Gdzie byli rządowi specjaliści 10 kwietnia?
Nasz Dziennik, 2011-01-22
Z
Ewą Kochanowską, wdową po rzeczniku praw obywatelskich dr. Januszu
Kochanowskim, który zginął w katastrofie Tu-154M pod Smoleńskiem,
rozmawia Paulina Jarosińska
Była
Pani wczoraj w Sejmie. Jak ocenia Pani to, co usłyszała podczas
debaty na temat katastrofy smoleńskiej?
-
To dotyka sprawy bardzo dla mnie bolesnej. A wiem, że może być
jeszcze gorzej. Zbliżają się wybory. Zdaję sobie sprawę z tego,
że sprawa katastrofy smoleńskiej wzbudza i nadal będzie wzbudzać
ogromne napięcia wśród polityków, nie tylko w Prawie i
Sprawiedliwości, partii, która straciła tyle wspaniałych osób,
ale także w partii rządzącej, która za wszelką cenę musi
przekonać wyborców, że jest kompetentna i odpowiedzialna. W
wystąpieniu sejmowym Donald Tusk w sposób dość karkołomny starał
się zamienić totalną klęskę na sukces, zapominając, że należy
sobie wreszcie uświadomić kilka bezsprzecznych faktów: nie mamy
czarnych skrzynek, nie mamy wraku samolotu, prokuratura polska nie ma
na czym pracować. MAK zamknął już sprawę (!), a polska komisja
pod kierunkiem Jerzego Millera mogła tylko szachować nagraniami z
wieży kontrolnej. W dalszym ciągu strona polska nie posiada nic, a
opinię publiczną, w tym rodziny ofiar katastrofy, karmi
zapewnieniami i pustymi deklaracjami i już naprawdę nie da się
upierać przy załączniku 13, bo życie pokazało, że był to ślepy
zaułek. Teraz nastąpiło jedynie przesunięcie akcentów. Przez
dziewięć miesięcy słyszeliśmy o wspaniałej współpracy ze
stroną rosyjską. Okazuje się, że nasz rząd otrzymał siarczysty
policzek od Rosjan, ku memu zdziwieniu nadstawia drugi zupełnie
bezzasadnie. Wracając do kwestii, o której powiedziałam na
początku, czyli do wyborów. Społeczeństwo polskie ma prawo
usłyszeć, co w innych, żywo go obchodzących kwestiach, ma do
zaproponowania administracja. Osobiście wolałabym, aby Jerzy Miller
przestał zajmować się katastrofą smoleńską, a zajął się na
przykład zagrażającą wielu naszym rodakom kolejną powodzią. Nie
wierzę w żadne komisje do zbadania katastrofy. Marzę o takiej
sytuacji, w której rząd polski, i tak już skompromitowany,
zostawia kwestię katastrofy i oddaje ją specjalistom. Wyobrażam
sobie, że można np. wynająć ekspertów w danych dziedzinach,
którzy znajdą najlepsze wyjście z tej krytycznej sytuacji. Rząd
powinien właśnie tak teraz postąpić, a nie dalej grać katastrofą
na własny użytek i w swoim interesie, podczas gdy Polacy ciągle
tkwią w chaosie dezinformacji. Jednocześnie rząd nie radzi sobie z
pozostałymi kluczowymi sprawami dla naszego kraju i przyszłości
społeczeństwa oraz ze sposobem komunikowania na ich temat.
Donald
Tusk odpowiedział merytorycznie na jakiekolwiek pytanie, które
padło z mównicy sejmowej?
-
Nie odpowiedział. Mało tego - już na tych spotkaniach z członkami
rodzin odniosłam takie wrażenie, że premier o niektórych
kwestiach słyszał pierwszy raz. Błędem było mówienie o wolnej
prokuraturze, ponieważ - jak wiemy - prokuratura wojskowa nie ma
swojej reprezentacji przy prokuraturze rosyjskiej i wszystkie jej
wnioski muszą przechodzić ścieżką rządową. Mówienie o
niezależnej prokuraturze jest jakimś nieporozumieniem.
Muszę
przyznać, że ani pytania w większości, ani odpowiedzi mnie nie
usatysfakcjonowały. Jako osoba żywo zainteresowana posiadam wiedzę
w szeregu spraw i znam więcej detali. Potrafię powiedzieć, w jakim
momencie zachodzą nieporozumienia. Byłam w Moskwie i słyszałam
wystąpienia Ewy Kopacz i Tomasza Arabskiego. Niedowierzając własnej
pamięci, notowałam szczegółowo, kto, co i kiedy powiedział i
jakie zapewnienia padały. Jeśli chodzi o przedstawicieli rządu, to
po jakimś czasie okazało się, że wszystkie wypowiedzi Ewy Kopacz
dotyczące miejsca katastrofy wynikały z tego, że ona nie była w
ogóle w Smoleńsku, tylko w Moskwie, i mówiła to na postawie
doniesień, jakie do niej docierały. W środę natomiast nie
usłyszałam niczego, co by mi naświetliło sytuację i powiedziało
więcej, niż wiem. Nawet to podstawowe pytanie, czyli o okoliczności
i zasadność przyjęcia załącznika 13 konwencji chicagowskiej jako
podstawy prawnej śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, którą
trudno już dziś bronić, nie doczekało się jasnej odpowiedzi.
