1604 i. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDÓW;
m O ilo tak niepomyślnie przedstawiają się widoki badań topono-mastycznych, chcących stwierdzić aut.ochtonizm danego ludu na zajętym przezeń obszarze, o tyle wcale inaczej układa się zagadnienie, gdy chodzi o wykazanie na owym obszarze wtrętów obcych; naturalnie — jeżeli dotyczą czasów nie nazbyt zamierzchłych. Można na przykład z bezwzględną nieomal pewnością ustalić, iż nazwa rzeczna Pełtew jest pochodzenia germańskiego (§ 966); z takąż pewnością stwierdzamy scytyjskość względnie aryjskość (w ścisłym rozumieniu tego słowa) nazw Donu, Dniepru i Dniestru (§ 968); dalej wołoskie pochodzenie nazwy Magura (§ 970); wreszcie, skoro cały szereg nazw wielkich (właśnie — wielkich!) rzek i innych nomenklatur w krajach Bałtów zupełnie nie daje się wyjaśnić z języków bałtyckich, a daje się natomiast ze słowiańskich, tedy — przy uwzględnieniu jeszcze innych rozważań — stawiamy tezę głoszącą ich sło-wiańskość (§§ 963—4),
Oczywiście dzisiaj, gdy skutkiem przemożnych dziejowych wstrząsów wszystkie ludy trzymają się kurczowo własnych siedzib, obawiając się nawet w przypuszczeniach dotyczących przedwieczy, dopuścić na swe ojczyste ziemie obcych, — germańskość Pełtwi itp. czy też ewentualnie Strkwy i innych nazw rzecznych na północy oraz północnym zachodzie Polski nie może żadną miarą liczyć na uznanie u Polaków, podobnie jak znów słowiańskość Niemna, Wilii, Wenty, Minii, Pregóry, Drobina, Iławy etc. na pewno nie znajdzie go u Litwinów. Ale ja przecież — mam nadzieję — nie tylko dla dzisiejszych dni piszę tę książkę; może się ona w czymkolwiek przyda i badaczom z lat przyszłych.
Zresztą i przy dociekaniach wymienionych ostatnio, tzn. gdy chodzi o ustalanie obcych toponomastycznych wtrętów na danym obszarze, należy być w pewnym zakresie bardzo ostrożnym. Nieraz się bowiem zdarza, że dany lud, nawarstwiwszy się na inny, przejmuje odeń niektóre apelatywy lub nazwy i potem roznosi je na obszary zajęte czy opuszczone przez jakieś ludy trzecie. Ileż to, powiedzmy, obcych wtrętów napotkać można w języku ekspandujących wraz z nimi na różne strony syberyjskich Wielkorusów. Oto garść tylko przykładów z gwary Rosjan indigirskich (tzn. z porzecza Indigirki we wschodniej Syberii); otwartą tundrę zwą oni śenducha, góry — je do ma, wysychające jezioro — ł a j d a, muł rzeczny — ń a ś a, błoto — j a kś a, wydłużoną mieliznę na „łajdzie" albo na morzu — karga, piaszczy-
gdyś podobnie do podnieprzańskiej: Uniej albo U niej a (ob. wyżej). Pewności w tym względzie, rzecz jasna, mieć nie można; i to tym bardziej, że nazwa Uniejów zupełnie wygląda na odosobową. S. Kozierowski podaje nawet imię osobowe Uniej (aie wiem tylko, czy jako potwierdzone, czy też tylko jako wydeduko-stą zatokę rzeczną — kur ja itd.1. Niektóre z tych terminów z catą pewnością zostały zapożyczone już w Europie i stamtąd rozniesione po Syberii, przyczyniając się m. i. do tworzenia nazw miejscowych. Tak na przykład wyraz łaj da znany jest Wielkorusom archangiel-skiin w znaczeniu 'mielizny przybrzeżnej’ (słowo to jest pochodzenia fińskiego i znaczyło pierwotnie tyle, co 'brzeg, krawędź’, cf. fiń. laide); apelatyw ńaśa używany jest w tej postaci przez Wielkorusów perm-skich, a w postaci nas przez archangielskich, znaczy zaś wszędzie 'ił’ i ma być pochodzenia tatarskiego; karga — to wyraz pospolity u północnych Wielkorusów europejskich w rozumieniu 'podwodnej grzędy kamieni, rafy’ (cf. fiń. kari 'rafa’); wreszcie termin kurja. podają słowniki z Wołogodzkiego, a więc również z północnej części Wielkorusi europejskiej, oznacza zaś tam 'szerokie i głębokie miejsce w rzece’.
Zamykając ostatecznie ten rozdział, stwierdzamy wobec wszystkiego, co wyżej, rozmyślnie raz jeszcze — już bodaj po raz trzeci — że, o ile przy wszelkich badaniach naukowych konieczna jest wielka ostrożność i krytycyzm, o tyle przy badaniach onomastycznych a w szczególności toponimicznych należy tę ostrożność i krytycyzm co najmniej potroić.
Rozdział 20. Symbolika znaków
976. Znaki symboliczne powstały i rozwinęły się głównie na gruncie dwu przemożnych i bezwzględnych żądań, jakie przed człowiekiem stawiało od prawieku codzienne jego życie. Jedno z tych żądań opierało się na niewystarczalności w pewnych warunkach słowa ludzkiego i nakazywało zastąpić je czymś bardziej w owych okolicznościach odpowiednim. Drugie domagało się pomocy dla pamięci.
Co się tyczy pierwszego, to warunki, w jakich słowo nie jest wystarczalne, bywają nadzwyczaj różnorodne. Przede wszystkim więc działa tu nieduża stosunkowo donośność ludzkiego głosu w sensie przezwyciężania większych przestrzeni. Po drugie — niepodobieństwo porozumiewania się słownego ludzi obcojęzycznych. Po trzecie — wywołana przez różne czynniki niechęć lub niemożność kontaktu słownego między ludźmi jednego i tego samego języka. Po czwarte wreszcie — brak zaufania do słowa, stwierdzającego prawo własności do określonego przedmiotu, o ile to prawo nie jest oczywiste. Nie wszystkie symboliczne znaki musiały się rozwijać na podłożu jednego tylko bodźca. Tak na przykład znamię czyli znak wła-•snościowy zastępuje słowo właściciela, oznajmiając obcym jego prawo do oznaczonego przedmiotu, ale jednocześnie może samemu
EO r. 1913 nr 1/2, s. 210 sq.