Rozdzial V
Zakupy
Rano do pokoju wpadła Alice.
-Wstawajcie!-krzykneła do mnie i do Jacoba.-Nessie ubieraj się jedziemy na zakupy.-powiedziała to, a ja przetarłam oczy. Myślałam że to koszmar ale jednak to była prawda. Alice stała tuż kołomnie. Pocałowałam Jacoba w policzek i wstałam. Weszłam do garderoby, Alice stała tuż za mną.
-Załuż tą sukienkę, którą chciałaś wczoraj założyć.-powiedziała
Tak bardzo chciałam zapomnieć o wczorajszym dniu, ale nie udało mi się to gdy ciotka mi o tym przypomniała. Zamarłam.
-Co się stało?-powiedziała ciocia zerkając na mnie
-Nie nic tylko…-tu urwałam-Tylko….chciałabym się przebrać-powiedziałam troche wymijająco.
Ciocia spojżała na mnie krzywo i wyszła z garderoby. Ja się przebrałam i także wyszłam. Na dole stał wujek Jasper i moi rodzice.
-Dzień dobry Nessie.-powiedzieli razem
-Dzień dobry-powitałam się
-A gdzie Jacob-zapytała mama
-Jeszcze śpi-odpowiedziałam mimowolnie się uśmiechając.
-Gotowa?-spytała ciocia Alice
-Zawsze-odpowiedziałam. „Nie cierpie zakupów”-dodałam w myślach. Tato się do mnie uśmiechnął. Weszłam do żółtego porshe cioci, które dodstała od taty za to że zajmowała się mamą podczas jego polowania.
-Wujek Jasper jedzie z nami?-spytałam zaskoczona
-Nessie, obiecałam twojemu tacie że będziesz mieć dobrą ochronę, dlatego-odpowiedziała powoli dobierajac słowa by mnie nie przestraszyć. Nic to nie dało niepokuj we mnie się wzmożył. Jasper to wyczół i położył mi rękę na ramieniu. Od razu poczułam się lepiej. Już się nie denerwowałam. Na zakupy jechaliśmy do Seattle, tam były największe centra handlowe. Dzisiejsza pogoda była dobra, na pokazywanie się publicznie. Nie było słońca niebo było zachmurzone. Dojechaliśmy na miejsce. Alice zwinnie zaparkowała swoje porshe. Wysiedliśmy. Alice trzymała mnie za rękę, a Jasper trzymał się z tyłu. Przed drzwiami Alice zamarła. Miała wizję. Znowu się zdenerwowałam. Jasper zwiinie popchną Alice w prawą stronę, a mi położył rękę na ramieniu. Po chwili Alice się ockneła. Miała bardzo przestraszoną minę.
-On tu jest-wyszeptała.-Widziałam go-powiedziała przestraszonym głosem.
Zakręciło mi się w głowie choć to było nie możliwe. Ugieły mi się nog w kolanach. Musiałam się oprzeć o ścianę, bo jeszcze chwila, a bym padła na ziemię.
-On? To jest tylko jeden?-spytał Jasper
-Tak tylko jeden jest tu w pobliżu. Reszty nie ma-odpowiedziała mu ciocia zerkając na mnie.
-Zadzwonię lepiej do Edwarda.-powiedziała Alice. „O nie”- pomyślałam. Trzeba działać. Nie chcę tu całej rodziny.
-Nie rób tego-powiedziałam-Nie potrzebujemy tutaj całej rodziny, bez przesady. Jesteście wy. Damy sobie radę. W razie potrzeby zadzwonimy po resztę. Zgoda?-powiedziałam to dość pewnym głosem.
-Muszę zadzwonić Nessie. Widziałam tylko jednego wampira. A o ile nam wiadomo jest ich więcej. Trzeba ostrzec resztę żeby mieli się na baczności.-odpowiedziała mi łagodnym głosem-Nie martw się nikt tu już nie przyjedzie. Reszta musi zostać w domu w razie czego.-powiedziawszy to pogłaskała mnie po głowie. Odeszła i wybrała numer. Ja podeszłam do Jaspera i przytuliłam się do niego.
-Wujku?-spytałam
-Tak Nessie?
-Czy…czy to może być ktoś od Volturich?-spytałam. 4 lata temu Volturi przyjechali mnie zabić, ponieważ dzieci wampiry były bardzo niebezpieczne. Ale ja nie byłam jadowita i jeszcze podobał im się mój dar. Tak dar! Czemu na to wcześniej nie wpadłam!
-Nie wiem Nessie, ale…..
-Wujku tu chodzi o mnie. Pamiętasz jak cztery lata temu Volturi przyjechali, aby mnie zabić?
-Tak, ale cię nie zabili bo nie jestes jadowita i…..
-I podbał im się mój dar.-wtrąciłam się mu w słowo. W tym samym momęcie przyszła Alice. Jasper się na mnie patrzył z niedowierzaniem.
