Ffaufiert, Tani 'Boimy
przyszłe postępowanie? Flaubert kontrapunktuje postawę rozmarzonej małżonki przyziemnością jej małżonka:
Rozmowa Karola była płaska jak chodnik uliczny, a utarte zdania przesuwały się w niej w powszednich barwach, nie wywołując żadnego wrażenia, ani rozśmieszając, pobudzając do zastanowienia (cz. I rozdz. VII, s. 39) 228.
Ta różnica usposobienia coraz bardziej doskwierać zaczyna Emmie, zwłaszcza od momentu balu u margrabiego, na którym tańczyła dwukrotnie z tym samym partnerem. Ostatni taniec, walc (pamiętamy wrażenia Wertera!), szczególnie ją upoił i skłonił do marzeń, które miały powracać tygodniami.
Sposób, w jaki Flaubert prowadzi narrację, jest dwojaki: z jednej strony, jak widzieliśmy, rysuje postać Emmy w barwach ironicznych: jej zamiłowanie do ckliwych obrazów (winietki z błękitną obwódką!, chora owieczka!), marzenia o malowniczym życiu (rycerz na karym koniu!, kasztelanka w gorsecie!), łatwość wzruszania się tym, co zewnętrzne, co stanowi blichtr i pozór (bal!) czynią z niej dla nas osobę płytką, może nawet śmieszną, do której czujemy dystans. Równocześnie jednak opisuje Flaubert takie przeżycia Emmy, które budzą zrozumienie, gdyż nie wynikają z nierzeczywistych marzeń czy ze zwykłej egzaltacji, lecz z emocji i uczuć, które łatwo zrozumieć i podzielać. Należy do nich na przykład opis walca, do którego zaprosił ją wicehrabia na pamiętnym balu:
Zaczęli powoli, następnie wirowali coraz prędzej, a wraz z nimi wirowało wszystko, lampy i meble, obicia i posadzka, jak tarcza osadzona na osi. Koło drzwi suknia Emmy zaczepiła się o spodnie tancerza, nogi ich się zetknęły, on spuścił swój wzrok ku niej, ona podniosła oczy na niego, ogarnęła ją jakaś niemoc: zatizymała się. Po krótkim wytchnieniu puścili się znowu; wicehrabia szybkim ruchem pociągnął ją aż na koniec galerii, gdzie zadyszana, o mało co nie upadła i na chwilę oparła głowę o jego piersi. Potem wirowali ciągle, lecz coraz wolniej. Odprowadził ją na miejsce; zmęczona i odurzona, oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy (cz. I, rozdz. VIII, s. 49)229.
228 La conve.rsation de Charles ćtait piąte comme. un trottoir de rue, et les idćes de tout le mondey dćfilaient dans leur costume ordinaire, sans exciter d’ćmotion, de rire ou de reverie [w oryginale mowa o uczuciu, uśmiechu i marzeniu].
229 lis commencdrent lenlement, puis allerent plus vite. Ils tournaient: tout toumait autour d’eux, les lampes, les meubles, les lambris, et le parąuet, comme un disąue sur un
153