Mroczny Znak 8 1

Rozdział 8.1


Draco powoli zbliżył się do zamyślonego Pottera i oparł dłoń tuż nad jego głową. Ten ruch sprawił, że Harry natychmiast oprzytomniał.

Draco, co robisz? — spytał, odwracając głowę w stronę Ślizgona i zatapiając się w jego stalowym spojrzeniu.

Nic takiego — szepnął przymilnie Malfoy.

Podobno byłeś śpiący. — Harry próbował się jakoś wymknąć, ale drugie ramię chłopaka objęło go w pasie, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

Odechciało mi się — blondyn zamruczał niczym rasowy kot.

W końcu był pełnokrwistym arystokratą, wiedział, jak się mruczy. Nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenie, jakim uraczył go Harry, a w którym kryła się nuta dezaprobaty, pochylił się nad jego ramieniem, wciągając zapach Gryfona i niby przypadkiem kąsając go w szyję.

Draco, przecież ci mówiłem, że... — Harry zaczął słabo protestować, ale blondyn tylko uśmiechnął się lekko, łaskocząc jego skórę na karku i przerwał wypowiedź, zanim ten zdążył sprecyzować, co takiego przecież mówił.

Nie każę ci od razu za siebie wychodzić, Harry. Odrobina przyjemności należy się nawet tobie — wyjaśnił pieszczotliwie, wędrując ustami wzdłuż linii szczęki Gryfona, parząc mu skórę gorącym oddechem.

To nie jest dobry pomysł — westchnął Harry, wbrew swoim słowom czując przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, przebiegający śladem dłoni Malfoya, która zniknęła pod jego koszulą.

I nie ma taki być. Ma być przyjemny i z całą pewnością nieprzemyślany — odparł jedwabiście cicho Draco wprost do jego ucha i zajął się dalszym rozwijaniem swojego „pomysłu”.


**


Dla pewnych dwóch Gryfonów poranek nadszedł zdecydowanie za szybko, nawet jak na niedzielę. O w pół do dziewiątej Ron obudził wciąż mocno zamroczonego przyjaciela.

Hej! To jak było, stary?

Rumieniec na twarzy Harry’ego trochę wytrącił z równowagi Weasleya, który spojrzał na niego podejrzliwie.

Harry, czy chcesz mi o czymś powiedzieć?

Dziwny ton pytającego ostatecznie obudził bruneta. Od razu do niego dotarło, jakim tonem biegną myśli rudzielca.

To nie to, co myślisz! — zaprzeczył stanowczo, unosząc ręce w obronnym geście.

A o czym myślę? — Ron zaakcentował nieznacznie pytanie i poczekał, aż Harry przestanie zawzięcie mrugać, a rumieńce na jego policzkach zbledną do odpowiedniego stopnia.

A o co pytałeś? — zapytał ostrożnie Potter kilka sekund później.

Jak długo się uczyłeś z Hermioną po tym, jak mnie zmogło. A ty o czym myślałeś?

Harry wciągnął powietrze, mając nadzieję, że Ron nie będzie nalegał na odpowiedź, ale nie miał dziś szczęścia. Weasley stał nad nim ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i brwią uniesioną w bardzo dobrze znany sposób.

O Draco — szepnął cicho, znów się rumieniąc i omijając przyjaciela wzrokiem.

Merlinie słodziutki! — Ron odskoczył od niego jak od zadżumionego. — Nie chcę znać szczegółów! Żadnych!

To dobrze. Bo gdyby były to szczegóły o Hermionie, to pewnie chciałbyś znać?

Szybko musiał się kryć po drugiej stronie łóżka, bo poduszka Weasleya już leciała w stronę miejsca, w którym siedział.

Okej, okej, już będę grzeczny! Trzymam łapki przy sobie! — krzyknął, udając panikę, choć kąciki ust drgały mu w powstrzymywanym śmiechu.

I żeby tak zostało! — zagroził Ron, stając w bojowej pozie.

Skończyliście? — dotarł do nich głos Neville’a, który wychylił się z łazienki, sprawdzając stan sypialni. — Można wychodzić? Nie będzie dziko latających klątw?