-Jasper co się stało?- zapytała się go Alice mocno przejęta
-Niech ci Nessie powie.-odpowiedział jej. Alice patrzyła się na mnie znacząco, a ja zaczęłam
-Ciociu. Myślę że to Volturi. Pamiętasz jak cztery lata temu przyszli do nas by mnie zabić, ale tego nie zrobili bo nie byłam jadowita i podobał im się mój dar. Tu chodzi o mój dar ciociu.-gdy skończyłam Alice patrzyła się na mnie tak samo jak przed tem Jasper. Była zszokowana moim monologiem.
-A teraz chodźmy bo nie kupimy dzis nic-powiedziałam i pociągłam ją za rękę. Nadal była zszokowana. Nic nie powiedziała. Weszliśmy do centrum handlowego. Chodziliśmy po sklepach, ale nic niw kupilismy.
-Może wrucimy już do domu? Rodzice i reszta rodziny na ciebie czeka-powiedział Jasper.
-Yhy-odpowiedziałam.
Alice wzięła mnie za rękę. Szłyśmy tak przez całe centrum handlowe. Gdy doszlismy do porshe, Jasper otworzył mi tylnie drzwi. Wsiadłam posłusznie do auta. Nagle zadzwonił telefon Jaspera.
-Tak Edwardzie?-spytał-Dobrze już jedziemy.
-Co się stało?-spytałam
-Będzie mała narada rodzinna, na której przedstawisz swoja teorię.-powiedział mi Jasper.
-Alice gazu!-powiedział
Szybko wyjechaliśmy z parkingu.
-Po co ta narada?-spytałam Jaspera i Alice.
-Gdy powiedziałem Edwardowi, że może chodzić o Volturi, kazał nam natychmiast przyjechać.-odpowiedział. Zamarłam, nie wiedziałam co powiedzieć. Serce podeszło mi do gardła. Już sobie wyobrażałam będzie się dziać. Ochrona dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. I chyba nawet będę musiała zapomnieć o szkole i kontynuować nauke w domu. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Alice.
-Jesteśmy na miejscu.-uśmiechnęła się do mnie. Tato z Carlisle'nem i Emmetem stali na ganku.
-Nic nie kupiliście?-spytał się mnie. „W takiej chwili każesz mi myśleć o zakupach tato?”-spytałam się go w myślach. Wziął moją rękę i zaprowadził mnie do salonu. Stała tam cała rodzina i Jacob. Mój Jacob.
-Renesmee ma nam coś do powiedzenia.-powiedział tato
Spoglądałam na twarze zgromadzonych, a oni czekali na to co powiem. Więc w końcu zaczęłam. Mówiłam bardzo szybko.
-Myślę że to Volturi. Cztery lata temu przyjechali żeby mnie zabić, bali się że jestem niebespieczeństwem dla całej rasy. Ale tego nie zrobili, ponieważ miałam dużo świadków tego że nie jestem niebezpieczna. Ale także podobał im się mój dar. I myślę że o to im chodzi. O mój dar.-skończyłam swój monolog. Wszyscy byli zszokowani. Nie wiedzieli co powiedzieć. Jacob także patrzył się na mnie z niedowierzaniem. Jasper i Emmett podeszli do mnie. Emmett powiedział
-Jeśli to naprawdę Volturi to trzeba będzie przygotować się na to że mogą tu zjawić się w każdej chwili. Alice będziesz śledzić poczynania Volturi.
Teraz to ja była zszokowana. Wujek Emmett wyskoczył z czymś takim. Było to bardziej podobne do moich rodziców i do Jacoba, ale nie do Emmetta.
-Emm dobrze mówi-powiedział tato.-Trzeba się przyszykować że mogą tu wpaść jako niezapowiedziani goście. Chociaż dobrze wiedzą że Alice może nas uprzwedzić o tym.-tata się zamyślił- Alice ty nie widziałaś wcześniej żeby w Volterze zapadała jakas decyzja w tej sprawie?-spytał wszyscy teraz skierowali wzrok na Alice, ja także.
-Widziałam że ktoś tu przyjdzie, ale ta decyzja nie zapadła w Volterze.
Byłam zaskoczona. „Więc wyszło na to że to nie Volturi?”-spytałam tatę w myślach.
-Myślę że to nie oni. Alice musisz śledzicć Volturi i te ine wampiry.-powiedział-Nessie nie pozwolimy ciebie skrzywdzić. Ale nie możesz chodzic do szkoły.Nauke będziesz kontynuować w domu.-powiedział tato.-Podjeliśmy taką decyzję z mamą.-dodał. Nie mogłam uwierzyć że w jeden dzień moje życie odwruci się o 360 stopni. Usiadłam na kanapie. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć.. Jasper znowu wyczuł u mnie niepewność. Nerwy tak mną szargały że byłam na skarju załamania. Jasper położył mi znowu ręke na ramieniu i zasnęłam.