171
skutku, pozbawi sił fizycznych i umysłowych, a mimo to jeszcze nudzi, dokucza i meczy.
Im morze gorsze, tćm choroba silniejsza. Wówczas ono jeszcze nie było z jednćj ochłonęło burzy a drugą już przeczuwało, i nikt tćż jćj nie uszedł. Same były jęki i gorzćj niż jęki po kajutach słychać. Ja w początku prosiłam tylko nieba żeby to się prędko skończyło; później już ani prosiłam ni żądałam niczego. Nie wiedziałam czy od roku, czy od godziny ta miła trwa podróż, nie troszczyłam się czy kiedy i jak się skończy. Gdy po niemiłosiernie długićj nocy, zawołano mi nad głową, że słońce się budzi i czy nie chcę jego widzićć wschodu? — „Dajcie mi pokój!” odpowiedziałam. Później mi doniesiono, że już się do wysp zbliżamy, że mijamy Procidę i Ischię, warte widzenia. Dajcie mi pokój ! jeszcze raz powtórzyłam, niedobrze nawet pojmując co to jest Procida i lschia. Nareszcie ze wszech stron dał się słyszćć tysiącznie ponawiany odgłos: ,,Neapol! Neapol!”... i wszystko się na pokładzie poruszyło, powstało. Ten odgłos i do moich w końcu trafił uszu. Zrozumiałam że to koniec podróży, choroby, męczarni; i ja tćż podniosłam głowę; a gdy wszystko jeszcze w około mnie zdawało się walcować, chwytając się ściany wyszłam z mój kajuty.
Ale tam nowmgo rodzaju spotkał mię obłęd. Ujrzałam coś jakby nie do tego należące świata. — „Jeśli to magiczne widzenie choroby jeszcze skutkiem, zawołałam, o jakież miłe jej cierpień wynagrodzenie! ”
Nad nami najprzejrzystszego szafiru krągliło się sklepienie, pod nami jeszcze podobnyż szafirowy i przejrzysty widziałam płyn. Naprzeciw, wysoko, zamek czy klasztor, na tym lazurowym eterze srogie i malownicze kreślił rysy, a u stóp jego, na spadku zielonego wzgórza, słały się jedne pod drugiemi w amfiteatr zaokrąglone pałace, domy, ogrody, domki. Wpośród nich przystań tysiącem powiewająca żagli, a na drugićj stronie wspaniała góra czarną dymu chmurą owita, połyskująca ogniem.
— „Coto jest?” zapytałam przecierając oczy.
— ,»To Neapol ’— odpowiadano.
— „A ta ognista góra?— Wezuwiusz!’