POWRÓT CARA-WYZWOLICIELA
Tymczasem od mostu Koniuszennego na spotkanie karety szedł szybkim krokiem ktoś młodziutki, jasnowłosy, malutki, w czarnym paltocie, dzierżąc w ręku białe zawiniątko wielkości pudełka od landrynek. Była to bomba zawinięta w białą chustkę do nosa. Zamachnął się...
Po krótkim wahaniu rzuciłem pocisk. Skierowałem go pod końskie kopyta, zakładając, że wybuchnie pod samą karetą... i wybuch odrzucił mnie ku kracie. (Rysaków)
Ogłuszająca eksplozja... karetę spowiła chmura białego dymu. Dym rozproszył się. Carska kareta zdążyła przeskoczyć. Bomba wybuchła z tyłu. Eksplozja rozbiła jedynie tylną część powozu. Cesarski pojazd i sanie zatrzymały się. Jeden z terskich kozaków leżał martwy za karetą. Drugi kozak, siedzący na koźle koło stangreta, kontuzjowany, pochylił się, spazmatycznie chwytając powietrze. Na chodniku miotał się i jęczał umierający chłopczyk, obok leżał wielki kosz z mięsem. O kilka kroków od niego stał, opierając się o kratę i skręcając z bólu, ranny przechodzień, a na ziemi wił się z bólu, usiłując wstać, ranny stójkowy.
Scena uliczna, jakiej dotąd nie widziano w Petersburgu.
W mgnieniu oka Rysaków rzucił się do ucieczki, głośno wołając:
- Zatrzymać go! Zatrzymać! - jakby ścigał przestępcę.
Sądził, że w ten sposób uda mu się umknąć. Ale już za nim goniono. Robotnik naprawiający coś na ulicy zręcznie rzucił mu swój łom pod nogi. Rysaków potknął się i upadł; natychmiast rzucono się na niego.
Trzymano go mocno, z głową przygiętą - siedział w kucki, przyciśnięty do ziemi. Dojrzawszy, widać, w zgromadzonym tłumie znajomą twarz, głośno krzyknął:
- Powiedz ojcu, że mnie schwytali!
Wyjęto mu spod palta pistolet i sztylet.
Skoro tylko kareta zatrzymała się, cesarz otworzył drzwiczki i wyszedł z pomocą kozaka. Pułkownik Dworżycki już wyskoczył z sań i rzucił się ku władcy.
Cesarz przeżegnał się; nieco się chwiał, zrozumiałe, że był wstrząśnięty. Na moje pytanie o stan zdrowia odparł: „Chwała Bogu, nie jestem ranny". Widząc, że kareta cesarza jest uszkodzona, zaproponowałem Jego Cesarskiej Mości, by pojechał do pałacu w moich saniach. (Dworżycki)
Dworżycki usłyszał krzyk Rysakowa zwrócony do kogoś w tłumie i dotarło do niego, że obok jest ktoś inny z bombą. Poprosił cara, by natychmiast odjechał znad kanału. Zrozumiał to też stangret - prosił o to samo.
458