109
Już przed klasztornemi zwaliskami ten pas ziemi tak się zwęża, iż odrazu widać na prawo neapolitańskie morze z jego za-lotnemi brzegami, na lewo poważniejszą Salerny zatokę. Trudno opisać piękności tego obrazu, obok swych wdzięków całkiem jeszcze niespodziewanego dla mnie. Na jednym z tych dwóch golfów zachodzące wówczas słońce, wszystkie złociło przedmioty, na drugim, wysoko już srebrzysty świecił księżyc. Te dwa światła zdawały się dla sprzeczności effektu między sobą walczyć. Gdyby na płótnie oddane były, zarzuconoby malarzowi do wy-muszonój przesady skłonność, tak to nad zwykłe przyrody piękności, piękniejszym jaśniało blaskiem.
Ale jakże ci opisać ten Dzwonu skalisty przylądek, z piękne-mi u szczytu klasztoru złomami, z widokiem na Capri, a powoli odwracając głowę, na obie panoramy Neapolu i Salerny zatok! Tam chyba pojedź i zobacz, bo inaczćj nie pojmiesz, a pędzel i pióro ci nie wytłumaczą.
Bok jeden klasztoru, co ciągle na te patrzy czary, niedawno zdawał się podniesiony; w nim parę nowych okien, świeżym cieniły się bluszczem; inne jeszcze na nich widać było kwiaty; okna te i kwiaty zwróciły mą uwagę. Oślarz mi powiedział, że tam jakiś samotnik mieszka, z samą tylko przestając naturą.
Mimo przyjemnej spaceru tego rozrywki, tak miałam jeszcze myśl pełną Edwarda, iż w pićrwszćj chwili zdało mi się, że to on tam być musi, że tam się schronił dla płakania swych błędów, swćj winy. Nie zważałam nawet, że mi oślarz mówił iż ten samotnik (którego jak wszystkich cudzoziemców zwał Anglikiem), od pięciu lat w tych przebywa pustkach, i własnym kosztem parę sobie urządził pokoi, czegoby Edward "w zbyt krótkim od bytności w Rzymie czasie dokonać nie mógł.
Tak zwróciwszy się znowu myślą do poety i ofiary jego, zaczęłam wymawiać sobie, żem ją nie odwiedziła. Z nocą już do domu wracając, zajechałam przed jćj mieszkanie, by się o stanie jój zdrowia dowiedzićć. Ale drzwi głucho zamknięte były, zdawało się, że wszyscy śpią tam głęboko.
Następnego ranka idąc na mszę, spotkałam księdza Francesco di Luca, do kościoła także śpieszącego. — „Jakże się ma nasza