Wyłaź, Neville — zaśmiał się Harry, szykując się na nowy dzień. — Jeśli chcesz, to Hermiona dziś nas magluje z najnowszego materiału. Możesz się przyłączyć.

Neville uśmiechnął się nieśmiało, tylko nieznacznie się krzywiąc.

O, nie! Chcę dziś odetchnąć. Odrobiłem wszystko, ale dzięki za propozycję.

Seamus i Dean także odmówili.

Jak chcecie, możecie uczyć się tutaj. Do kolacji pewnie będziemy w pokoju wspólnym albo na błoniach, a tu będziecie mieć ciszę — zaproponował Longbottom.

Dzięki.

Tylko nie zostawiaj ich za długo samych — rzucił Dean, wskazując Rona. — Ostatnio ciągle gdzieś znikają, a potem wracają dziwnie zarumienieni.

A, idź precz! — Ron trzepnął go poduszką, którą właśnie zabierał z łóżka Harry’ego. — Zazdrosny jesteś i tyle.

Wszyscy w doskonałych humorach zaczęli opuszczać dormitorium, zmierzając do Wielkiej Sali na upragnione śniadanie. Kiedy zeszli z głównych schodów, w holu natknęli się na Malfoya ze swoimi ochroniarzami. Blondyn był wyraźnie nie w humorze. Szedł zbyt sztywno i jednocześnie nerwowo, jakby tylko czekając na pierwszą lepszą ofiarę, by móc się na niej wyładować. Na swoje szczęście drogę zagrodził mu Weasley.

Cześć, Wiewiór! ¬— zwrócił się od razu do Rona, któremu już na brzmienie głosu Draco zrzedła mina. — Jak tam finanse na dziś? Knut do przodu czy do tyłu?

Fretka! Jak tam tatuś? Służba nie drużba?

Harry szedł trochę z tyłu, bo wychodził jako ostatni z dormitorium i dopiero na schodach zauważył, że Draco szykuje się do kolejnej zaczepki. Natychmiast przyspieszył kroku i wyminął Deana i Seamusa, a następnie Neville’a, którzy obstawiali tyły Rona. Ani Weasley, ani Malfoy nie zwrócili na niego uwagi, dopóki nie dostali oboje po głowie.

Skończycie wreszcie?

Stanął pomiędzy nimi ze skrzyżowanymi rękami, rzucając obu groźne spojrzenia.

To on zaczął — bronił się Ron.

A ty jak zwykle dałeś się sprowokować. To Draco, on się nigdy nie zmieni, więc ty powinieneś. Naucz się odgryzać mu bez użycia klątw i pięści.

Przecież się odgryzłem!

Potter! — Malfoyowi chyba nie spodobało się takie traktowanie.

Tak, Draco? — Obrócił się w jego stronę z uśmiechem na twarzy, specjalnie akcentując imię. — Słucham? Chciałeś coś jeszcze dodać? Dwa dni temu jakoś się dogadywaliście, co się teraz zmieniło?

Dobrze wiesz co! — rzucił ostro Ślizgon, po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do Wielkiej Sali. Harry zachmurzył się lekko, ale ruszył za nim. Jasne, spodziewał się jakiejś reakcji za wczoraj, ale żeby aż tak? Nie przypuszczał, że Ślizgon weźmie sobie odtrącenie do serca tak głęboko. Chyba będzie musiał z nim o tym porozmawiać. Jeśli znajdzie chwilę, to to zrobi.

Co go ugryzło? — spytał Weasley, siadając koło swojego przyjaciela i sięgając po talerz z tostami. — Myślałem, że jak jest twój, to się będzie powstrzymywał.

Nie chcesz znać szczegółów, pamiętasz? — stwierdził Harry zirytowany i również zabrał się za posiłek.

Po chwili dołączyła do nich Hermiona, siadając naprzeciwko z ogromnym uśmiechem na twarzy.

Jak tam? Gotowi?

Dlaczego ja też mam brać w tym udział? — pożalił się od razu Ron, w momencie zapominając o Malfoyu. — Byłem grzeczny. Mam prawie wszystkie zadania odrobione.

Prawie? Czyli czegoś jeszcze nie masz? Zrobisz je dziś i będziesz miał spokój.

