348 I. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
schwytano złodzieja na gorącym uczynku, ale udało się zdobyć część jego odzieży, wszystko, cokolwiekby z nią złego robiono, odbije się na jej właścicielu (porówn. § 229). Na tle tego wierzenia rozegrać się miał wypadek następujący. Zaskoczono złodzieja na kradzieży miodu; postraszony złoczyńca uciekł, ale poszkodowanemu dostał się do rąk płaszcz, zgubiony przez uciekającego. Wymierzono więc tej części odzieży sowitą ilość razów. Przestępca, dowiedziawszy się o tych czarach, zachorował obłożnie i umarł. — Możnaby nie wierzyć w tego rodzaju dane, gdyby nie inne, całkiem niezależne świadectwa, dotyczące bardzo oddalonych od siebie prowincyj czy nawet lądów. Tak zupełnie podobne fakty opisano z różnych krajów egzotycznych; więc np. tubylcy pjd.-wschodniej Australji, chcąc zgubić wroga, którego z tych albo innych przyczyn dostać do rąk nie mogą, rysują na ziemi jego postać, siadają dokoła tej figury i „uśmiercają" ją; otóż zdarzało się, iż ofiary takich czarów, otrzymawszy o nich wiadomość, chorowały wskutek przerażenia i marły.
Wszystkie powyższe przykłady stwierdzały siłę czarów, zadanych uczynkiem wzgl. uczynkiem i słowem. Jak sądzę jednak, reakcja ciemnego a wrażliwego człowieka na czary, rzucone samem tylko słowem, w zasadzie nie o wiele chyba bywa słabsza. Wszak potęga, przyznawana przez prymitywną umysłowośó słowu, jest, jak już wiemy, wprost bezgraniczna, i z pewnością nie znalazłby się śród nas, ludzi wykształconych, nikt, ktoby mógł, powiedzmy, zrównać się z nieośwńeconym wieśniakiem pod względem zupełnego, całkiem bezpośredniego rozumienia słynnego zdania księgi Genezis: „...rzekł Bóg: Niech będzie światłość; i stała się światłość". — To też zapewne jedynie z winy przypadku nie znalazłem w źródłach świadectwa o zabiciu człowieka magicznem słowem.
Mówią, że wiara góry przenosi, ale to jest oczywiście tylko zwrot retoryczny; że jednak może ona chorego uzdrowić, a zdrowego uśmiercić — to przecież fakt niewątpliwy.
Rozdział 9. Uprawianie ekstazy.
276. Dwie są główne drogi, na których człowiek obcuje z nie-poznawalnem, nadludzkiem: modlitwa i, towarzysząca jej niekiedy, przeważnie jednak samoistnie się przejawiająca ekstaza. Pierwsza jest dostępna mniej więcej dla wszystkich, stanowiąc niejako dobro pospolite; druga — głównie dla wybranych przez samą naturę i tych, co zasłużyli na nią długotrwałem ćwiczeniem oraz bezlitosnem nieraz katowaniem siebie samego. Uczucia nadziemskiej lekkości, jasno-widztwa, świętej mocy, bezgranicznej ufności i szczęścia, towarzyszące w różnych odcieniach, pomieszaniach i natężeniach stanom ekstatycznym, oddawna pociągały ludzkość. To też uprawianie ekstazy jest zapewne nieomal tak dawne, jak dawną jest kultura. Już ludy, sto-ące na niskich stopniach rozwoju, znają ekstatyczne uniesienia i wiadome im są środki, wiodące w owe „najgórniejsze“ sfery ducha: długotrwały post, rozmyślne, nad wyraz częstokroć bolesne udręczanie ciała, usilne wpatrywanie się w blask źródlanej fali, górskiego kryształu, metalowej płytki lub ognia, obłędne skoki i tańce, w których ciągu świadomość zamiera od śmiertelnego znużenia, a głęboko na codzień ukryte masy podświadomego, rwąc krępujące je więzy, bądź wypełniają duszę na podobieństwo nagłej nawałnicy, bądź też odsłaniają się łagodnie z wielką nieraz mocą i blaskiem. Osobniki mniej podatne na przyjęcie tej „łaski bożej“ uciekają się zresztą do środków pośledniejszego rodzaju, więc przedewszystkiem do zażywania upajających ziół, jakoby darowanych człowiekowi w tym właśnie celu przez wspaniałomyślne bóstwa, do upajania się wyskokowemi napojami, oszałamiania narkotyzującym dymem etc.
Kto dzięki takim czy innym sposobom przeniknął poprzez mur, oddzielający nas od świata niedostępnego dla stanów normalnych, i kogo „porwała" tajemna moc lub też bóstwo, albo na kogo „naszły" one, „najechały", czy go „nawiedziły", — tego słowo brane jest na wagę słowa bożego, bowiem on obcuje przecież z bóstwem, albo po-prostu sam zostaje przez nie wypełniony aż po brzegi i własną-bożą wolą sprawiać może cuda, przechodzące zwykłą miarę ludzką. Oczywiście, jak wszędzie prawie w obrębie kultury, tak i w dziwnych dziedzinach religijnej ekstazy istnieje cały szereg trudno dostrzegalnych stopniowań. Są stany ekstatyczne, ledwie zasługujące na to miano i całkiem wolne od rzekomej interwencji nadludzkich jestestw, a są też takie, które istotnie jakgdyby mieszają i utożsamiają człowieka z bogiem, otwierając podobno przed nim narozcież najgłębsze tajemnice istnienia. O psychologji tych stanów (inaczej: stanów mistycznych) nie tu miejsce mówić. Poświęcił im wiele uwagi m. i. słynny W. James w swem obszernem, głębokiem i do dziś niepozba-wionem wielkiej wartości studjum „The varieties of religious expe-rience" (r. 1902)*; rozwodzą się też o niej liczne prace i artykuły innych autorów. My potraktujemy rzecz li tylko od strony etnologicznej, uwzględniając przytem prawie wyłącznie materjał słowiański, a pozostały, jak zwykle, w charakterze uzupełniającym i w celach porównawczych. '
277. W zgodzie z powiedzianem przed chwilą nie naszą będzie rzeczą roztrząsać m. i. np. stosunek, łączący stany ekstazy czysto-religijnej wzgl. mistyczno-religijnej z odpowiedniemi chorobowemi stanami, nawiedzającemi histeryków czy epileptyków. Wystarczy, jeśli zaznaczymy, że ze ściśle psychiatrycznego punktu widzenia te zjawiska bywają niekiedy całkiem identyczne, nie mówiąc już o tern, iż histerycy czy epileptycy częściej od ludzi normalnych doznają reli-
1 Ob. rozdziały 1<*. i 17. (o mistycyzmie).
* Istnieje polskie tłumaczenie tego dzieła p t „Doświadczenia religijne" (r. 1918).