Teraz mamy taką sytuację, że ICAO nie zamierza zajmować się
raportem MAK, ponieważ statut lotu Tu-154M na to nie pozwala.
Odnoszę wrażenie, że nagle okazuje się, iż wszyscy są
ekspertami od wszystkiego, każdy zna się na lotnictwie, na prawie
międzynarodowym. Przychodzi mi do głowy w związku z tym banalny
przykład: komu przeważnie zdarzają się katastrofy lotnicze?
Liniom lotniczym. To może warto zadzwonić do LOT i zapytać, jak
oni reagują na takie zdarzenia? Okazuje się, że istnieje
organizacja międzynarodowa, której LOT jest członkiem, płaci do
niej składki i ona w momencie jakiejś katastrofy wyrusza po ciała
ofiar, szczątki i wszystko odbywa się w jak najlepszych
standardach. Czemu 10 kwietnia nie wynajęto takiej instytucji? Wie
pani, że w regulaminie tej instytucji są nawet zalecenia co do
tego, jak ma wyglądać pomieszczenie, w jakim powinno się
przekazywać informację rodzinie na temat katastrofy?
Ale
część polityków i "ekspertów" zapewnia, że zarówno
sekcje zwłok, jak i chociażby sposób przechowywania wraku (łącznie
z niszczeniem) przeprowadzane były zgodnie ze standardami
rosyjskimi. Taka fraza pojawiła się również w wypowiedzi samego
premiera.
-
Jeżeli przyjmuje się konwencję chicagowską, to należy bez dwóch
zdań wypełniać zawarte w niej standardy. W przypadku, gdy nie są
one przestrzegane, należy złożyć skargę, nawet jeśli
dotyczyłoby to MAK. Nie wystarczy mówienie: Rosjanie tacy są.
Trzeba im było patrzeć na ręce, i to bardzo szczegółowo. Teraz
wychodzą poszczególni politycy na mównicę sejmową i bawią się
w ekspertów od relacji polsko-rosyjskich i od prawa
międzynarodowego. Skoro tylu jest ekspertów, to gdzie oni wszyscy
byli 10 kwietnia, kiedy byli tak potrzebni?
Premier
zamiast rzeczowej dyskusji używał zbitki wyrazowej "relacje
polsko-rosyjskie".
-
Jeszcze jedno słowo padało niezwykle często, a mianowicie
"prawda", a prawdy z dobrymi stosunkami polsko-rosyjskimi
nie da się pogodzić. Albo skupimy się na "współpracy"
z Rosją, albo będziemy dążyć do prawdy.
Powiedziała
Pani w środę, że oczekuje od rządu konkretnych wskazówek na
przyszłość, a nie ogólnych deklaracji.
-
Chodziło mi o to, że Tusk, relacjonując wydarzenia z 10 kwietnia,
jest mocno spóźniony. On powinien teraz poinformować opinię
publiczną, w jakiej sytuacji Polska znajduje się po ogłoszeniu
raportu MAK - co teraz należy robić. ICAO nie chce się tym
zajmować. Opowiadanie o własnym raporcie polskiej strony jest
bardziej życzeniowe, ponieważ i tak niewiele możemy z tym raportem
zrobić. Raport komisji Millera będzie tylko na użytek wewnętrzny.
Patrząc na reakcję rządu, można zapytać, czy minister obrony
narodowej będzie się zajmował teraz sytuacją w Wojsku Polskim od
czasów formowania się korpusu nad Oką. Reakcja rządu jest
spóźniona i niedorzeczna. Rodziny pisały już do ICAO o tym, że
MAK nie nadaje się do zbadania tej sprawy i permanentnie narusza
wytyczne załącznika 13. Właśnie zostało wystosowane kolejne
pismo do tej organizacji. Najdalej po miesiącu od przyjęcia
procedury ICAO powinna zwrócić uwagę stronom, że załącznik nie
ma tutaj zastosowania. Jesteśmy zdania, że teraz ICAO nie wolno
uchylać się od odpowiedzialności i powinna ustosunkować się do
raportu MAK. Rząd kompletnie o tym nie myśli. Rodziny same muszą
się tym zajmować i ja nie przestanę, bo muszę się dowiedzieć,
dlaczego ta katastrofa się wydarzyła.
Dziękuję
za rozmowę.