127
Obraz rzadko znalazł amatora, a cena, o połowę jeszcze od-targowana, zaledwo jednodniowe pokrywała potrzeby. Nazajutrz nowa się zaczynała nędza, nowe łzy i walka.
Salwator długo jednak rąk opuścić nie chciał. Wszelkich chwytał się rodzajów, próbując który mu będzie szczęśliwszym, korzystniejszym. Hbtorya, bitwy, krajobrazy, fantastyczne utwory, nic mu wkrótce obcóm nie było, ale gdy mu się n>c nie wiodło, w tćj ciągłój walce już mu sił zaledwo starczyło, ta nawet dzielna młodości podpora, ta nadzieja, co wiele jednak przetrwać może, już w jego sercu wątleć, upadać poczyniła; wtćm jeden z jego rynkowych obrazów do Bolonii zabłąkał się, i zwrócił uwagę malarza Lanfrancha.
Oko znawcy zaraz w nim odkryło wielkiego talentu rysy, a poczciwa jego dusza zapragnęła mu świat otworzyć. Lanfiancho podał Salwatorowi rękę, ułatwił mu podróż do Rzymu, gdzie nowa miała zabłysnąć dla mego gwiazda. Ale biedny! zaledwo ujrzał Watykanu kopułę, zaiedwo obejrzał wszystkie jc-go skarby, gdy febra wzrok mu przyćmiła, członkom siłę, duszy resztę odjęła swobody, a on nie mogąc przeciw dwóm razem, choroby i nędzy niedolom się oprzćć, nić nie uniósłszy z Rzymu, prócz nowćj goryczy pamięć, do rodzinnego wrócił miasta.
Tam po długich jeszcze srogiego losu próbach, dostał się w końcu na dwór kardynała Brancaccio, i z nim Rzym i Bolonią zwiedził.
OJ tej epoki zaczyna się drugi peryod artysty życia, mhiój twardy, mnićj okrutny. Sława jego coraz się dalćj szerzy, dorosła rodzina nietyle jego wymaga poświęceń, praca lepiej się wywdzięcza.
Salwator do Neapolu wrócił, ale tam buntownicza Masaniella rozwiała się chorągiew, i gorące w powietrze rzuciła żywioły. Artysta niemi ogarniony, ciska paletę i pędzel, za broń chwyta— lecz wkrótce po upadku naczelnika upuszcza ją z ręki, i do Rzymu a następnie do Florencyi się chroni.
W Rzymie szczodrość kardynała Colonny, który za każdy parodniowćj pracy obraz, worek złota mu w zamian przysyła, na bardzo przyzwoitej stawia go stopie. Ale oburzenie z rozwiąza-