LISI OGON I WILCZA PASZCZA
odpowiadała na pełne rewerencji ukłony wielkich księżniczek i książąt i usiadła obok cesarza w fotelu świętej pamięci cesarzowej.
Długie wspólne życie w niczym nie pomniejszyło ich wzajemnego uwielbienia. Sześćdziesięcioczteroletni Aleksander II zachowywał się wobec niej jak osiemnastoletni chłopiec. Szeptał słowa aprobaty do jej maleńkiego uszka. Interesował się, czy smakują jej wina. Zgadzał się ze wszystkim, o czym mówiła. Patrzył na nas z przyjaznym uśmiechem, jakby zachęcając, byśmy cieszyli się jego szczęściem, żartował ze mną i z moimi braćmi...
Zaciekawiony w najwyższym stopniu, nie spuszczałem z księżnej oczu. Podobał mi się wyraz jej smutnej twarzy i promienny blask jej jasnych włosów. Widać było wyraźnie, że się zdenerwowała. Często zwracała się do cesarza, a on uspakajająco głaskał jej rękę. Jej oczywiście udałoby się zdobyć serca wszystkich mężczyzn, ale pilnowały ich kobiety i każda jej próba wzięcia udziału w ogólnej rozmowie napotykała na uprzejme, zimne milczenie. Było mi jej żal i nie mogłem pojąć, dlaczego odnosili się do niej z pogardą za to, że pokochała pięknego, wesołego, dobrego człowieka, który na nieszczęście był cesarzem Wszechrosji.
Pod koniec obiadu guwernantka wprowadziła do jadalni jej troje dzieci.
- A oto i mój Goga! - zawołał z dumą cesarz, podnosząc wesołego chłopaczka i sadzając go sobie na ramiona. - Powiedz no nam, Goga, jak się nazywasz?
- Nazywam się książę Gieorgij Aleksandrowicz Juriewski - odpowiedział Goga i jął się bawić bokobrodami cesarza.
- Miło mi poznać pana, książę Juriewski! - żartował cesarz. - A nie zechciałby pan zostać, młody człowieku, wielkim księciem?
- Sasza, na litość boską, przestań! - powiedziała nerwowo księżna.
Żartem tym Aleksander II w sposób dość dosadny próbował wysondować krewnych w sprawie zalegalizowania swoich morganatycznych dzieci. Księżna Juriewska była tak zakłopotana, że po raz pierwszy zapomniała o etykiecie dworu i nazwała w obecności wszystkich cesarza - swego małżonka - pieszczotliwie po imieniu.
W drodze powrotnej z Pałacu Zimowego byliśmy świadkami nowej kłótni pomiędzy rodzicami.
- Cokolwiek byś powiedział - oświadczyła moja matka - ja nigdy nie zaaprobuję tej awanturnicy. Nienawidzę jej! Jest godna pogardy. Jak śmie w obecności całej rodziny cesarskiej nazywać Saszą twojego brata!
Ojciec westchnął i z rozpaczą pokiwał głową.
- Ty nie chcesz dotąd przyjąć do wiadomości, moja droga - odparł łagodnie
- że dobra czy zła, jest małżonką cesarza. Od kiedyż to zabrania się żonom zwracać do prawowitego małżonka zdrobniałym imieniem w obecności innych osób? Czy ty do mnie mówisz Wasza Cesarska Wysokość?
- Co za idiotyczne porównanie! - powiedziała moja matka ze łzami w oczach.
- Ja nie rozbiłam niczyjej rodziny. Wyszłam za ciebie za mąż za zgodą twoich i moich rodziców. Ja nie planuję zguby cesarstwa!
421