TAJEMNICZY I WIELKI KW
Marmurowymi schodami strażacy wbiegli do kordegardy.
Tam było piekło! Czad, nieprzenikniony dym... nie sposób oddychać. W dymie mętne światło pochodni... błysk kasków strażackich... Przyniesiono jeszcze kilka pochodni. Teraz miejsce katastrofy było oświetlone. Granitową posadzkę ułożoną z wielopudowych płyt niczym żałosną piłeczkę podrzuciła do góry przerażająca siła wybuchu. Stosy rozbitych płyt, kamieni, tynku. Spod gruzu dochodziły jęki... Pomiędzy bryłami w dymie leżały postacie wraz z amunicją. Nie można się było poruszać - wszędzie porozrzucane ręce, nogi, różne części ciał... A w świetle pochodni widać ciemne plamy na ścianach... Nieszczęsnych wartowników dosłownie zmiotło. Ranni, umierający, jęki, wołanie o pomoc, której nie mogli okazać oszaleli z przerażenia i od ciemności strażacy. Jedyny lejbmedyk, jaki tego wieczoru pełnił dyżur w Pałacu, i siostra miłosierdzia miotali się wśród rannych. (Z gazety petersburskiej)
Tymczasem do kordegardy wbiegli następca i Włodzimierz. Następca pisał:
Kiedy przybiegliśmy, ujrzeliśmy straszną scenę: cała wielka wartownia, gdzie przebywali ludzie, została wysadzona w powietrze, i wszystko zapadło się więcej niż na sążeń głębokości, a w tym stosie cegieł, tynku, płyt i ogromnych kawałów sufitu i ścian leżało pokotem ponad pięćdziesięciu żołnierzy... pokrytych warstwą pyłu i krwi. Obraz przerażający, i do końca życia nie zapomnę tego koszmaru!
Gdyby nie te granitowe stropy - po jadalni i po nich nic by nie pozostało. Carską rodzinę uratowała zniszczona kordegarda!
W tym czasie, kiedy dzieci Aleksandra biegły w dół do kordegardy, a lokaj, który wyłonił się z ciemności, wyprowadzał wystraszonego księcia heskiego, cesarz pobiegł na górę. Wszystkie latarnie gazowe pogasły i korytarze pogrążyły się w mroku. A jeśli „oni" są już w pałacu? Biegł w całkowitych ciemnościach i gęstym dymie... Z ciemności wyłoniła się oświetlona twarz - to lokaj z kandelabrem. Wyrwał mu świecznik i wbiegł po schodach w mrok drugiego piętra. W oddali przy pokojach kamerjun-krów zobaczył słabą smugę światła.
•Stała ze świecą w drzwiach. Czekała na niego.
Tylko cesarzowa - jedyna w całym Petersburgu o niczym się nie dowiedziała. Spała. Teraz spała niemal bez przerwy.
I cesarz zabronił opowiadać jej o tym, co się zdarzyło.
Wieczorem, jak zwykle, biły dzwony w cerkwiach w intencji kolejnego cudownego ocalenia. Był to już piąty zamach z rzędu. Jeśli naprawdę istniała owa wróżba Cyganki, powinien był odliczać.
373