ROZDZIAŁ 11
WITAJ Z POWROTEM… TAK JAKBY
Hannie wydawało się, że przez wiele dni wirowała wśród gwiazd, zanim znowu została rzucona w światło. Po raz kolejny siedziała na ganku Ali. I po raz kolejny wylewała się z t-shirta American Apparel i dżinsów Seven.
- Nasza nocna impreza odbędzie się w stodole Melissy! - mówiła Spencer.
- Słodko. - Ali uśmiechnęła się szeroko. Hanna szarpnęła się do tyłu. Może utkwiła w doświadczaniu tego samego dnia, jak ten facet ze starego filmu „Dzień Świstaka”. Może Hanna będzie musiała przeżywać ten dzień od nowa, aż zrobi wszystko dobrze i przekona Ali, że jest w wielkim niebezpieczeństwie. Ale… kiedy Hanna ostatni raz była w tym wspomnieniu, niewyraźna sylwetka Ali majaczyła w pobliżu mówiąc Hannie, że wszystko z nią okay. Ale nie było z nią okay. Nic nie było okay.
- Ali. - ponagliła ją Hanna. - Co to znaczy, że jesteś okay?
Ali nie zwracała na nią uwagi. Obserwowała Melissę, przechodzącą przez graniczne podwórko Hastings'ów z przewieszoną przez ramię togą na zakończenie roku.
- Hej, Melissa! - zagruchała Ali. - Cieszysz się na wyjazd do Pragi?
- Kogo ona obchodzi? - wrzasnęła Hanna. - Odpowiedz na moje pytanie!
- Czy Hanna… mówiła? - sapnął odległy głos. Hanna przekrzywiła głowę. Nie przypominał głosu żadnej z jej dawnych przyjaciółek.
Po drugiej stronie podwórka Melissa położyła dłoń na biodrze.
- Oczywiście, że się cieszę.
- A Ian jedzie? - zapytała Ali.
Hanna chwyciła w dłonie twarz Ali.
- Ian nie ma znaczenia. - powiedziała stanowczo. - Ali, posłuchaj mnie!
- Kim jest Ian? - daleki głos brzmiał, jakby dochodził z drugiego końca bardzo długiego tunelu. Głos Mony Vanderwaal. Hanna rozejrzała się po podwórku Ali, ale nigdzie nie dostrzegła Mony.
- Przestań, Hanna. - Ali odwróciła się do Hanny ze zniecierpliwionym westchnięciem.
- Ale grozi ci niebezpieczeństwo. - wyjąkała Hanna.
- Nie zawsze jest tak, jak ci się wydaje. - szepnęła Ali.
- Co masz na myśli? - ponagliła ją desperacko Hanna. Kiedy sięgnęła w stronę Ali, jej ręka przeszła na wylot przez jej ramię, jakby Ali była obrazem rzuconym na ekran przez projektor.
- Kto co ma na myśli? - zawołał głos Mony.
Oczy Hanny gwałtownie się otworzyły. Boleśnie jasne światło praktycznie ją oślepiło. Leżała na plecach na niewygodnym materacu. Wokół niej było kilka osób - Mona, Lucas Beattie, matka i ojciec.
Ojciec? Hanna próbowała zmarszczyć brwi, ale mięśnie jej twarzy poraził obezwładniający ból.
- Hanna. - podbródek Mony drżał. - Och, mój Boże… Obudziłaś się.
- Wszystko w porządku, kochanie? - zapytała jej matka. - Możesz mówić?
Hanna zerknęła w dół na swoje ręce. Przynajmniej były szczupłe, a nie wyglądały jak połcie szynki. Wtedy zobaczyła rurkę kroplówki wystającą ze zgięcia łokcia i niezgrabny gips na ręce.
- Co się dzieje? - wychrypiała rozglądając się. Scena przed nią wydawała się zainscenizowana. To, gdzie właśnie była - na tylnym ganku Ali z dawnymi przyjaciółkami - wydawało się w wiele bardziej realne. - Gdzie jest Ali? - zapytała.
Rodzice Hanny wymienili niespokojne spojrzenia.
- Ali nie żyje. - powiedziała cicho matka Hanny.
- Proszę traktować ją łagodnie. - białowłosy mężczyzna o haczykowatym nosie w białym kitlu godnym krokiem ominął zasłonę i stanął w nogach łóżka Hanny. - Hanna? Jestem dr. Geist. Jak się czujesz?
- Gdzie, do cholery, jestem? - dopytywała się Hanna głosem nabrzmiałym paniką.
Ojciec Hanny wziął ją za rękę.
- Miałaś wypadek. Bardzo się martwiliśmy.
Hanna spojrzała niespokojnie na otaczające ją twarze, potem na rozmaite urządzenia podłączone do różnych części jej ciała. Oprócz kroplówki była maszyna mierząca bicie jej serca i rurka, którą do jej nosa docierał tlen. Ciało miała najpierw rozpalone, po chwili lodowate, a po jej skórze ze strachu i zmieszania przebiegały dreszcze.
- Wypadek? - szepnęła.
- Potrącił cię samochód. - powiedziała matka Hanny. - Przy Rosewood Day. Przypominasz sobie?
Szpitalna pościel lepiła się, jakby ktoś ją pokropił roztopionym serem. Hanna grzebała w pamięci, ale nie znajdowała niczego o wypadku. Ostatnie, co sobie przypominała, przed siedzeniem na ganku Ali, to otrzymanie sukienki Zaca Posena w kolorze szampana na urodzinowe przyjęcie Mony. To było w piątek wieczorem, dzień przed uroczystością Mony. Hanna zwróciła się w stronę Mony, która wyglądała jakby równocześnie odczuwała ulgę i była zrozpaczona. Miała też duże, sine kręgi pod oczami, jakby od kilku dni nie spała.
- Nie przegapiłam twojej imprezy, prawda?
Lucas pociągnął nosem. Ramiona Mony napięły się.
- Nie…
- Wypadek zdarzył się potem. - powiedział Lucas. - Nie pamiętasz?
Hanna spróbowała wyciągnąć z nosa rurkę z tlenem - nikt nie wyglądał atrakcyjnie z czymś zwisającym z nozdrzy - i przekonała się, że została przyklejona taśmą. Zamknęła oczy i walczyła, by znaleźć coś, cokolwiek, co by to wszystko wytłumaczyło. Ale widziała tylko majaczącą nad nią twarz Ali i szepczącą coś zanim zniknęła w czarnej nicości.
- Nie. - wyszeptała Hanna. - Absolutnie nic z tego nie pamiętam.
Pretty Little Liars - Unbelievable Nie do wiary
1