■
438
J. ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
co powiedział pewien sekretarz komitetu powiatowego? || jesteście, towarzyszu, taka Świnia - tak powiedział - to ja was podsumuję. Adam! Mogą ci się nie podobać moje wypociny, ale wyczaruj, Adam!
Nagórski, w pełni świadom, że nie powinien tego uczynić wstaje od stolika cokolwiek ociężale i podchodzi do baru, tym razem wobec Edka Kubiaka bez prawidłowych skojarzeń w przestrzeni i w czasie.
- Jeszcze trochę pana pomęczymy, panie Edku 1 mówi.
- Jeszcze to samo?
- Właśnie.
- Pan Kuran nie ma dosyć?
- Wszyscy mamy dosyć.
I gdy, wsparłszy się o barowy kontuar, przygląda się, jak pan Edek nalewa wódkę do karafki, przychodzi mu nagle na myśl, że Nike, skoro jest w Warszawie, mogła dzwonie podjego nieobecność i nie dodzwoniwszy się, czeka w TTiieszkahiu. Dopiero teraz fakt, że opuszczając Kazimierz owego świąfećzne-go ranka, gdy zerwanie wydawało się ostateczne, a wszelki powrót niemożliwy dla obojga, zabrała jednak klucze od mieszkania, staje się dla Nagórskiego szczególnie wymowny, o ileż wymowniejszy od możliwości zapomnienia, zrozumiałego w atmosferze wrogiego pośpiechu, jaki temu wyjazdowi towarzyszył. Nigdy niczego nie zapomina - myśli - zawsze zapominała tylko to, co zapomnieć chciała, zwłaszcza niektórych kłamstw zapominała, ileż razy tak było, że gdy do jakiegoś wydarzenia z przeszłości wracałem, ona nie będąc pewna, co mi w swoim czasie opowiadała, mówiła z najszczerszym akcentem: nie pamiętam, zapomniałam. Atgłos rozsądku mówi w nim prawie równocześnie: znów się, głupcze, łudzisz, znów się chcesz utopić w złudzeniach, w tej mętnej wodzie oczekiwania.]
Mówi:
- I rachunek, panie Edku.
- Wszystko razem?
- Plus dużą Soplicą. To na dzisiaj byłoby chyba wszystko.
I myśli: gdybym mógł wiedzieć, gdybym mógł wiedzieć
tylko to jedno, to jedno jedyne, jaka jesteś naprawdę i co naprawdę myślisz, kiedy kłamiesz i mówisz prawdę.
- Zdrowie pańskiego syna, panie Edku. Może ma rację chłopak, że ucieka do lasu.
Na to Kubiak:
- Każdy człowiek, proszę pana, ma jakąś rację, tylko nie każda racja wychodzi na zdrowie.
Ale Nagórski nie ma ochoty podjąć tego zawiłego wątku, więc uregulowawszy rachunek wraca do stolika, a ponieważ chciał się tą pośpiesznie przy barze wypitą Soplicą upić, czuje się pijany.
- Dobranoc - mówi.
Zaremba:
- Wychodzisz, stary?
- Wódkę zaraz wam pan Edek przyniesie. Bawcie się dobrze.
Natomiast Kuran, zaskoczony takim zwrotem w sytuacji, daremnie poszukuje kwestii, którą mógłby jeszcze raz „ustrzelić” Nagórskiego, chce powiedzieć: nawet ciemny kmiotek, jak kupi na jarmarku krowę, oblewa interes ze sprzedawcą, wydaje mu się jednak, że okazałby w ten sposób niezadowolenie, iż Nagórski ich opuszcza, mówi więc obojętnie:
- Kurwy by się jakieś przydały.
A Nagórski tak bardzo nie może (i nie chce) swojej rozbudzonej po kilkutygodniowym znieczuleniu udręki opanować, iż odwołuje Ksawerego i pociąga go za sobą do hallu.