Tak. Do jutra. Pewnie Nietoperz znów nas zasypie zadaniami i tyle z relaksu po odrobieniu zaległości — nadal grymasił rudzielec.

Ale nie będziesz do tyłu, tylko na bieżąco.

Ron, już lepiej nic nie mów. Hermiona lubi mieć ostatnie słowo — zaproponował Harry, nie mając ochoty przysłuchiwać się dłużej ich wymianie zdań.

Widzisz, Harry się ze mną zgadza — rzuciła pewna siebie dziewczyna.

Potter wymownie uniósł brwi, uśmiechając się lekko do przewracającego oczami przyjaciela.

Po śniadaniu, gdy Ron i Hermiona już ruszyli w stronę Wieży, on zdecydował się wykorzystać nadarzającą się okazję i działać. Zaczepił pierwszą dziewczynę z Ravenclawu, która miała jak najmniejszą obstawę przyjaciółek. Miał szczęście, ta była sama.

Cześć.

Cześć. — Dziewczyna uśmiechnęła się do niego miło, odgarniając za ucho długie blond włosy, odsłaniając kolczyki zrobione chyba, Harry nie był pewien, z kapsli.

Jestem Harry, potrzebuję małej pomocy.

Wiem kim jesteś, Harry. Wszyscy to wiedzą, nawet nargle.

Nargle? — Nigdy nie słyszał o takich stworzeniach, ale w końcu nie wychowywał się w tym świecie. Wciąż miał duże braki w wiedzy na jego temat. — Nieważne. Słuchaj, szukam Anthony’ego Goldsteina. Mogłabyś mi go wskazać?

Oczywiście. — Odwróciła się w stronę drzwi do Wielkiej Sali, rozglądając dookoła. — O, to ten! — wskazała. — Chłopak, który właśnie wstaje.

Dzięki.

Jestem Luna. Lubię pomagać. — Dziewczyna uśmiechnęła się po raz kolejny, przyglądając się Harry’emu bez tej nachalności, ukrytej za maską zażenowania, z którą zawsze patrzyli na niego uczniowie nie znający go osobiście.

Byłaś bardzo pomocna, Luno. Dziękuję raz jeszcze.

Uradowana dziewczyna odbiegła w podskokach, a Harry zaczekał na wychodzącego właśnie Goldsteina.

Cześć! Jesteś Anthony, prawda? — zagaił dla pewności.

Tak. Czego chcesz? — spytał oschle chłopak, mierząc go z góry na dół.

Chłopak nie był miły, to od razu rzucało się w oczy.

Mogę cię prosić na krótką rozmowę? Gdzieś bez świadków? — spytał nie zrażony.

Ten przyglądał mu się chwilę, ale w końcu kiwnął głową na zgodę.

Prowadź, o Wybrańcze! — rzucił sarkastycznie, wskazując dłonią przed siebie.

Harry westchnął. Czuł, że czeka go ciężka rozmowa. Szkoda, że nie może zastosować tej samej taktyki co wcześniej. Poprowadził Krukona cichym korytarzem, rozglądając się za jakimś miejscem, w którym mogliby spokojnie porozmawiać. W końcu weszli do pierwszej lepszej pustej klasy. Harry rzucił czar blokujący i wyciszający, gdy tylko znaleźli się w środku.

Nieźle jak na czwartorocznego — pochwalił Goldstein, przyglądając się Harry’emu z nieco większym zaintrygowaniem. — A teraz do rzeczy!

Dostałem wczoraj list od twoich rodziców. Wiem, że masz Znak. — Chłopak natychmiast spiął się, sięgając po różdżkę. Harry uniósł dłonie pokazując, że jest bezbronny. — Nikomu nie powiem.

Czego więc chce ode mnie Złoty Chłopiec?

Twoi rodzice proszą mnie, abym cię chronił przed Voldemortem.

Goldstein prychnął wyraźnie rozbawiony słowami Harry’ego. Chronić przed Czarnym Panem, jasne. Jednak kiedy spojrzał Harry’emu w oczy, śmiech zamarł mu na ustach. Gryfon stał przed nim, mierząc go chłodnym spojrzeniem, które przyprawiało Anthony’ego o dreszcze, i nic nie mówiąc. A jednak wydawało się, że jest całkowicie poważny. Goldstein przełknął ciężko ślinę.

