Badają tylko kopię
Nasz Dziennik, 2011-01-26
A
naliza
amatorskiego filmu wykonana przez Centralne Laboratorium
Kryminalistyczne, na którym słychać odgłosy przypominające
wystrzały z broni palnej przy wraku rządowego samolotu Tu-154M pod
Smoleńskiem, opiera się wyłącznie na jego kopii. Agencja
Bezpieczeństwa Wewnętrznego również nie prowadzi badań drugiej
wersji tego nagrania na podstawie oryginalnego materiału. Dla
pełnomocników ofiar katastrofy smoleńskiej sprawa jest oczywista:
analizowanie kopii wskazuje nam tylko to, co się znajduje na
skopiowanym nagraniu, a nie na oryginale.
Jak
informuje płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury
Wojskowej, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w dalszym ciągu
bada amatorski film, nakręcony 10 kwietnia 2010 r. na miejscu
katastrofy rządowego samolotu Tu-154M, w której zginął prezydent
Lech Kaczyński z całą polską delegacją. - Eksperci z Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie zakończyli jeszcze prac nad tym
materiałem - oznajmia płk Rzepa. Niestety, jak się dowiedział
"Nasz Dziennik", przedmiotem ekspertyz nie jest oryginalny
materiał, co potwierdza rzecznik NPW. - Eksperci z Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego badają kopię nagrania przedmiotowego
filmu przekazaną Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie przez
prokuraturę Federacji Rosyjskiej w ramach realizacji wniosku o pomoc
prawną - oświadcza płk Rzepa.
Problem w tym, że jak się
okazuje, również wyniki badań przesłane do prowadzącej śledztwo
smoleńskie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie 15 grudnia
2010 r. opierały się na kopii. - Ekspertyza dotycząca filmu,
znanego pod potocznym tytułem "Samolot płonie", wykonana
przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej
Policji nie została sporządzona na podstawie oryginalnego nagrania
- wskazuje rzecznik NPW.
Wątpliwości co do wartości tego
typu ekspertyz niewykonanych na autentycznych materiałach dowodowych
mają pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. - Badania
przeprowadza się na oryginale. W ramach procesu korzysta się przede
wszystkim z dowodów pierwotnych - zaznacza mec. Rafał Rogalski.
Wskazuje, że tę zasadę stosuje się w przypadku każdej innej
sprawy sądowej, "a przede wszystkim procesu karnego, który
rządzi się swoimi prawami". - Zapoznam się z tą ekspertyzą,
ale mnie przede wszystkim interesuje oryginał nagrania. Muszę mieć
pewność co do tego, czy mam do czynienia na pewno z autentycznym
materiałem, który rzeczywiście pochodzi z tego telefonu, a nie
został ściągnięty z internetu - ocenia mec. Rogalski.
Z
kolei mec. Bartosz Kownacki zwraca uwagę na dużą liczbę kopii,
jakie zostały zamieszczone w sieci internetowej zaraz po katastrofie
10 kwietnia. - Sprawa tego filmu jest podwójnie ciekawa. Dlatego że
liczba wersji i szybkość, z jaką się one pojawiły, wskazują na
to, że możemy mieć do czynienia z działaniem np. rosyjskich służb
specjalnych. Może próbują dezinformować, wprowadzając do obiegu
tak dużą liczbę filmów - przypuszcza mec. Kownacki.
Mecenas
Piotr Pszczółkowski stawia sprawę jasno. - Analizy kopii pokazują,
co jest zawarte na kopii. Wprawdzie w większości przypadków jest
to samo, co na oryginale, ale nigdy nie można wykluczyć, że
wystąpią różnice - podkreśla mec. Pszczółkowski. Wskazuje, że
podobna sytuacja dotyczy czarnych skrzynek samolotu. - Na przykład
fachowcy mówią, że jedynie posiadanie oryginalnego zapisu pozwoli
na powiedzenie: a) co tam jest, b) czy nie było tam ingerencji z
zewnątrz. Więc każda kopia jest tylko kopią - konkluduje
mecenas.
Jacek Dytkowski