Mroczny Znak 5 3

Rozdział 5.3


Harry nie wytrzymał. Nigdy dotąd nie zwrócił się do przyjaciela po nazwisku. Nigdy nie użył też tak ostrego tonu. Nawet podczas kazania pod Wielką Salą hamował się minimalnie. Ale nie teraz.


Powiem to tylko raz i chciałbym, żeby to w końcu trafiło do ciebie raz a porządnie. Przestań obrażać profesora Snape'a! Gdyby nie on, nie dożyłbym dzisiejszego wieczora. Gdyby nie on, nie wiem, czy w ogóle dożyłbym końca pierwszego roku. Przestań go ciągle oczerniać, bo nie znasz go wcale.


Ale... — próbował się bronić Ron, wpatrując się w Harry'ego zszokowany.


Żadnego „ale"! Dorośnij! Tam na zewnątrz toczy się wojna, w której niektórzy ponoszą największe ofiary — tracą życie. Zabawa w nienawiść przestała mnie interesować. Nawet Malfoy zmądrzał, choć to było prawie niemożliwe, ale jednak. Zrób to samo, Ron.


Rudzielec patrzył na niego oszołomiony. Chyba dotarła do niego przemowa przyjaciela, bo na policzkach wykwitł mu lekki rumieniec wstydu.


Przepraszam, Harry.


To nie mnie powinieneś przepraszać, Ron, ale miło, że zrozumiałeś. Mimo że uważają nas za dzieci, mamy swój rozum i musimy zacząć z niego korzystać. Nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy potrzebować pomocy któregoś z dorosłych. I wolę wtedy nie być z żadnym z nich na wojennej ścieżce z jakiegoś głupiego powodu.


Hermiona przysłuchiwała się jego wywodom, nie wtrącając się. Harry przymknął oczy, wzdychając zrezygnowanie. Jego cierpiętniczy dzień jeszcze się nie skończył. W najgorszym momencie zaczęła go boleć blizna. Odzywała się krótkimi seriami.


Jest zły — wymamrotał niewyraźnie.


Chociaż raz nie żałował mówienia pewnych rzeczy przyjaciołom. Ron zerwał się na nogi, jakby Voldemort osobiście wkroczył do szpitala. Hermiona tylko pochyliła się nad Harrym.


Wizja?


Nie, tylko ból. Chyba kogoś karze.


Powiesz komuś? — spytał Ron niepewnie, rozglądając się, ale Pomfrey wyszła wraz z dyrektorem i jeszcze nie wróciła.


Nie ma takiej potrzeby — stwierdził. — I tak go... — zamknął się natychmiast, omal nie wypowiadając za wiele. — Chyba nie ma zamiaru tego kogoś zabić, nie jest aż tak wściekły.


Pocierał czoło, ale ból nie przechodził, wręcz rósł z każdą chwilą. Chyba jednak był bardzo zły. Harry zaklął cicho, siadając i miażdżąc sobie dłońmi głowę. Ron pobiegł po pielęgniarkę, a dziewczyna przytuliła przyjaciela.


Czy on nie może dać mi chwili spokoju? — jęknął chłopak.


Nagle wyprostował się jak struna, odtrącając dziewczynę.


Co tym razem, kochanieńki? — Poppy już podchodziła szybko, jednak widząc, jak trzyma się za ramię, zbladła i zerknęła na Weasleya.


Ten, pobladły, stał przy niej z dziwnym wzrokiem. Harry odetchnął, nawet nie wiedział, kiedy przestał oddychać.


Ron? — odezwał się niepewnie.


Tak, Harry? — Głos chłopaka był dziwny, jakby odległy.


Coś się stało? Dziwnie wyglądasz? — zapytał Harry, ale kolejne wezwanie przypomniało mu, co się dzieje. — Pani Pomfrey, mogę skorzystać z pani kominka? Muszę natychmiast porozmawiać z dyrektorem.


Tak, oczywiście. Proszę — odpowiedziała szybko, choć wyglądała na trochę roztrzęsioną całą sytuacją.


