POWRÓT CARA-WYZWOLICIELA
Jednakże rzecz najważniejsza została zrobiona - Aleksander zatwierdził projekt. Doprowadzono wszystko do końca. Droga do konstytucji została otwarta. Dzień ten powinien być dniem historycznym. I będzie, ale z zupełnie innego powodu.
Cesarz miał na sobie mundur batalionu saperów, który ocalił jego ojca i pałac podczas powstania dekabrystów. Ku temu batalionowi wyniósł go ojciec - wtedy ubranego w dziecięcy mundurek.
Teraz jechał w mundurze tego batalionu do Maneżu Michajłowskiego - w ostatnią drogę.
Poszedł pożegnać się z żoną. Księżna błagała go, by został. Płakała. I nie dlatego, że miała w pamięci wróżbę Cyganki i czytała listy tajemniczej TASL. Kochała i dlatego miała przeczucie.
Ale on przezwyciężył jej zdenerwowanie.
Wszechwiedzący Aleksiej Suworin zanotował w swym dzienniku słowa carskiego lejbmedyka Botkina:
Udając się na zmianę warty 1 marca... car powalił księżnę na stół i posiadł ją. Sama o tym Botkinowi opowiadała.
Tak powinien uspakajać kobietę ognisty i silny mężczyzna z rodu Romanowów.
Ani on, ani ona nie wiedzieli: było to ich pożegnanie.
Godzina dwunasta trzydzieści. Pałac wielkiego księcia Michała Miko-łajewicza.
Błagalne słowa rozbrzmiewały tego poranka nie tylko w pałacu cesarskim. Coś podobnego miało miejsce również w pałacu księcia Michała Mikołaje wieża. Odprowadzano go teraz do Maneżu Michajłowskiego jak na wojnę.
To, że mój ojciec musiał niezmiennie towarzyszyć cesarzowi podczas tych niedzielnych parad, wprawiało moją matkę w obłędne przerażenie. „Nie boję się ani oficerów ani żołnierzy - mówiła - ale nie dowierzam policji... Droga na Pole Marsowe jest wystarczająco długa, toteż wszyscy miejscowi nihiliści mogą zobaczyć wasz przejazd ulicami". (Ze wspomnień Aleksandra Michajłowicza)
Jednak wielki książę udał się do Maneżu.
Godzina dwunasta czterdzieści pięć, Pałac Zimowy.
W tym samym czasie policmajster Dworżycki podjechał na saniach do Pałacu Zimowego, by towarzyszyć cesarzowi w drodze do Maneżu.
Z raportu policmajstra Dworżyckiego:
454