Niby jak? Jesteś tylko dzieckiem, jak ja — powiedział lekko przestraszony, czując się, jakby nie mógł uciec przed tym dziwnym, niepokojącym spojrzeniem piętnastolatka.

Powinno ci wystarczyć, że jestem w stanie to zrobić. Chcę tylko wiedzieć, czy tego chcesz? Jeśli nie, mam kilku innych chętnych. Propozycja jest aktualna tylko tu i teraz. Tak albo nie. Chcesz się uwolnić od tego potwora? Daję ci pięć minut na zastanowienie i wychodzę, jeśli nie chcesz.

Usiadł w jednej z ławek, obserwując zegar na ścianie. Wskazówki wolno się przesuwały, nieubłagalnie odmierzając czas. Goldstein tylko stał i patrzył na niego. Po dwóch minutach zaczął chodzić od okna do ściany. Gdy wskazówka zegara zaczęła zbliżać się do końca wyznaczonego czasu, Gryfon wstał i powoli podszedł do drzwi. Już miał dotknąć klamki, zdejmując tym jednocześnie zaklęcia, gdy Krukon się odezwał:

Zaczekaj!

Harry odwrócił się do niego.

Tak?

Dobra, zgadzam się. Lepiej ty niż on.

Dobra decyzja. — Harry podszedł i dotknął dłonią jego piersi.

Światło na krótko otoczyło ciało chłopaka i zgasło.

Przekaż rodzicom, że jesteś bezpieczny. On cię już nie wezwie. — Już miał wyjść, gdy przystanął raptownie i nie odwracając się do Krukona, dodał: — Za to ja mogę.

Gdy opuścił klasę, odetchnął głęboko i szybko pobiegł do Wieży, mając nadzieję, że Ron i Hermiona nie zaczęli go jeszcze szukać. Udało się. Zdążył jeszcze zanim przyjaciele dotarli. Prawdę powiedziawszy, pojawili się dopiero pół godziny później i Harry miał czas coś jeszcze zrobić.

Z widzenia znał kilku piątorocznych i teraz szukał jednego z nich. Podobnie jak wcześniej wypytał współdomownika. Wysoki jak na swój wiek chłopak najpierw nie zwrócił na niego uwagi, gdy Harry się do niego odezwał. Rozmawiał wesoło z kolegami w jednym z kątów salonu, całkowicie go ignorując.

Wiem, że masz Znak — szepnął mu do ucha Harry i się odsunął.

Reakcja była natychmiastowa. Chłopak szybko przeprosił kumpli i podszedł do bruneta.

Nawet nie wiesz, z czym zaczynasz — warknął cicho, rozglądając się na boki.

Harry zmrużył oczy.

Chyba zapomniałeś, kim jestem. Chodź, pogadamy w ciszy. — Wcale nie przejął się, że starszy i z całą pewnością silniejszy chłopak idzie tuż za nim.

Wpuścił go do pustego dormitorium i zastosował te same zaklęcia, co podczas rozmowy z Goldsteinem.

Skąd wiesz? — zapytał starszy Gryfon od razu na wstępie, gdy czar się aktywował.

Dla pewności. Cormac McLaggen, prawda? — Ten potwierdził skinięciem głowy. — Od twoich rodziców.

Oni chyba zwariowali! — zaczął krzyczeć zdenerwowany chłopak. — Nie mieli komu powiedzieć tylko Cholernemu Złotemu Chłopcu, Który Przeżył.

Warczał jeszcze chwilę, a Harry czekał cierpliwie. Przynajmniej drugi Gryfon nie zamierzał go atakować. Jednak po jakimś czasie cierpliwość zaczęła mu się kończyć. Machnął ręką, by zwrócić na siebie uwagę McLaggena i się odezwał:

Mogę dać ci magiczną ochronę przed Voldemortem, chcesz ją czy nie?

Co? — Chłopak spojrzał na niego jak na wariata.

Ochronę. Zablokuję jego wezwania — sprecyzował Harry.

Nie da się...

