156 L MOSZYŃSKI! KULTURA LUDOWA
bliskim kontakcie z przyrodą jak lud — dostrzec np. główne zmiany w naświetleniu, pozostające w związku z odmiennem w różnych porach położeniem Ziemi względem słońca. Że dnie są najdłuższe w takim to a takim okresie wiosny czy lata, a najkrótsze w takim to a takim okresie jesieni czy zimy, że, powiedzmy, istnieją w ciągu roku okresy, kiedy przez czas pewien długość dnia i nocy są sobie równe i t. p., o tem naogół wiedzą dobrze wieśniacy na całym obszarze Słowiańszczyzny (i dopóty, dopóki nie wskazują nam dokładnych kalendarzowych dat letniego czy zimowego przesilenia wzgl. wiosennego lub jesiennego porównania, nie posiadamy żadnych podstaw, aby posądzić ich o nauczenie się wiadomości, w rodzaju wspomnianych przed chwilą, od warstw oświeconych). Wyraźnie też lud przypisuje zmiany w długości dni słońcu, i nie myli go bynajmniej przeciwieństwo, wyrażające się w tem, iż właśnie najsroższe zimna przy-, padają na czas, kiedy słońce już „idzie na lato", a najdotkliwsze gorąca, gdy „pójdzie na zimę" (porówn. np. powiedzenie syberyjskich Wielkorusów, odnoszące się do końca czerwca: sonco id’ot na zi-mu, Te to na żary). Tu i owdzie, jak np. w niektórych stronach Chorwacji, wieśniacy umieją nawet wskazać zioła, które mają jakoby wyrastać z ziemi około wiosennego i jesiennego porównania dnia-z nocą.
Tego rodzaju jednak niedokładna orjentacja nie wystarcza, rzecz prosta, do wyznaczania słonecznego roku. Konieczna jest tu umiejętność pozyskiwania dokładniejszych punktów oparcia, czyli, krótko mówiąc, względnie ścisłych dat w obrębie wspomnianego roku.
Należy sobie całkowicie zdać sprawę, że śród włościan słowiańskich możemy w najlepszym razie znaleźć tylko nikłe szczątki ewentualnych należących tu praktyk lub raczej li tylko ich najprymitywniejsze stadja rozwojowe. Są zaś po temu głównie dwa powody: opanowanie słowiańskiego świata przez nowoczesny europejski podział czasu, dyktowany wsi przez Kościół, dwór i miasto, oraz nieobecność śród ludu takich warstw, któreby w pełnem znaczeniu słowa odpowiadały dawnym wodzom, kapłanom etc. i które z samej natury rzeczy musiałyby pilnować orjentacji w czasie. Jeśli jednak tak jest, tem skrupulatniej winniśmy doszukiwać się wspomnianych resztek i tem baczniejszą uwagę musimy poświęcać każdemu szczegółowi. Ktokolwiek zaś przyjmuje, że uroczystości godowe i sobótkowe kontynuują na ziemiach słowiańskich uroczystości pogańskie, odbywane ściśle podczas zimowego i letniego przesilenia słońca — jak zobaczymy w części 3. wyłączone to nie jest, acz osobiście, zwłaszcza dla sobótek, niebardzo skłonny jestem to przypuszczać — ten szczególną wagę musi przykładać do podobnych poszukiwań.
118. Jak wiadomo, godowe (i sobótkowe) uroczystości świętują m. i. także germańskie ludy, zamieszkujące północną Europę. Otóż doniedawna niektórzy badacze a priori powątpiewali w to, by święto Godów mogło u Germanów dotrwać w charakterze obchodzonego w czasie zimowego przesilenia słońca od czasów pogańskich; ich bowiem zdaniem niepodobieństwem było, aby pogańscy Germanie posiadali umiejętność względnie dokładnego obserwowania słonecznych przesileń. Dziś sądy, głoszące niemożebność śledzenia tych zjawisk astronomicznych przez ludy niecywilizowane, zostały podważone. Okazało się bowiem, że w północnych krajach Ziemi obserwują je nawet tak „mało kulturalne" szczepy jak Eskimowie, i — co ważniejsze — że jeszcze na początku ub. wieku prosty lud wiejski w niektórych okolicach Norwegji mógł, dzięki dość dokładnemu badaniu rozkładu świateł i cieni w górach, określać w przybliżeniu daty uroczystości wiejskich (podobnie jak to czynili Bułgarzy na podstawie obserwacji gwiazd: § 122).
Czy jednak tylko w 'północnych stronach Europy były możliwe fakty w tym rodzaju? — Jestem w stanie zaprzeczyć temu na podstawie źródłowej wiadomości, jaką napotkałem, przerabiając nieocenione dla etnografa rosyjskie wydawnictwa, poświęcone ludoznawstwu i ge-ografji Kaukazu. W 3. mianowicie zeszycie pisma „Sbornik svedenij
0 kaykazskich gorcach" (r. 1870) znajduje się, dość lekko, na podobieństwo literackiego szkicu napisany, tem niemniej jednak dzięki bezpośredniości oddania życia ludu niezwykle ważny artykuł Ab-dułły Omarowa p. t. „Kak żivut łąki (Iz vospominanij detstva)“ !. Oto streszczenie obchodzących nas ustępów.
Chłopcy łąccy nie mogą się zwykle doczekać pierwszego dnia wiosny, bowiem w przeddzień wieczorem odbywa się uroczystość w rodzaju naszych sobótek, w czasie której palą ognie i wystrzeliwują z proc roje ognistych pocisków, przecinających wc wszystkich kierunkach zmierzchłe niebo. Gdy więc ów dzień się zbliża, ale data jego nie jest jeszcze dokładnie wyznaczona, wszczynają się pomiędzy nimi rozmowy, znajdujące żywą analogję w równoczesnych a niezmiernie charakterystycznych pogawędkach osób starszych. Omarov, sam uczestniczący w tych rozmowach, tak odtwarza najciekawszy tu dla nas fragment: „Chodźmy na plac, to się dowiemy, kiedy jest noc rozpoczynająca wiosnę!" — „Chodźmy, chodźmy14, zawołali wszyscy,
1 pobiegliśmy... Na placu w tym czasie także rozmawiano o wiośnie". — „Zobaczymy, gdzie słońce zajd z ie“, mówił jeden ze starców. — „D ziś w zeszło między obu wieżami"2, powiadał drugi. — „Ja także widziałem i je-stem pewny, że dzień po jutrzejszym będzie pierwszym dniem wio-sny44, odrzekł pierwszy. Trzeba zaś tu — pisze Omarov — zaznaczyć, iż n a g ó-rach, otaczających osadę, z poza których wschodziło i za któremi się kryło słońce, były ustawione kamienne słupy dla oznaczania
1 „Jak żyją Łakowie (Ze wspomnień lat dziecinnych)". — Łakowie jest to drobny szczep lezgiński, zamieszkujący cząstkę najwyżej położonych górskich te-rytorjów wschodniego Kaukazu. O ile wnoszę z opisów Omarova, stoją oni pod względem kultury mn. w. narówni z wieśniakami małoruskimi albo np- bułgarskimi.
* Jak wiadomo, wieże mieszkalne czy specjalnie obronne są charakterystyczną cechą siół wzgl. osad na znacznych obszarach Kaukazu.