Mroczny Znak 5 1

Rozdział 5.1


Przynajmniej propozycja Notta wygoniła śmierć opiekunów z jego myśli, choć nie z ciała. Co pewien czas odzywało się to słabiej lub mocniej. To drugie dopadło go w pokoju wspólnym, gdy właśnie wrócili z dość głośnej kolacji. Atak tak mocno go ugodził, że skulił się na podłodze, a współdomownicy zaczęli panikować.


Trzeba zawołać McGonagall!


Spokój! — krzyknęła Hermiona, opanowując sytuację. — Harry, mam kogoś zawołać? — spytała, pochylając się nad nim.


Nie. To zaraz przejdzie — szepnął, łapiąc oddech. — Już mi lepiej. Dzięki za troskę.


Pomogę ci się położyć — zaproponował Ron. — Pewnie nawdychałeś się jakiegoś paskudztwa podczas dodatkowych zajęć ze Snape'em.


Harry nie miał zamiaru zmieniać tego stwierdzenia, pasowało jak ulał do sytuacji. Z pomocą dwójki przyjaciół dotarł do swego dormitorium.


Dzięki. Rozebrać jeszcze się potrafię. — Zatrzymał w zarodku ich zapędy, gdy chcieli go przebrać. — Nie musicie tu ze mną siedzieć. Jeszcze wcześnie. Neville pewnie chce zagrać w eksplodującego durnia, a Seamus w szachy. Idź, Ron. Naprawdę sobie poradzę.


Harry ma rację. Idź. — Hermiona zgodziła się z Potterem. — Poczekam, aż się położy, i dołączę do ciebie. Pomogę ci z historią, jeśli skończyłeś pisać esej.


Jaki esej? — Ron zamrugał i rzucił się do swojej skrzyni.


Wygrzebał z niej kilka książek i zwoje, a następnie wypadł z dormitorium, krzycząc:


Dean, było wypracowanie z historii?


On chyba nigdy się nie zmieni. — Dziewczyna zamknęła drzwi i rzuciła zaklęcie wyciszające.


Harry usiadł na brzegu swego łóżka, nadal trzymając się za pierś, a Hermiona przysunęła sobie krzesło.


Co się dziś stało, Harry? Ten atak jest pewnie z tym powiązany.


Nie wiem, dostałem go dopiero po powrocie do Hogwartu — odpowiedział zgodnie z prawdą.


Kto tym razem? Kogo uratowałeś?


Piątkę dzieci. Zrobił to specjalnie. Wie, że nie potrafiłbym skazać ich na śmierć. Nie mógłbym — załkał chłopak, kryjąc twarz w dłoniach.


Hermiona wstała i przytuliła go. Harry objął ją w pasie, chłonąc dotyk. Ona głaskała go po włosach.


Zabiłem Dursleyów.


Dziewczyna nie przerwała głaskania, choć nie spodziewała się takiej wiadomości. Była przekonana, że Voldemort nic nie zrobi rodzinie Harry'ego. A jednak on okazał się być gorszy, sam kazał mu ich zabić.


To nie twoja wina, Harry. — Kucnęła, chwytając go za dłonie i patrząc na załzawioną twarz. — To wszystko wina Voldemorta.


Starła łzę z jego policzka i na chwilę zatrzymała na nim dłoń. Harry przykrył ją swoją, wtulając się w nią.


Nie ma żadnego... — Ron zatrzymał się w drzwiach na ich widok, a raczej na widok pozycji, w której się znajdowali.


Zaczerwienił się jak burak i wycofał, zamykając za sobą drzwi. Oboje spojrzeli na siebie, zamrugali i wybuchnęli śmiechem.


Ale miał minę. Chyba przez tydzień się do mnie nie odezwie — westchnęła Gryfonka, wstając.


Jesteście parą? — spytał Harry z ciekawością.


Oficjalnie jeszcze mnie nie poprosił, ale w końcu to Ron.


Teraz pewnie myśli, że jesteś moja.


Może da mu to do myślenia. Choć wybacz Harry, ale nie jesteś w moim typie.


Chłopak złapał się za serce i upadł plecami na łóżko.


Hermiono, jak mogłaś? Zabiłaś moją miłość do ciebie.


Och, nie wygłupiaj się. — Dostał poduszką. — Wiem, że traktujesz mnie jak siostrę.


Tu miała rację. Dziewczyna zawsze będzie dla niego jak siostra lub kumpela. Nic poza tym.


Jak to wytłumaczysz Ronowi?


Nie mam się z czego tłumaczyć. Nie robiliśmy nic, z czego musiałabym się spowiadać. Mam takie samo prawo cię przytulić, jak on klepać po plecach. Nie wiem, skąd wam, chłopcom, biorą się te wszystkie niedorzeczne, pokręcone pomysły. Ja wiem, hormony, ale czasami to ręce opadają.


Hej!


Nie mówię o tobie, Harry. Ty jesteś wyjątkiem. — Spojrzała nagle na niego przeciągle. — Chociaż nie wiem. Może w tobie jeszcze drzemią te hormony i dopiero gotują się do ataku ze zdwojoną siłą. Wtedy nawet Malfoy będzie musiał brać nogi za pas.


