Kuba Sobiepanek
-Żeby w zimę lodowisko było nieczynne to „tragedia” - Kuba całą powrotną drogę burczał, prychał i złościł się jak malec, któremu w mama nie chce kupić lizaka. Łyżwy na jego ramieniu dźwięczały wesoło, ale co po takim dzwonieniu gdy zamiast śmigać po lodzie wracają nie dotknąwszy płyty lodowiska.
- Jak dobrze pójdzie, to awaria instalacji chłodniczej do jutra będzie naprawiona -uspokajał Kubę Tata.
-Tato, a może dziś pójdziemy nad staw!! Podobno cały zamarzł.
-Nie, nad staw nie. Na stawie lód kruchy, cienki.
- Ale chłopaki mówili…
- Powiedziałem „nie” - Tata popatrzył surowo na Kubę.
- Nie to nie! - nadąsał się znowu Kuba. Ale po chwili się dziwnie rozpogodził. Zwolnił kroku i poprawił łyżwy na ramieniu.
- Kuba, co ty kombinujesz? - Magda została z tyłu z bratem.
- Nic nie kombinuję. Po prostu chcę dziś pojeździć na łyżwach!
-Ale chyba nie po stawie!
- A co nie mogę?
- Przecież Tata ci nie pozwolił !
- A czy ja go zawsze musze słuchać? Czy nie mogę robić co sam lubię!
- Taki z ciebie Sobiepanek?
- Co wy tam szepcecie? - Tata odwrócił się i popatrzył na nich uważnie.
- A nic! Ja tylko chciałbym pójść do Franka, pograć w piłkarzyki - skłamał Kuba.
-Dobrze, idź- zgodził się Tata. - Tylko nie siedź u niego za długo.
Wracali więc do domu bez Kuby. Bliźniaki brykały po śniegu jak tygryski po trawie, Tata rzucał w nie śnieżkami, śmiał się, przewracał w zaspy. Magda za to czuła jakieś zimno wokół serca i nie mogła przestać myśleć o Kubie.
- Wyglądacie jak bałwany! - roześmiała się Mama, gdy weszli do przedpokoju cali biali z nosami czerwonymi od zimna.- A gdzie Kuba?
- Awaria lodowiska, więc Kuba poszedł grać z Frankiem w piłkarzyki.
Magda poczerwieniała jakby to ona skłamała Tatę a nie Kuba, dlatego zamknęła się w swoim pokoju i siedziała w nim cicho jak mysz pod miotłą. Dopiero, gdy usłyszała zaniepokojone głosy Mamy i Taty wysunęła nos za drzwi.
- Dlaczego on jeszcze nie wraca! - martwiła się Mama stojąc przy oknie.
- I czemu nie odbiera telefonów!
Pod Magdą ugięły się nogi. A jeśli Kubie się coś złego stało?
- Kuba uparł się, ze będzie jeździł dziś na łyżwach po stawie -wyjęczała.
- I dopiero teraz nam o tym mówisz? - Tata spojrzał na Magdę z wyrzutem. Chwycił z wieszaka kurtkę. - Marysiu czekaj z dziećmi w domu, gdyby Kuba wrócił…
- Tato, poszukamy go razem dobrze? - zawołała Magda.
Biegli później co sił w nogach trzymając się za ręce. Tata w niedopitej kurtce, a Magda ze łzami w oczach. Kiedy zbliżyli się do stawu zobaczyli wóz strażacki i karetkę pogotowia. Wokół stali ludzie coś krzyczeli, kogoś pokazywali. Kiedy Tata z Magdą podeszli ludzie się rozstąpili. Na noszach leżał Kuba, cały mokry. Ktoś zdejmował mu buty z łyżwami z nóg, ktoś owijał aluminiową folią. Kuba miał oczy otwarte, ale cały się trząsł z zimna. Tata ukląkł przy nim. Objął go ramieniem.
- Chłopak wpadł pod lód - powiedział lekarz stojący obok - ale będzie dobrze, zrobiliśmy mu sztuczne oddychanie a teraz zabierzemy go do szpitala.
- To ten strażak go uratował, wyciągnął go z wody, bo wie pan lód się pod dzieciakiem załamał. - poinformowała Tatę jakaś kobieta - Kto to słyszał, żeby na taki cienki lód włazić…
Tata spojrzał na strażaka. Ten podszedł do nich owinięty w koc.
- Bardzo panu dziękuję - Tata mocno ucisnął mu rękę. - Nie wiem jak się panu odwdzięczę!
- Oj, nie trzeba - strażak popatrzył ciepło na Tatę - wie pan, ja mam trójkę takich urwisów i gdyby któremuś z nich stała się jakaś krzywda to nie wiem co bym zrobił.
Kuba z wysiłkiem podniósł głowę. Nagle zrozumiał co dla niego zrobił ten nieznany człowiek. Zawstydził się bardzo.
- Ja bardzo przepraszam, że byłem taki głupi - rozpłakał się jak dziecko. - Przeze mnie pana dzieci mogłyby nie mieć taty, bo gdyby pan się utopił ratując mnie…- dalsze słowa uwięzły mu w gardle.
- Już dobrze, dobrze smyku - oczy strażaka uśmiechały się pogodnie - najważniejsze że Pan Bóg nad nami czuwał i że nie pozwolił się utopić ani tobie ani mnie …