972
DYPLOMACJA
Rzeczypospolitej chciał służyć" — przytem zaś stwierdził, że „w Rzymie oporem rzeczy polskie idą bez osoby znakomitej i kredyt tamże mającej". Narazie więc powierzono interesy polskie w Rzymie księdzu Antici, włoskiemu markizowi, późniejszemu kardynałowi, nadając mu tytuł „charge d’affaires króla i Rzeczypospolitej" i wyrabiając dlań równocześnie w sejmie indygenat — nic nie kosztujący — przez co prawo, zabraniające cudzoziemcom służyć w dyplomacji polskiej, obchodzono. Dopiero w 1768 roku, gdy król Stanisław August podniósł ponownie konieczność stałego posła w Rzymie, konstatując raz jeszcze, że „wysłanie z narodowych osób nie mogłoby być tylko ze znacznym kosztem", Senat pozwolił nadać ks. Antici tytuł posła „dla łatwiejszej sposobności wypełniania zleconych interesów". W ten sam sposób załatwiono sprawę nominacji posła do Genui, „gdzie wszystkie prawie dwory europejskie trzymają swoich ministrów, znając, że wiele na tern zależy szczęśliwości krajowej, żeby w miastach portowych mieć swoich podufałych ludzi dla wiadomości o handlach..." Mianowano tam ministrem innego Włocha, ad hoc indygenatem obdarzonego, „urodzonego" księdza Bollo. Tymczasem innych dyplomatów, rodowitych Polaków: Psarskiego, Zawiszę, Boskampa w Petersburgu, Hadze, Konstantynopolu, Stanisław August w braku rządowych kredytów, własnym kosztem opłacał, za co mu na Radzie Senatu podkanclerzy litewski Antoni Przezdziecki dziękował, podkreślając, że król „o powrócenie onego z hojności pańskiej nie upominał się". Oczywiście, że owe 100 000 zł rocznie, przeznaczone przez Sejm w 1766 roku na „extraordynaryjne wydatki" posłów zagranicznych, nie mogły wystarczyć. Ale zaznaczyć należy, że coraz to większe zrozumienie konieczności rozwinięcia działalności dyplomatycznej uwydatniło się w ciągu najbliższych lat przez uchwałę sejmową z 1768 roku, preliminującą tym razem już 1 000 000 zł na utrzymanie roczne placówek zagranicznych, które się zresztą będą nadal mnożyć (Vol. Leg. t. VII. 485 i 652). W 1769 r. w czasie konfederacji barskiej stworzono placówkę w Londynie, wysyłając tam Tadeusza Burzyńskiego z nader trudną i delikatną misją oddziaływania przez Anglję na Rosję i Turcję. Czytając instrukcje i raporty tych wszystkich stanisławowskich poselstw z trudem ustanawianych w niektórych tylko krajach — bo narazie Francja, Hiszpanja, dwór wiedeński jego elekcji nawet nie chciały uznać — możnaby odnieść wrażenie, że Polska jest krajem nowym, że dopiero wstępuje do grona państw europejskich! Teraz się odczuwa, jak lekceważenie stosunków dyplomatycznych w dobie, kiedy one właśnie zaczynały grać największą rolę, oddaliło Polskę, izolowało ją od wspólnych europejskich spraw, jak jej słabość i bierność uwydatniło. Wszędzie, i to w najniekorzystniejszych konjunkturach dla kraju, posłowie ci — już nie wchodzimy w ocenę ich zdolności i gorliwości, bo byli to wszystko ludzie bez przygotowania specjalnego — musieli dopiero torować sobie drogę na terenie zupełnie nowym, zwykle nieufnym lub wrogim. Wedle instrukcyj królewskich na Radzie Senatu wydawanych, zastrzegano, aby w kwe-stjach protokólarnych poseł pilnował, by w niczem „powadze Naszej Królewskiej ani Rzeczypospolitej ubliżenia nie było". (Instrukcja T. Burzyńskiego, posła R. P. do Londynu. „Listy i Mowy Ant. Przez-dzieckiego" Arch. Przezdzieckich). Ale w tych czasach, gdzie jeszcze tyle na cere-monjale zależało, a ten głównie na preceden sach się opierał — żadnych precedensów posłowie polscy nie znajdowali — poprzedników daleko im trzeba było szukać! Równocześnie wznowiona dwutorowość polskiej dyplomacji zaczęła ponownie osłabiać dyplomację oficjalną: konfederacja barska prowadziła bowiem politykę zagraniczną na swoją rękę, znajdując w niejednem państwie poparcie i złudną zachętę do zbrojnej opozycji.
Tymczasem przyznać należy, że król w tych najtrudniejszych warunkach dużo zrobił około wskrzeszenia i reorganizacji na modlę nowożytną dyplomacji polskiej. W niej widział jeden z instrumentów do emancypacji od ciążącej mu od czasu elekcji kontroli rosyjskiej. Tej emancypacji obawia się też najwięcej Petersburg, widząc w dążeniach królewskich do samodzielnej polityki zagranicznej niebezpieczeństwo utraty hegemonj i, której stróżem w Polsce był ambasador rosyjski w Warszawie. Każde ustanowienie nowej placówki dyplomatycznej polskiej zagranicą było najgorzej widziane na dworze Katarzyny. Rosja potrafiła naprzykład nie dopuścić, aby Stanisław August nawiązał bezpośrednie stosunki dyplomatyczne z Francją aż po czasy rewolucji i Sejmu Czteroletniego! Pomimo