Nie robię tego pierwszy raz, Cormac. Chcesz ją czy nie? Nie mam czasu — przerwał mu.

Tak. Tak, chcę — odparł szybko starszy Gryfon, wciąż jednak mierząc Harry’ego nieufnym wzrokiem. — Ten błąd i tak już zbyt wiele mnie kosztował. Tak, chcę twojej ochrony.

W porządku. — Dotknął go i złośliwie się na koniec uśmiechnął, mówiąc: — Teraz należysz do mnie, więc jeśli nie chcesz mi podpaść, zachowuj się.

Chłopak patrzył na niego zdziwiony i skonsternowany. Harry wypchnął go za drzwi.

Merlinie! Po prostu nie dręcz młodszych.

Reszta dnia upłynęła Potterowi na nauce. Po kolacji dopadł ostatnią z dzisiejszych swoich ofiar. Tego przynajmniej nie musiał pytać. Jak w przypadku Ślizgonów, rodzice uprosili działanie zamiast próśb i pytań o zgodę. Ernie Macmillan z Hufflepuffu dołączył do małego grona „ocalonych” przez Harry’ego. Limit tygodnia wyczerpany. Teraz została mu druga grupa, tych nieoznaczonych. Siedem osób, czyli dwa tygodnie. Póki co nie byli zagrożeni bardziej od innych uczniów, więc nie musiał się śpieszyć. No, może poza jednym wyjątkiem. Ale tu sam nie był pewien, co robić.


**

Gdyby Harry przypuszczał, jak skończy się dla niego poniedziałkowy poranek, uciekałby jak najdalej od Hogwartu. Jednak żadne znaki na niebie ani na ziemi nie dawały sygnałów, że coś miało być źle. Chłopak najzwyczajniej w świecie wstał i, po umyciu oraz ubraniu, zszedł do Wielkiej Sali.

Jeszcze dobrze nie rozpoczęli posiłku, gdy wielkie drzwi otworzyły oba swoje skrzydła, ukazując stojących w progu aurorów, otaczających Ministra Magii Korneliusza Knota.

Na sali zapadła nagła cisza. Wszyscy wpatrywali się w nowoprzybyłych ze strachem, nie rozumiejąc, co się dzieje.

W czym mogę pomóc, ministrze? — odezwał się spokojnie Dumbledore, schodząc z podium.

Knot podszedł bliżej, zatrzymując się na środku sali.

Przyszedłem aresztować śmierciożercę. Jednego z twoich uczniów.

Wszyscy zaczęli rozglądać się po sąsiadach, próbując zgadnąć, o kim mowa. Dumbledore z kolei patrzył prosto na Ministra Magii, nie dając po sobie poznać, jak bardzo jest zdenerwowany.

I któż nim jest, Korneliuszu?

Harry James Potter-Snape! — powiedział dobitnie Knot i wskazał na chłopaka.

Część uczniów wybuchnęła śmiechem. Z wielu ust słychać było okrzyki niedowierzania, a nawet kpiny z wątpliwej inteligencji ministra.

Sam zainteresowany siedział sztywno, patrząc na zbliżających się w jego stronę z wyciągniętymi i skierowanymi w niego różdżkami aurorów.

Harry nie jest Śmierciożercą! — krzyknęła Hermiona, zrywając się ze swojego miejsca. — Voldemort chce go zabić, odkąd go znam.

Właśnie! — dołączył do niej Ron, podrywając się z ławki. — Kto chciałby służyć psychopacie, który zamordował mu rodziców?!

Cisza!!! — zagrzmiał trochę piskliwie Knot. — Dowody są jednoznaczne. Aresztujcie Harry’ego Snape’a!

Hermiona z Ronem, a także Neville, Dean i Seamus zagrodzili drogę aurorom.

Nie zabierzecie Harry’ego!

Harry zobaczył, jak Dumbledore sięga po różdżkę. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby dyrektor zapobiegł jego aresztowaniu, na pewno zostałby pozbawiony stanowiska. A wtedy szkoła zostałaby bez ochrony. Z tą myślą odsunął zaskoczonego Rona i podszedł do najbliższego stróża prawa.

Pójdę z wami.

