— Od tej poczciwej co tu tylko co lożę pani pominęła. Ktoś jćj właśnie robił znak, żeby mu ten pączek oddała, a ona przypomniawszy może, iż jćj wczoraj wyborowy posłałem cukierek, mnie go rzuciła, i teraz śliczną mi rączką, za oznaki mćj wdzięczności dziękuje. Ja tćż muszę na jćj powrót przygotować całą wiązkę rezedy i fiołków. Ale temu co tu nadchodzi, i jakiś sobie zadarty nos przypiął, muszę szczyptę konfetów cisnąć!
Wtem armatni zabrzmiał wystrzał; pojazdy w poboczne ulice spiesznie się zwracać poczęły; obu mych towarzyszy zamiary, w zawieszeniu pozostałe, nie wiem czy następnych dni doszły do skutku! czy ta kwiatowa kłótnia, zgoda, rozmowa, dalszy ciąg miały? czy ta corsowa znajomość w jakim ponowiła się salonie , lub, jak najczęściej bywa, w masce zaczęta, razem z nią się skończyła.
Po pierwszym wystrzale, na poprzek placu Ludu stawią ba-ryery, a z za żelaznej pobocznćj kraty, wyprowadzają dzikie do biegania konie.
Dawnićj wyprowadzano tak żydów z workami kamieni na plecach, i oni to, dla zabawy rzymskiego ludu, te odbywać musieli kursa. Teraz żydzi uwolnienie od nich za łaskę sobie wyjednali, a składką na koszta konnych wyścigów okupili się od tego upokorzenia. Lecz i w teraźniejszćj zmianie miesza się jednak cokolwiek okrucieństwa. Konie te mają na sobie poprzylepiane zapalone hubki, jakieś oraz kawałki kolących blaszek, które za każdem poruszeniem je ranią. Ból w największą wprowadza je złość. Szarpią się, targają swych masztalerzy, którzy im rady dać nie mogą; gryzą się między sobą, i na zamkniętą baryerę skaczą. Jestto dla Rzymian jakby gladyatorów przypomnienie, i z zapałem na to widowisko biegną!
Nareszcie drugi wystrzał słyszćć się daje. Ostatnie pojazdy umykają z Corso; żołnierze ścisłym szeregiem bronią pieszym przejścia z chodników na ulicy środek, baryera na placu ludu opada, a konie jakby wściekłe, w pośród radosnych ludu okrzyków, w cwał lecą, same, bez jeźdźców, przez całą długość ulicy, aż do weneckiego, kończącego ją placu.