Czyżby była jedyną osobą, której Dumbledore mówi wszystko o wszystkich? Chyba musiał, przecież jako pielęgniarka powinna znać szczegóły, na przykład powody amnezji Rona czy wezwania jego lub Snape'a. Kiwnął w stronę Hermiony, zerkając jednocześnie na Rona. Dziewczyna zrozumiała nieme przesłanie.


Chodź, Ron. — Złapała go za rękę.


Dokąd?


Musimy porozmawiać.


Reszty już nie słyszał, bo zniknęli za drzwiami. Wyskoczył z łóżka, lekko się zachwiawszy, gdy w tym samym momencie nadeszło kolejne wezwanie. Wpadł do pokoju Pomfrey i wrzucając proszek w ogień, wywołał gabinet dyrektora.


Co się stało, Harry? Dlaczego nie odpoczywasz?


Muszę iść! — krzyknął, wybiegając z komnaty.


Całe szczęście akurat trwał posiłek i nikogo nie było na korytarzach ani na błoniach. Aportował się i dopiero w ogrodzie dworku Voldemorta się uspokoił i zwolnił. Całe szczęście, że nie zdążyli go przebrać w szpitalne wdzianko, bo teraz śmiesznie by się prezentował. Stanął przy tronie.


Voldemort rozmawiał z kilkoma śmierciożercami w pewnym oddaleniu od tronu, nachylając się nad stołem, którego nigdy wcześniej tu nie było. Połowa z nich, jak od razu zauważył Harry, należała do niego. Lord powiedział coś cicho do Malfoya seniora i wskazał na coś z boku stołu. Mężczyzna wziął wskazane rzeczy i podszedł do Harry'ego.


Pan kazał ci to założyć.


Harry odebrał niewielki pakunek i rozpakował go. Czarny płaszcz, obramowany także czarną, aksamitną lamówką, i maska. Maska śmierciożercy. Z małym wyjątkiem. Jeden z policzków maski zdobił czerwono-złoty ornament, jakby skrzydło.


Taki mały szczegół dla Gryfona, Harry Potterze — zasyczał z oddalenia Czarny Pan.


Mam iść na akcję?


Ron był mocniej otumaniony, niż by to wyglądało na pierwszy rzut oka. Po kilkakrotnym pytaniu jak się czuje i tylu samych jego zapewnieniach, że dobrze, Hermiona była więcej niż zaniepokojona. Zaprowadziła go do Pokoju Życzeń, tak na wszelki wypadek. Posadziła go w fotelu, a sama zajęła miejsce naprzeciwko. Komnata znów przybrała wystrój Wieży Gryffindoru.


Ron, chciałabym ci zadać jedno ważne pytanie.


Dobrze — odparł ospale chłopak.


Jego oczy były zamglone i dziewczyna zastanawiała się, czy dobrze robi. Może lepiej zostawić wszystko tak jak jest?


O co chciałaś zapytać? — Nagle głos Rona stał się wyraźniejszy. — Co tu robimy? Gdzie jest Harry?


Oszołomienie widać minęło i Weasley już całkiem trzeźwo myślał. Rozejrzał się po otoczeniu, potem spojrzał na Hermionę. Pomasował skronie, jakby męczyła go bardzo natrętna migrena. Jego dłoń w pewnym momencie opadła bezwiednie, a oczy Rona skupiły się na przyjaciółce.


Dokąd poszedł Harry?


Ron... — Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć.


Chłopak znów dotknął głowy, przymykając na moment oczy.


Pamiętam, wiesz Hermiono? — Odwrócił się do niej plecami. — Przypomniałem sobie, co mi zrobiliście.


Ron, my...


Przerwał jej machnięciem dłoni, siadając nagle u jej stóp.


Pamiętam, co ja zrobiłem Harry'emu. Byłem głupcem. Teraz to rozumiem. Po tym, co powiedział mi dziś, rozumiem jego postępowanie. To, że jest Śmierciożercą tak jak Snape. Nie jest nim tak naprawdę, tylko z przymusu. On tego nie pragnął.


Och, Ron. — Hermiona przytuliła go mocno. — Dzięki Merlinowi! Już myślałam, że znów będzie trzeba cię zobliviatować.


Przepraszam, że byłem taki zaślepiony. Musimy teraz pomóc Harry'emu. Nie może walczyć sam.


