Rosjanie: Pracę radaru zakłócił piecyk
Nasz Dziennik, 2011-01-22
P
iecyk
elektryczny mógł zakłócić pracę radiolokatora na lotnisku
Siewiernyj. Takie rewelacje przynosi "Nowaja Gazieta".
Chociaż w swoim artykule Jelena Paczewa raczej broni kontrolerów,
to wylicza szereg niedociągnięć lotniska. Jest niedostosowane do
lotów cywilnych, źle wyposażone. Panuje na nim chaos.
Dziennik
cytuje szefa związku rosyjskich kontrolerów lotu Siergieja
Kowaliowa i jego zastępcę Jurija Batagowa oraz pilota Mahometa
Tołbojewa. Wszyscy oczywiście bronią załogi smoleńskiej wieży.
- Kontrolerzy zrobili nawet więcej, niż mieli prawo - mówi
Kowaliow. Jednak należąca do Michaiła Gorbaczowa i Aleksandra
Lebiediewa gazeta informuje również o rozbieżnościach w ocenie
przebiegu ostatnich chwil lotu Tu-154M. Według MAK, błędem załogi
było to, że nie odleciała na drugi krąg, natomiast specjaliści
powołani przez polską komisję ustalili na podstawie nagrań z
kokpitu, że decyzja o odejściu jednak była i że stanowiła
odpowiedź na komunikat systemu TAWS. Brak takiej reakcji jest
kolejnym zarzutem MAK.
Oprócz tych znanych już spostrzeżeń
"Nowaja Gazieta" zauważa, że lotnisko nie nadawało się
do przyjęcia prezydenckiego samolotu. "Nawet na oko
nieprofesjonalisty, analizującego odczytane rozmowy, widać, że na
Siewiernym panował pełen chaos" - napisano w gazecie.
Kontrolerzy nie mogą się porozumieć ze swoimi przełożonymi w
sprawie lotniska zapasowego, na drugie smoleńskie lotnisko dzwonią,
używając miejskiego telefonu. Żołnierze nie wykonują poleceń
związanych z obsługą reflektorów. - Na tym lotnisku nie ma
sprzętu komputerowego, komunikaty lotnicze przekazuje się po
dawnemu telegrafem - powiedział gazecie Kowaliow.
Najciekawsza
jest informacja o grzejniku, od którego coś mogło się zepsuć.
Według specjalistów, na jakich powołuje się dziennik, tym
urządzeniem mógł być radiolokator RSP-6M2, którego używano do
sprowadzania samolotów. Być może to dlatego Wiktor Ryżenko przez
cały czas mówił wszystkim załogom, że schodzą do lądowania
prawidłowo: "na kursie, ścieżce", chociaż wiadomo, że
tak nie było.
"To porzucone wojskowe lotnisko nie nadaje
się do przyjmowania lotów międzynarodowych" - pisze gazeta.
Zdaniem jej rozmówcy, Kowaliowa, w przypadku wizyty państwowej
pracować powinni cywilni dyspozytorzy, mówiący po angielsku. Ale
przewodniczący związku kontrolerów uważa status lotu za
"nieokreślony, jakby prywatny".
Piotr Falkowski