162 DZIECI, ALKOHOL I NARKOTYKI
temu, Tim, pracowałeś dla mnie przy wiosennym oczyszczaniu i zgodziłeś się na warunki zatrudnienia: żadnego picia ani marihuany. Pierwszego miesiąca byłeś świetny. Pracowałeś naprawdę ciężko i cieszyłem się, że cię wziąłem. A potem wszystko się zmieniło. Zrozumiałem, że to nałóg i przeraziłem się.
- O co tu chodzi? - przerwał Tim. - Dlaczego mam słuchać tych bzdur?
- Tim, wiem, że to niełatwe - wtrąciłam się. - Myślisz, że uda ci się wytrzymać? Im naprawdę jest ciężko i potrzebują się wygadać. W porządku?
- No, dobra. Byle mieć to z głowy.
- W zeszłym roku na Boże Narodzenie tak się upiłeś przy obie-dzie, że straciłeś przytomność i spadłeś z krzesła, kiedy wszyscy jedli - ciągnął dalej Gene. - Bałem się o ciebie, ale, mówiąc szczerze, czułem też obrzydzenie. Kilka miesięcy temu zadzwoniła Jenny, by powiedzieć, że próbowałeś udusić tatę. Płakała tak, że prawie nie mogła mówić. Ogarnęła mnie bezsilna złość na myśl, że ranisz ojca i doprowadzasz Jenny do takiego stanu. Byłeś nawalony podczas uroczystości zakończenia szkoły średniej. Może inni tego nie widzieli, ale ja tak. Boże, było mi strasznie smutno. Na swoją uroczystość wręczania świadectw poszedłem pijany i ciężko mi było patrzeć, jak idziesz w moje ślady. Byłeś pijany na naszym weselu i to tak, że musiałem poprosić paru chłopaków, żeby cię wyprowadzili. Byłem wściekły, że psujesz nam taki dzień. Zeszłej wiosny, kiedy siedzieliśmy obaj na ganku z tyłu domu, powiedziałeś mi, że jesteś już chodzącym trupem, że zaćpałeś się na śmierć. Czułem się zupełnie bezradny. Nie musisz być trupem, Tim. Możesz otrzymać pomoc, skuteczną pomoc i jest nadzieja, że ją przyjmiesz.
Tim nie siedział spięty i gotów do ucieczki, jak się tego obawialiśmy, ale spokojny i prawie nie reagujący na skierowane do niego słowa. Głowę trzymał spuszczoną i nie patrzył na mówiącego. Był czysto ubrany i świeżo ogolony; wyraźnie zadał sobie trud, by dobrze wyglądać. Wzruszyło mnie to. Była to ta sympatyczna strona Tima, o której wszyscy mówili; tak wyglądał prawdziwy Tim ukryty pod uzależnieniem.
- Tim, kocham cię... Tak bardzo cię kocham - Marty zająknął się i
rozszlochał, jak ojciec opłakujący utraconego syna.
Tim zwrócił się do mnie:
- Czy to naprawdę potrzebne? Skończmy to i przejdźmy do tego, co chce mi pani powiedzieć.
- Nie możemy - odpowiedziałam. - Wiem, że to trudne, Tim. I dla ciebie, i dla nich. Ale to trzeba zrobić. Dobrze?
- Pani tu jest szefem - odparł.
Po kilku minutach Marty uspokoił się i ciągnął dalej:
|l| - Dwa lata temu byliśmy nad jeziorem na rybach. Czułem się taki szczęśliwy. Byłeś czysty: nie piłeś i nic nie brałeś. Wyglądałeś świetnie, tak jak dawniej. Ale to był ostatni raz, Tim, kiedy byłeś czysty. Brakuje mi ciebie bardziej, niż umiem wyrazić. I boję się. Boję się, że ty umrzesz. Cztery lata temu właściciel jednej z restauracji, w której pracowałeś, podszedł do mnie na ulicy i powiedział, że czuje się zobowiązany wyjaśnić mi, czemu cię wyrzucił: bo jesteś pijakiem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Strasznie się wstydziłem. Ostatnie lata to jeden koszmar. Cały dzień palisz trawkę, a w nocy szukasz zaczepki i robisz awantury. Ja już nie mam na to siły. Jestem zmęczony twoim nałogiem. Dwa miesiące temu mama znalazła crack w kieszeni twojej wiatrówki. Powiedziałeś, że bierzesz crack już od miesięcy i zacząłeś się śmiać. Boże, chciałem wtedy umrzeć; tak się o ciebie bałem. Trzy tygodnie temu, wyłamałeś drzwi pokoju Jenny, bo myślałeś, że są tam agenci FBI. Dla nas to już jest koniec, Tim. Mam nadzieję, że przyjmiesz pomoc, którą ci dziś proponujemy.
Mary była bliska łez, ale jakoś się trzymała:
- Tim, kocham cię z całego serca. Jestem tu dzisiaj dlatego, że chcę ci pomóc. Sześć miesięcy temu musiałam pójść do pracy z wielkim
siniakiem na policzku. Mówiłam wszystkim, że upadłam. Kłamałam, Tim, bo wstydziłam się im powiedzieć, że po pijanemu rzuciłeś we mnie talerzem. W Święto Dziękczynienia zeszłej jesieni, gdy w naszym domu zgromadziła się cała rodzina, ty zaszyłeś się w piwnicy i paliłeś trawę. Nie wyszedłeś, nawet jak siadaliśmy do stołu. A przecież to twój ulubiony obiad, Tim. Zawsze pomagałeś mi robić nadzienie do indyka, pamiętasz? Czułam się smutna i było mi ciebie brak. Kilka miesięcy temu ciocia Jean