65
W końcu, gdy już każdy na swym ośle czy mule siedzi (muły są lepsze dla większej sny i pewniejszego kroku), na siodle jakie sobie obrał, angielskiego kształtu lub w rodzaju krzesełka, a przy ośle ma przewodnika który nim kieruje, zaczyna się powolne na górę wkraczanie.
Nic z początku nic widać, prócz starej lawy i popiołem pokrytego gruntu, porosłego głogiem, ożyną i innem1 krzewy, a na nich długie gierlandy, z których to wino, zwane łzami Chrystusa (lagrima Christi) się rodzi, niedbale na wszystkie wieszają się strony. Gdzieniegdzie zporaiędzy nich jakaś ciemna skabioza, żółta ldia, lub biała Irys wyglądają nieśmiałe, jakby sig lękały ognistego putoku, co już nieraz po ich przeleciał głowach, spalił ich plemię. Dalej, droga ku wyższćj i szerszćj wspina sig przestrzeni. Krzewów, wina, kwiatów, już ustało panowanie, ale oko ma sig czćm pocieszyć. Widok z góry na cały golf wspaniale się ściele, a wówczas, przy zachodzie słoiica, nic jego nie wyrówna warownemu wdziękowi, nadprzyrodzonej poezyi. Widok len obok uczucia iż się depce po ogniu cienką warstwą pokrytym, a który w każdej chw iii może nas jak piórko w powietrze wyrzucić, lub w bezdennej pochłonąć otchłani, wzdyma pierś, myśl rozmarza, do wulkanicznych wrażeń całą przysposabia :stotę.
Nareszcie słońi e utonęło: dyamentowe iego odblaski w morzu pogasły, niebo się przymroczyło, natura surowa, grubą skorupą martwćj lawy pokryta, nocnemi oblekła się cieniam'. Nic nie widać jak krateru płomień, nic nie słychać jak coraz silniejszy wybuchów jego grzmot!
Wpośród tej uroczystej żałoby drżące jakieś światełko niespodzianie wzrok uderza. Juz oddawna żadnego niewidać było zabudowań śladu, a ono zdaje się z za okna wyglądać. Nieba-wnie doń przybywamy i dowiadujemy się iż to jest pustelnicza lepianka, San Salwatore zwana; ostatnie i zbyt zuchwałe m.e-szKanie człowieka, usłudze Boga i pomocy weznwiuszowym pielgrzymom poświęconego. Tam dla przewodników najtrudniejsza część drogi ma się zacząć, tam zwykli spoczywać i nowych do mój sił czerpać. Pustelnik przynosi książkę do wpisania imion, i butelkę Layrima Christi■ O jak ten trunek przy łunie wulkanu, Alpy. Trnn III. 9