Malfoy?


Kto cię tam wie, Harry? Może akurat wolisz blondynów — zachichotała, cofając się do drzwi.


Że co? — Uniósł głowę.


No, wiesz. Przeważnie szukamy swojego przeciwieństwa.


Że jak? — Harry podniósł się na łokciach.


Jest zgrabny, wysportowany, bogaty, przystojny... — Hermiona wyskoczyła na korytarz, śmiejąc się na widok jego miny, a on skoczył za nią.


NIE LECĘ NA MALFOYA! — Zaraz też strzeliłby sobie w łeb, gdyby mógł.


Cały przepełniony pokój wspólny patrzył na niego z szeroko otwartymi ustami.


Malfoy mnie jutro zabije — rzucił Harry pewnym głosem i odwrócił się, wracając do pokoju.


Do Malfoya wiadomość dotarła bardzo szybko. Jeszcze tego samego wieczoru. Siedział właśnie nad zadaniem w pokoju wspólnym, gdy jakiś drugoroczny wpadł zdyszany przez wejście w ścianie.


Co było tak ważne, że złamałeś podstawową zasadę? Ślizgoni nie latają po zamku z wywieszonym językiem niczym jakieś charty. Możemy iść szybko, ale nie biegamy. To nie...


Potter na ciebie leci! — Chłopak przerwał wywód Malfoya, sprawiając, że ten zamilkł w połowie słowa.


Spora część współdomowników także, choć otwarte usta trochę temu przeczyły.


Słucham? — Starał się nie wypaść niedowierzająco, ale słabo mu to wyszło.


Potter wydarł się godzinę temu w pokoju wspólnym Gryfonów, że na ciebie nie leci.


Mógłbyś się zdecydować. Podałeś właśnie dwie sprzeczne informacje.


Nie, nie. Tak było. Zaraz potem dodał, że go jutro zabijesz. Wszyscy uznali, że na ciebie jednak leci.


Drwiący uśmieszek zagościł na twarzy Malfoya.


O, tak. Jutro go zamorduję.


Niedzielne śniadanie nigdy dotąd nie było tak oblegane. Uczniowie stawili się całą, zjednoczoną jak jeden mąż, grupą równo o dziewiątej.


Coś się stało, Albusie? — zapytała zdziwiona tym zjawiskiem Minerwa, pochylając się ku dyrektorowi. — Nic nie mówiłeś o żadnym apelu.


Bo i takiego nie będzie — odparł Dumbledore. — Chyba coś innego będzie się działo na dzisiejszym śniadaniu. I to coś szczególnego. A sądząc po tym, że Harry'ego Pottera i Draco Malfoya jeszcze nie ma, to oni są główną atrakcją. Jak sądzisz, Severusie? — zwrócił się do Mistrza Eliksirów, przechylając lekko do tyłu, by móc go widzieć.


Nic mi nie wiadomo — rzekł krótko Snape, sięgając po herbatę.


I w tej chwili się zaczęło. Wielkie drzwi otworzyły się, a do sali wkroczył Potter ze swoją obstawą i Malfoy, bez ochrony.


Potter! Jak śmiałeś? To miała być tajemnica! — krzyknął Draco, stając przed stołem Gryfonów, gdy jego nieświadoma niczego ofiara właśnie chciała zająć miejsce.


Oparł się o stół dłońmi i pochylił do przodu.


O czym ty mówisz? — Szok na twarzy Harry'ego był zupełnie szczery.


Miałeś nikomu nie mówić!


Ale o czym? Nie pamiętam, bym coś ci obiecywał.


Harry!


Głębokie westchnienie wydobyło się z wielu dziewczęcych piersi, gdy melodyjny głos blondyna wymówił z czułością imię chłopaka. Snape zakrył oczy, zbyt dobrze znał chrześniaka, żeby wiedzieć, że ten najzwyczajniej w świecie grał. I to jak. Oby tylko nie przeszedł samego siebie.


Malfoy? Dobrze się czujesz? — zapytał Harry, nie wiedząc, co się dzieje ze Ślizgonem.


Oczywiście, że tak. Ale i tak ci nie wybaczę, że wyjawiłeś nasz sekret bez zapytania mnie o zgodę.


Jaką znowu tajemnicę? — Harry zaczynał mieć dość.


Znów uwaga wszystkich skupiona była na nim.


Jak to jaką? Tą, w której na mnie lecisz.


Gryfon już miał sięgnąć i udusić blondyna jedną ręką, gdy nagle się opanował. Odetchnął głęboko, strącił delikatnie ze swojego ramienia dłoń Hermiony i pochylił się do przodu, równając twarz ze Ślizgonem.


Przecież to prawda, Draco. Nie mam zamiaru dłużej tego ukrywać.


Malfoy chyba nie tego się spodziewał. Zamrugał, patrząc w zielone i z całą pewnością pełne wesołych iskierek oczy.


Żartujesz sobie ze mnie?