Auror zerknął na ministra, który ze zwycięskim uśmiechem zapytał:

Przyznajesz się, że jesteś Śmierciożercą i masz Mroczny Znak?

Tak. — Na potwierdzenie swoich słów Harry rozpiął szatę i pokazał ramię.

Nie wygląda jak Mroczny Znak — zauważył jeden z Aurorów, przyglądając się sceptycznie kolorowej czaszce na ramieniu Pottera. — Raczej jak tatuaż. Panie ministrze, czy jest pan pewien, że to...

Aresztujcie go i przetransportujcie do Azkabanu! — prawie krzyknął Knot. — Bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze. Czyż nie, Albusie?

Dumbledore nie skomentował tego, patrzył tylko za odchodzącym chłopcem, który nie pozwolił się dotknąć aurorom. Oczywiście na początku nic sobie z jego ostrzeżeń nie robili, jednak gdy pierwszy, który chciał to zrobić, odskoczył, trzymając się za rękę, a na dłoniach Harry’ego pojawiły się rany, nie próbowali więcej. Z lękiem w oczach i dziwnym szacunkiem otoczyli chłopca i opuścili mury szkoły. Knot podążył za nimi. Salę opuścił także dyrektor w towarzystwie McGonagall i Snape’a.


**


Co masz zamiar teraz zrobić, Albusie? — zapytał Severus, zaraz po zamknięciu się drzwi gabinetu.

Dumbledore usiadł ciężko w fotelu za biurkiem, opierając głowę na dłoni. Wyglądał bardzo staro. O wiele starzej niż normalnie. Mistrz Eliksirów wiedział, że dyrektor robi wszystko, by nad sobą panować i nie okazywać emocji, jakie zapewne kłębiły się w jego sercu. W końcu Harry zawsze był jego ulubieńcem, a teraz wszyscy byli kompletnie bezradni. Od kiedy chłopak stał się Śmierciożercą, przestali mieć jakąkolwiek kontrolę nad jego życiem. Wszystkie wybory zależały tylko i wyłącznie od tego upartego chłopaka, nikt nie był w stanie mu pomóc.

Trzeba ustalić parę faktów — odezwał się w końcu Dumbledore, starając się mówić bardzo, bardzo spokojnie. — Skąd Knot wiedział o Znaku Harry’ego? Dlaczego wcześniej nie poinformowano mnie o jego przybyciu? Poczekajcie chwilę. Muszę porozmawiać z pewną osobą.

Wrzucił trochę proszku do ognia i zniknął w zielonych płomieniach.

Jak gówniarz wróci, to popamięta. Co on sobie myślał, poddając się tak łatwo? — złorzeczył Snape, nerwowo bębniąc długimi palcami o oparcie fotela, za którym stał.

Spokojnie, Severusie. Albus coś wymyśli.

Jak mam być spokojny?! — wrzasnął Mistrz Eliksirów, już się nie hamując. — Zabrali chłopaka do Azkabanu! Czy ty wiesz, jak tam jest?! Postrada rozum w ciągu kilku dni!

Harry nie jest taki słaby — broniła się Minerwa.

Gdybyś zapomniała, to na niego dosyć mocno działają dementorzy. Chłopak będzie większość czasu pogrążony w swoim własnym, prywatnym horrorze.

Wiem, że się o niego martwisz, ale poczekajmy najpierw na Albusa. On coś na pewno wymyśli.

Snape spojrzał na nią tym swoim lodowym wzrokiem, ale nie zareagowała, jakby uodporniona. Mężczyzna zajął fotel, pocierając nasadę nosa.


**


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mroczny Znak 2 1
Mroczny Znak 4 3
Mroczny Znak 9 3 ostatnia część
Mroczny Znak 8 3
Mroczny Znak 8.2, Harry Potter, [Z] Mroczny Znak
Mroczny Znak 2 3
Mroczny Znak 3 2
Mroczny Znak 6 2
Mroczny Znak 2 2
Mroczny Znak 3 1
Mroczny Znak do 2 3
Mroczny Znak 4 1
Mroczny Znak 1 3
Mroczny Znak 6 3
Mroczny Znak 7 3
Mroczny Znak 5 1
Mroczny Znak 5 3
Mroczny Znak 6 1
Mroczny Znak do 7