PODZIEMNA ROSJA
„Zrzucimy żałosne surduciki i przebierzemy się w święte ludowe siermięgi" - pisał z ironią świadek tych wydarzeń, wybitny historyk Wasilij Kluczewski.
I rozpoczęły się przygotowania. Wspomniany już Siergiej Krawczyński wraz z towarzyszem przywdziali brudne łachmany kupione u handlarza starzyzną i udali się do jednej z najnędzniejszych traktierni w stolicy, by się uczyć obyczajów ludu. Dojechali tam wszelako... dorożką!
W traktierni siedzieli przeważnie dorożkarze w przyzwoitych sukmanach, a młodzi „nihiliśd" w brudnych ubraniach wyglądali dość osobliwie. Toteż właścicielka donośnym głosem oświadczyła: „Najprzód pieniądze!".
Podano nam gorący kapuśniak we wspólnej misce i do tego dwie ogromne
drewniane łyżki. W zupie pływały pokruszone kawałki solonych byczych
szczęk, które noszą nazwę „szczękowizna".
Przystępując nie bez odrazy do jedzenia owej szczękowizny, młodzi ludzie usiłowali wciągnąć dorożkarzy do rozmowy o ciężkiej doli ludu. Ale dorożkarzom śpieszno było do roboty, więc starali się dojeść obiad i odpowiadali zwięźle, monosylabami! Po czym przyszli narodnicy wrócili do domu, aby bez zwłoki zrzucić z siebie cuchnące ubrania i pozbyć się ohydnego smaku szczękowizny w godziwej traktierni.
Stanowcza decyzja wszelako zapadła - przygotowania do wędrówki w lud szły pełną parą.
Podjęto postanowienie wyuczenia się jakiegoś wędrownego rzemiosła. Trzeba było koniecznie mieć jakiś pretekst, by wędrować po wsiach i oświecać lud.
Na walnym zebraniu idący w lud postanowili zostać wędrownymi szewcami.
- Porządnie szytych butów lud nie potrzebuje, byle były solidne; toteż wyuczyć się tego można bardzo szybko.
Szewskiego rzemiosła podjął się wyuczyć ich ponura wy i milkli wy szewc Fin. Wierzył, że jeśli w Rosji nastąpi rewolucja, to i jego kraj odzyska wolność.
I oto nastąpiła niezapomniana chwila - pierwsi narodnicy wyruszyli w drogę. Skopiowano mapy miejscowości. Ostatnia noc w domu rodzinnym - i żegnaj, stolico! Przebrani za chłopów, w półkożuszkach, z węzełkami na plecach, wychodzili dwójkami, rozglądając się czujnie wokół, czy aby nie śledzi ich wszechpotężny III Oddział. Oto nareszcie dworzec Mikołajewski. Odprowadzający krzyczeli do tej awangardy wielkiego ruchu: „Szczęśliwej drogi!"
A nazajutrz ci sami odprowadzający udadzą się w ślad za nimi w wędrówkę w lud, a potem coraz to nowe i nowe grupy młodych ludzi...
282