Jakże bym śmiał — odparł Harry, teatralnie oburzony takim stwierdzeniem. — Przecież jestem Gryfonem.


W takim razie zobaczymy, co powiesz na to.


Zanim brunet zdążył zareagować, Draco pochylił się jeszcze trochę i skradł mu krótki, ale gorący pocałunek.


Zapadła cisza.


Po czym rozpętało się piekło.


Niedobrze mi! — Ron, zielony na twarzy, wypadł z sali.


Jak mogłeś, Draco? — Pansy wybiegła za Weasleyem.


Harry dotknął ust opuszkami palców, jakby nie wierząc w to, co się właśnie stało. Dziewczyny ze wszystkich domów szeptały zarumienione, a Malfoy nadal patrzył na oszołomionego Gryfona, szukając na jego twarzy oznak obrzydzenia, ale nic takiego nie zauważył.


Harry? — Hermiona trąciła go w bok, z delikatnym uśmiechem na ustach. — Nic ci nie jest?


Dopiero jej głos wyrwał Gryfona z transu. Zerknął na swoje dłonie, potem znów na Draco.


Nic mi nie jest — rzekł i wyciągnął przed siebie dłoń, chcąc dotknąć Ślizgona dla pewności.


Niczym lunatyk w ciemności powoli zbliżał ją w stronę Malfoya. Ten, zapatrzony w twarz chłopaka, podniósł swoją i musnął najpierw czubki jego palców niepewnie. Nie czując żadnego magicznego sprzeciwu, obniżył palce, muskając ich wnętrze, by potem zamknąć całą dłoń we wspólnym uścisku. Spojrzeli sobie w oczy, czegoś w nich szukając.


Głośne „och" z kilkudziesięciu ust otrzeźwiło chłopców. Oderwali się od siebie niczym oparzeni. Harry opadł na ławkę, a Draco szybkim krokiem ruszył do swego stołu. Obaj roztrzęsieni prawie nic nie zjedli, tylko zerkali na siebie.


Harry, możesz go dotknąć.


Wiem, Hermiono. To dziwne, prawda? — zdziwił się Harry, nie odrywając oczu od głównego tematu rozmowy.


Czy ty mu ufasz? — zadała nagle pytanie dziewczyna, a jej przyjaciel oderwał wzrok od blondyna i spojrzał na nią zaskoczony.


Czy mu ufam? Nie wiem. Chyba tak.


To by wyjaśniało możliwość dotyku.


Myślisz, że chodzi o zaufanie?


Raczej tak. Znam cię wystarczająco długo, Harry. Ty bardzo niewielu osobom ufasz. Jest ich tak mało, że pewnie mogłabym ich zliczyć na palcach jednej ręki. Zjedz coś. — Zmieniła temat tak niespodziewanie, że Harry'emu zajęło dłuższą chwilę przestawienie się.


Nie jestem głodny.


To chodźmy poszukać Rona.


Wstała i ruszyła do wyjścia, a Harry za nią. Ostatni raz odwrócił się w drzwiach, zerkając na stół Ślizgonów. Malfoy nie odrywał od niego tych swoich błękitno-szarych oczu. Uśmiechnął się lekko na ten widok. Musiało się to spodobać blondynowi, bo kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w górę. Hermiona szturchnęła Harry'ego i pociągnęła za sobą. Znaleźli Rona piętro wyżej przy jednym z ogromnych okien. Kolory wróciły już na jego twarz. Gdy ich zobaczył, pomachał im, uśmiechając się szeroko.


Chyba mu przeszło — zauważył wesoło Harry.


Stary, mogłeś mnie uprzedzić — rzucił Weasley, klepiąc go po plecach i wciskając się między niego a Hermionę. Złapał przyjaciół pod pachami i zaczął ciągnąć. — Idziemy do kuchni, przegapiłem przez ciebie śniadanie.


Pomysł był dobry. Harry dopiero po wkroczeniu do kuchni poczuł głód. Tylko niewielki incydent ze Zgredkiem, który dobitnie wyraził swoje zdanie na temat Harry'ego, trochę przyćmił radość. Na całe szczęście nie powiedział niczego podejrzanego.


Co mu się stało? Myślałem, że uwielbia cię ponad wszystko.


To nic. Pewnie skrzaty już tak mają — odezwała się za Harry'ego Hermiona.


Potter tylko ścisnął pięści w poczuciu bezsilności.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mroczny Znak 2 1
Mroczny Znak 4 3
Mroczny Znak 9 3 ostatnia część
Mroczny Znak 8 3
Mroczny Znak 8 1
Mroczny Znak 8.2, Harry Potter, [Z] Mroczny Znak
Mroczny Znak 2 3
Mroczny Znak 3 2
Mroczny Znak 6 2
Mroczny Znak 2 2
Mroczny Znak 3 1
Mroczny Znak do 2 3
Mroczny Znak 4 1
Mroczny Znak 1 3
Mroczny Znak 6 3
Mroczny Znak 7 3
Mroczny Znak 5 3
Mroczny Znak 6 1
Mroczny Znak do 7