Niestety, teraz nie możemy nic zrobić. Poszedł do Voldemorta. Sam. Nie zabrał ze sobą ani Snape'a, ani Malfoya.


Ron podniósł się szybko i wyciągnął dłoń w jej stronę.


Chodźmy do nich. Może oni coś wymyślą.


Szybkie dotarcie do lochów utrudniali uczniowie wracający z obiadu. Zapukali do gabinetu, niecierpliwie czekając, aż ktoś im otworzy. Po chwili usłyszeli szybkie kroki i w drzwiach stanął Mistrz Eliksirów w całej swojej ciemnej postaci.


Dlaczego nie jesteście przy Potterze? — zapytał, mierząc ich niezbyt przyjemnym wzrokiem.


Hermiona wysunęła się przed Rona, rozglądając na boki.


On poszedł sam, profesorze — szepnęła cicho.


Snape spojrzał na Rona i odsunął się, nakazując im wejść.


Przy kominku siedział Malfoy i na ich widok podniósł się, odstawiając filiżankę na stolik.


Gdzie poszedł Potter? — odezwał się profesor po wyciszeniu komnaty. — I co tu robi Weasley?


Przypomniał sobie wszystko podczas wezwania Harry'ego.


Snape zaklął naprawdę okropnie. I to nie raz.


Wiedziałem, że będę tego żałował — warknął. — A ty, Weasley? Znów mam ci wyczyścić pamięć czy poszedłeś po rozum do głowy?


Zrozumiałem, proszę pana — rzekł cicho chłopak.


Ale Snape nie zawracał sobie już nim głowy.


Draco, zapytaj ojca, czy coś wie — polecił, wskazując kominek.


Blondyn bez słowa wykonał polecenie. W ciszy czekali, aż jego głowa wyłoni się z płomieni. Jego rozbiegane spojrzenie zaniepokoiło wszystkich.


Ojca nie ma od świtu. Avery, Travers i Nott także zostali wezwani. Kilku nie powiązanych z Harrym towarzyszy im u Czarnego Pana. — Szybko przekazał wieści.


Co on znów planuje?


Czy nie możemy jakoś pomóc Harry'emu? — spytał ostrożnie Weasley.


Snape odwrócił się w jego stronę z furkotem szaty.


O, tak! Możemy! Trzech uczniów i nauczyciel przeciwko całej hordzie śmierciożerców! Świetny pomysł, panie Weasley!


Nie to miałem na myśli! I proszę na mnie nie krzyczeć!


Ron — ostrzegła go cicho Hermiona, a do profesora, który już miał zrównać jej przyjaciela do wysokości trawnika (tego angielskiego) rzuciła: — Wrzaski w niczym nam nie pomogą. Musimy przygotować się na powrót Harry'ego. Voldemort nie mógł jeszcze zebrać nowych ofiar, więc wezwał Harry'ego z innego powodu. Miejmy nadzieję, że nie będzie go zbytnio karał i że Harry będzie w stanie sam wrócić.


I Harry wrócił. Chwilę przed północą Dumbledore dał im znak, że pole aportacyjne w Zakazanym Lesie przepuściło jedną osobę. Snape nakazał im czekać w gabinecie, a sam poszedł po Pottera. Znalazł go w miejscu aportacji. Chłopak wyglądał, jakby skamieniał zaraz po przybyciu.


Potter! — zawołał go, ale dopóki nie dotknął go czubkiem różdżki, młodzieniec nie zareagował.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mroczny Znak 2 1
Mroczny Znak 4 3
Mroczny Znak 9 3 ostatnia część
Mroczny Znak 8 3
Mroczny Znak 8 1
Mroczny Znak 8.2, Harry Potter, [Z] Mroczny Znak
Mroczny Znak 2 3
Mroczny Znak 3 2
Mroczny Znak 6 2
Mroczny Znak 2 2
Mroczny Znak 3 1
Mroczny Znak do 2 3
Mroczny Znak 4 1
Mroczny Znak 1 3
Mroczny Znak 6 3
Mroczny Znak 7 3
Mroczny Znak 5 1
Mroczny Znak 6 1
Mroczny Znak do 7