Konstytucja nowej tożsamości
dami działania kobiet z klasy średniej na rzecz ponadklaso-wych interesów kobiet.
Różnica, jaka w dyskursie socjalistycznym i feministycznym występuje w pojęciu pracy, zachowała swą żywotność do dziś. Jeszcze w latach 80. XX wieku w organie Ligi Kobiet „Nasza Praca” prezentowane były opinie, że „burżuazyj-ny” ruch kobiecy odwodził proletariuszki od walki klasowej, która była jedyną drogą do wyzwolenia się przez nie zarówno z opresji klasowej, jak i płciowej. Przez prawie stulecie nie zmieniło się zatem stanowisko socjalistów odnośnie pracy i emancypacji kobiet. To, co było na początku wieku jedynie postulowane, zostało zrealizowane w państwie realnego socjalizmu: około 100 zawodów było dla kobiet niedostępnych ze względu na „ochronę macierzyństwa”, na przykład zawód kierowcy autobusu. Jak zauważały feministki z drugiej fali ruchu kobiecego, po 1989 roku, lista zawodów niedostępnych dla kobiet pokrywała się niemal dokładnie z listą zawodów najlepiej płatnych.
W dyskursie socjalistycznym pracą sensu stricto była praca produkcyjna, podczas gdy dyskurs emancypacyjny operował szerszym pojęciem pracy. „Kobiety zawsze pracowały”, zapewniała redakcja „Steru” z 1895 roku. Na przełomie wieków problemem stało się to, że pewne prace były wynagradzane, a inne były przez kobiety świadczone nieodpłatnie. Co więcej, doszło do konfliktu pomiędzy pracami, których wykonywanie tradycyjnie należało do obowiązków kobiet, lecz które nie zapewniały kobietom materialnych podstaw do życia, a tymi pracami, za które otrzymywały one zapłatę pozwalającą utrzymać siebie i dzieci. Określony płciowo podział na prace odpłatne i nieodpłatne zakładał taką relację między kobietą i mężczyzną, w której mężczyzna dzieli się efektami swej pracy zarobkowej podob* nie, jak kobieta dzieli się z nim efektami swej nieodpłatnej pracy w domu. Niestety, założenie to, jak pisze Bujwidowa
(Glos kobiet w kwestii kobiecej, 118), było obliczone na „wysoki poziom etyczny mężczyzny”, któremu nie każdy mężczyzna był w stanie sprostać. Poza tym, nawet jeśli małżonkowie wspólnie utrzymywali się z zarobków mężczyzny, to jego praca miała większy prestiż, była uznawana przez autorytety, wymierzalna w zapłacie.
W polskim dyskursie emancypacyjnym były widoczne próby dowartościowania pracy domowej kobiet. W latach 30. istniało Stowarzyszenie Pań Domu. Kobiety z warstwy średniej pracujące w domu domagały się, by ich praca znalazła odzwierciedlenie w statystykach, w oficjalnym nazewnictwie, a nawet postulowały, by doprowadzić do ustalenia wynagrodzenia za pracę w tym zawodzie.
W okresie powojennym, w fazie odbudowy Polski ze zniszczeń, oficjalnie realizowana koncepcja równouprawnienia przez zniesienie podziału na prace męskie i kobiece zbiegła się z brakiem rąk do pracy w tradycyjnie męskich zawodach. Język polski wzbogacił się wówczas o takie słowa, jak „górniczka”, „hutniczka”, „maszynistka pociągu”, „murarka”, które nazywały kobiety wykonujące zarobkowo ciężkie, fizyczne prace zarezerwowane dotąd dla mężczyzn.
Po okresie odbudowy powojennej rezygnowano stopniowo z pracy kobiet w tradycyjnie męskich zawodach. Wprowadzono regulacje dotyczące ochrony pracy kobiet, przy czym zakaz pracy w określonych zawodach był raczej wyrazem troski o niezakłócone wykorzystanie kobiecej zdolności reprodukcyjnej niż o to, by kobieta miała możliwość wyboru takiego zawodu, który by ją satysfakcjonował. Natomiast urlopy wychowawcze i zwolnienia z tytułu choroby dziecka, które mogła wykorzystać jedynie matka dziecka, były uznaniem faktu, że opieka nad dzieckiem jest zajęciem kobiet (por. Fuszara, Tarnowska 1995).
Praca domowa kobiet stała się tematem dość późno. Koncepcja racjonalizacji i modernizacji pracy w domu, wpisa-
87