostawiły na nich trwałe ślady. W swoich zużytych mundurach, poplamionych i zniszczonych koletach2, okryci podartym, ciemnym płaszczem ze zwykłego, brązowego albo niebieskiego sukna, ubrani w żółte, wielokrotnie naprawiane skórzane spodnie; wielkie i niewygodne, brudne od topniejącego śniegu rozpryskiwanego przez końskie kopyta kawaleryjskie buty; opasani porwanymi i spierzchłymi pasami - szwedzcy żołnierze, dosiadający małych, chudych, kudłatych koników sprawiali wrażenie niechlujnych nędzarzy3. A kiedy maszerowali, to na pewno nie w bezbłędnie ustawionych szykach. Ich marsz przypominał raczej pochód mrówek, które idą przed siebie trochę po omacku, trochę chaotycznie. Żołnierze nie dosiadali swych koni, tylko zgodnie z rozkazem prowadzili je za cugle. Niespokojnie, żeby nie powiedzieć ze strachem, wsłuchiwali się w dźwięk trzeszczącego lodu i wypatrywali pęknięć oraz plam, utrzymując jednocześnie przez
165
Ale kół też brakowało, choć trafniej byłoby powiedzieć, że brakowało drewna do ich produkcji, to znaczy brzozy i dębu.
Kolet - europejski ubiór wojskowy ze skóry łosia, długi kaftan z rękawami rozkloszowany u dołu, wkładany pod kirys albo obojczyk płytowy lub samodzielnie jako rodzaj miękkiej zbroi (przy. tłum.).
Sten Bonnesen