438 k. Moszyński: kultura ludowa si.owian
z okresu baroku wielopromienne pozłacane słońce wznosiło się jako wzniosły symbol nad obrazami Ukrzyżowanego.
352. Głębsze uczuciowe ustosunkowanie się szerszych ludowych warstw dzisiejszej Europy do słońca nie jest niestety znane. Przy przedsiębraniu badań nad jego wykryciem nie mogłyby być oczywiście całkiem obojętne odpowiednie fakty, dające się obserwować śród inteligencji. Ale i te fakty są jeszcze dziś dla nauki niemal całkiem zakryte, a bezpośrednie opublikowane ich przejawy należą do rzadkości. Tyle tylko wydaje się być prawdopodobne, że mniej lub więcej ukryta sympatja dla słońca, żywiona przez wielu z pośród nas, jest uderzająco głęboka'.
Co do ludu, to nie ulega żadnej wątpliwości, że żywi on naogół dla słońca silne dodatnie uczucie. Czy to uczucie jest jednak co do swej najgłębszej istoty jedynie przywiązaniem do światła i ciepła, czy też może kryje w sobie pewien odcień wdzięczności, — na ten temat można snuć tylko domysły. Że lud zdaje sobie sprawę z ogromnego znaczenia słońca dla życia roślin (m. i. rzecz prosta uprawnych), to jest oczywiście bezwzględnie pewne. Nietajną mu jest nawTet rola, jaką ono pełni w życiu pomniejszych zwierząt; trzeba tylko posłuchać wieśniaków, prawiących o tern, jak to np. „słońce wygrzewa gą-sionki z jajek muszych44, jak „motyle zagiżdżą pajęcze bańki, a słońce je ogrzeje i ożywi44 etc., aby się o tem dowodnie przekonać. Oczywiście oddziaływanie słońca na świat roślin jest dla ludu bardziej widoczne. Niekiedy wnioskuje on nawet o bezpośrednim wpływie tej gwiazdy na życie (np. na wzrost) zwierząt na podstawie obserwacyj, czynionych nad roślinami. Dobrego przykładu może tu dostarczyć, powiedzmy, pewna przeszło siedmdziesięcioletnia wieśniaczka z powiatu łaskiego w rdzennej Polsce, co twierdziła, że motyle powstają z gąsienic, którym „na słońcu urastają skrzydła44 całkiem tak, jakby owe skrzydła były jakiemiś liśćmi.
Jeśli zaś budzenie życia i wzrostu roślinnego świata — dostarczającego przecież ludowi głównego czy niemal jedynego pożywienia — w wysokim stopniu zależne jest w jego oczach od słońca, tedy, jak wnosić wolno, słońce może rozniecać w chłopskich duszach pewną jak-gdyby wdzięczność czy miłość, t. zn. uczucia mniej lub więcej podobne do tych, jakie np. rozbudzają w niej stworzenia, stanowiące główną siłę roboczą i podporę gospodarstwa, a cieszące się zadziwiająco nieraz głęboką czcią (ob. niżej oraz część 1, str. 125 § 137).
Niestety, etnografja nasza nie wzniosła się dotych-
’ Zupełnie niewystarczającem, ale jedynem znanem mi opublikowanem poważ-nem świadectwem głębokiej sympatji, wyczuwanej do słońca przez inteligenta, jest szkic autobiograficzny, umieszczony w VI tomie „Nauki Polskiej", podpisany literami C. H., a skreślony przez wybitnego współczesnego naszego badacza; autor tego życiorysu nazywa sam siebie „czcicielem słońca" (1. c., str. 73).
czas ponad suche notowanie faktów, tradycyjnie przekazywanych z pokolenia na pokolenie i będących li tylko zewnętrzną skorupą wewnętrznego religijnego życia. To wszystko, co ową skorupę nieustannie odżywia, z czego się ona poniekąd bez przerwy re ge ner u j e, — poz os taj e niedocieczoną prawie tajemnicą. Dla zgłębienia ostatniej nie wystarczą, rzecz prosta, szablonowe kwestjo-narjusze, służące pospolicie zbieraniu ustalonych przez tradycję schematów ludowego światopoglądu. Konieczny jest tu rodzaj empirycznych badań, przy których prze-dewszystkiem wymagana być musi od eksploratora gruntowna, nietylko teoretyczna, lecz - i to właśnie w większym stopniu! — praktyczna znajomość psychologji i oczywiście znajomość ludu. Subtelne dociekania, polegające na umiejętnem sondowaniu umysłowości czy w ogóle psychiki włościańskiej zapomocą analizowania reakcyj chłopa na gruntownie zawczasu przemyślane i odpowiednio stawiane pytania, na podawane mu ustnie całe opowiadania oraz na pewne rozmyślnie stwarzane sytuacje1, niewątpliwie rzucić mogą i rzucą wręcz rewelacyjne światło na niejeden ciemny przejaw ludowego życia (ob. też jeszcze § 404).
353. Wobec nieistnienia jakichkolwiek badań podobnych będziemy zmuszeni poniżej niejednokrotnie poprzestawać na tymcza-sowem ujmowaniu rozlicznych kwestyj z obchodzącego nas w tej chwili zakresu. Zresztą tu i owdzie — pomimo braku dokładniejszych danych — z samej niejako formy ustosunkowania się ludu do zjawisk przyrody można odgadnąć ukrywającą się pod nią uczuciową treść. Jeśli więc np. weźmiemy pod uwagę stopień sympatji, żywionej przez nasz lud do słońca, to nie będzie zapewne bez znaczenia fakt, że ani jedna nazwa niebieskich czy atmosferycznych fenomenów nie przybiera tak często w ustach wieśniaka formy zdrobniałej wzgl. pieszczotliwej, jak właśnie nazwa słońca. Nas, ludzi z miasta, uderza to nawet poniekąd, gdy słyszymy dorosłych mężczyzn-wieśniaków, jak w zwykłych poważnych rozmowach o pospolitych codziennych zajęciach, napomykając o słońcu, zwą je nieraz, niby nasze dzieci, słonkiem lub nawet .słoneczkiem i t. p. A to samo powtarza się na Rusi oraz poczęści i u pozostałych Słowian. Innym faktem, znacznie wyraźniej przemawiającym za dużym stopniem sympatji wieśniaka do słońca, jest następujący. Jak dowiemy się później, gdy będzie mowa o wrażliwości estetycznej ludu, chłopi-mężczyźni naogół
Przykładem takiej sytuacji, dającej się sprowokować przez badacza, może służyć opisana niżej na str. 440, w. 2—9 od góry.