730 K. MOSZYSSKi: KULTURA 1,UDOWA SŁOWIAN
przyrodników fakt, że świat istot żywych tak jest — rzecz jasna z punktu widzenia człowieka — zorientowany, jak gdyby (metafizycznie pojęte) życie za wszelką cenę pragnęło zapewnić sobie nieprzerwane bytowanie i (poświęcając twory mniej doskonałe doskonalszym oraz usuwając w ostatnich wszystko, co staje się dla nich bezużyteczne, a natomiast rozwijając, co jest pożyteczne) zmierzało do zwiększenia swej odporności czy raczej ekspansywności, — próbowali jeszcze niezbyt dawno przyswoić sobie m. i. także psycholodzy, stojący z natury rzeczy na pograniczu wiedzy przyrodniczej i humanistycznej. Gdy chodzi o sztukę, typowym jest tu np. podejście E. Titchenera. Poruszając kwestię „praktycznego znaczenia sztuki“, pisze on w swym popularnym podręczniku przeznaczonym dla szerszych warstw: „Uczucie estetyczne zdaje się nie posiadać na pierwszy rzut oka żadnej wartości praktycznej, zdaje się być jakimś zbytkiem duchowym. Ludzie obdarzeni temperamentem artystycznym reagują uczuciowo bardziej żywo i doznają radości z powodu takich rzeczy, które dla innych są obojętne; lecz równocześnie cierpią daleko więcej, tak iż ich rozkosze estetyczne zdają się nie przynosić im wielkiego pożytku. Cóż więc sprawia, że uczucia estetyczne nie zaniknęły...? Może jednak uczucie estetyczne nie jest zupełnie bezużyteczne?". — Po dłuższym rozważaniu autor daje pozytywną odpowiedź na ostatnie pytanie: sztuka według niego „jest zabawą, jest odpowiednim odpoczynkiem dla człowieka pracy".
Dla etnologa (i oczywiście nie tylko dla etnologa) nie może ulegać najmniejszej nawet wątpliwości, że takie rozumienie sztuki jest zupełnie błędne. Zabawa ma z gruntu inną genezę, inną psychiczną treść i inną wartość od sztuki1. Jest błędem nie do darowania, identyfikowanie elementów dramatu, tańca itd., zjawiających się tak często samorzutnie wśród zabaw dziecięcych, z tym, co nazywamy zabawą. Jeżeli dziecko lub dorosły zabawiają się strzelaniem z łuku, nie wynika z tego, by strzelanie z łuku jako takie było zabawą; jeżeli to samo dziecko czy tenże dorosły zabawia się odgrywaniem scen z życia innych, tańcem czy malowaniem, nie wynika z tego w najmniejszym stopniu, by zabawą był dramat, taniec czy malarstwo. Właśnie błąd, polegający na nieumiejętności ścisłego wyanali-zowania elementów sztuki w zabawach dziecka i człowieka dorosłego, zemścił się i mści się dotychczas w formie identyfikowania sztuki z zabawą2. Bawić się można wszystkim, a więc i sztuką. Istota zabawy nie tkwi w jej własnym przedmiocie jako takim, lecz wyłącznie w swoistym ustosunkowaniu się człowieka do tego przedmiotu, podczas gdy sztuka ma zawsze swój przedmiot i tkwi zarówno w pewnym szczególnym ustosunkowaniu się doń, jak i w nim samym. Bez wątpienia przeżycia estetyczne mają pewne cechy wspólne' z przeżyciami towarzyszącymi zabawie, podobnie jednakowoż mają je, powiedzmy, z przeżyciami głodnego spożywającego dobry posiłek. Idąc takimi powierzchownymi drogami porównań, wplątujemy się w błędne koło. Sztuka, powtórzmy, nawet dla nas dorosłych służy m. i. zabawie, ale zabawie służą też i dla nas w zupełnie podobny sposób wiedza oraz technika; któż by jednak utożsamiał z zabawą obie ostatnie? Genialnym poetom, muzykom itd. okazuje nasza inteligencja, na ogół biorąc, większą cześć, jest im najwyraźniej znacznie wdzięczniejsza niż, powiedzmy, genialnym inżynierom czy uczonym, a ścisłe odpowiedniki czegoś podobnego zobaczymy i u ludu (ob. np. •§§ 605, 609 etc.). Jest to oczywisty dowód tego, jak niezmiernie wielką sztuka posiada dla nas wartość; czyżbyśmy więc bardziej cenili „pustą zabawę** od największych zdobyczy wiedzy i techniki? — O ileż głębiej od psychologa Titchenera ujmuje istotę i wartość sztuki nie-psycholog E. Ańićkov, gdy w przedmowie do swej pracy „Jazyóestyo i drevńaja Ruś“ określa sztukę wprost jako „bodziec życia**, przypominając tym zresztą znane poglądj" G-uyau.
595. Z zasadniczym jednak podejściem Titchenera, które zmusiło go do postawienia pytania o pożytku sztuki, zgodzić się można; nie zawiera ono w sobie nic nielogicznego, zmierzając do uzasadnienia istnienia sztuki z punktu widzenia wartości, jaką ona ma dla życia względnie dla człowieka czy też dla ludzkości. Odpowiedź tylko na jego pytanie wypadnie zgoła inaczej. Pożytek sztuki dla życia {czy dla ludzkości — to w danym związku na jedno wynosi) jest wprost niezmierny: dzięki uprzyjemnianiu bowiem życia (§ 3), udostępnianiu jego stron skądinąd zakrytych, tzn. wzbogacaniu go (§ 592), oraz dzięki zdolności do rozbudzania wspomnień owianych nieprzepartym czarem (§ 593) w wysokim stopniu przywiązuje ona do życia. Poza tym wszystkim sztuka może stępiać prawdziwy, rzeczywisty ból, ujmując go w karby estetycznych doznań (ob. np. § 610, gdzie mowa o zawodzeniach pogrzebowych). Słusznie co prawda utrzymuje Titchener, że ludzie nadwrażliwi na piękno cierpią w zetknięciu z brzydotą, ale też na ogół mają częstokroć swobodę wyboru: mogą unikać ostatniej, zaś poszukiwać pierwszego i nim się otaczać; obcowanie z brzydotą mogą skracać, ile się tylko da, natomiast obcowanie z pięknem przedłużać aż do nasycenia. Nadwyżka więc estetycznych
podczas gdy różnice między zabawą a sztuką omawia na jednej! Przyznać trzeba co prawda, że na tej właśnie jedynej kartce błąka się dość blisko prawdy o rzeczywistej różnicy między zabawą a sztuką (ob. 1. c. s. 44).
Piszę to zupełnie świadomie nie tylko wbrew poglądom Titchenera, lecz i innych psychologów oraz niektórych estetyków, jak H. Deiacroix (Psychologie de l’Art, 1927), S. Ossowskiego (U podstaw estetyki, 1933) itd.
Tak i H. Delacroix na przykład powołuje się na szereg typowych faktów uprawiania sztuki przez dzieci i te właśnie fakty służą mu do intymnego zbliżenia zabawy i sztuki. Poświęca owemu zbliżeniu ponad 20 pierwszych kart swej książki,