Konstytucja nowej tożsamości
„Więcej kobiet w parlamencie”, „Wspólne państwo, wspólne rządy”. Kobiety „aktywizowały” same siebie, biorąc udział w kampanii wyborczej, „odpytując” kandydatów na posłów i radnych z ich poglądów i popierając kandydatki.
W 1819 roku Hoffmanowa wydaje swą „Pamiątkę po dobrej matce”, bardzo dobrze przyjętą, wielokrotnie wznawianą. Zawiera ona rady dla dorastającej dziewczyny. Nie ma w niej słowa o samodzielności kobiet, wręcz przeciwnie: jej autorka raz po raz przypomina swoim czytelniczkom, że kobieta spełnia swe powołanie u boku mężczyzny, jako „druga”. Dwadzieścia lat później Klementyna, już „z Tańskich” Hoffmanowa, ma nieco inne poglądy. Bohaterka jej powieści „Krystyna” z 1840 roku wypowiada słynne zdanie, powtarzane przez kolejne pokolenia polskich emancypantek: „Czyż jestem zerem, które dopiero obok jedności - mężczyzny - postawione coś znaczy?”
W ciągu tego dwudziestolecia myśl o samodzielności kobiet była wielokrotnie artykułowana publicznie. Forum dla niej były salony Entuzjastek, redakcje pism postępowych i literatura. Pierwszą bodaj, która myśl tę zapisała, była Elżbieta z Krasińskich Jaraczewska. W swej powieści wydanej w 1827 roku krytykowała takie wychowanie kobiet, które jest najbardziej rozpowszechnione, a które nie doprowadza ich do „samoistnienia”. Pół wieku później Eliza Orzeszkowa wzywała kobiety, by „na samoistne wyzwolić się życie”. Z kolei pod koniec wieku Paulina Kuczalska-Reinschmit w założonym przez siebie pierwszym polskim piśmie emancypacyjnym „Ster” zapewniała, że „w pracy i samodzielności
kobiecej /trzeba widzieć - SW/ potężną dźwignię, która wznosi umysły kobiet ponad sferę strojów i salonowych próżnostek”. Wszystkie trzy kobiety należały do różnych pokoleń, żyły w różnych epokach, wywodziły się z różnych środowisk, lecz te trzy i wiele innych powtarzało na przestrzeni wieku słowa o podobnym znaczeniu: samoistność, samodzielność, niezależność. Słowa te za każdym razem miały nieco inny sens. Nad tym, co mają wspólnego ze sobą znaczenia tych słów, nie będę się zatrzymywać, gdyż jest to coś, co mnie, współczesnej czytelniczce tekstów sprzed prawie dwóch wieków, pozwala zrozumieć ówczesne kobiety. Rozumiem je „mniej więcej”, wydaje mi się, że wiem, co chciały powiedzieć. Niektóre słowa brzmią dziwnie, tak jak słowo „samoistnienie”. Używając dzisiejszego języka powiedziałabym raczej „autonomia”, „indywidualność” lub „suwerenność”. Przedstawię poniżej dwa wyznaczniki owej „samodzielności”, której dla kobiet domagały się dawne emancypantki: wykształcenie i praca.
Wykształcenie
Ofiarowanie kobietom obywatelstwa, które przyszło spoza dyskursu emancypacyjnego, zostało w jego ramach przekształcone w nośnik dla postulatów emancypacyjnych. Służyło ono jako przesłanka dla uzasadnienia potrzeby innego wychowania kobiet. By kobieta mogła być „dobrą żoną, matką, panią i obywatelką” (Jaraczewska, 10) - argumentowano - musi być inaczej wychowywana, niż dotąd. Krytykowano powierzchowne wykształcenie kobiety, służące głównie do tego, by mogła dobrze wypaść w salonach, krytykowano przyzwyczajanie kobiet do dbania bardziej o swój
69