724 SCHIZOFRENIA I ZABURZENIE UROJENIOWE
źle przygotowany, przepracowany i zdemoralizowany personel za pomocą technik nie tylko mało skutecznych, ale nierzadko również okrutnych (np. kaftany bezpieczeństwa) i przerażających (np. elektrowstrząsy). Bardzo często po wstępnych, krótkich i nieudanych próbach „terapii” pacjenta pozostawiano samemu sobie, w murach szpitala, którego miał nigdy nie opuścić (Deutsch, 1948). Jego bytowanie w tych warunkach prowadziło do zaniku umiejętności niezbędnych do samodzielnego życia. W ten sposób wstępna, pesymistyczna diagnoza zamieniała się w samospełniającą się przepowiednię, a większość pacjentów, raz trafiwszy do szpitala, rzeczywiście nigdy z niego nie wychodziła.
Obecnie perspektywy większości osób chorych na schizofrenię nie są nawet w części tak przygnębiające. Gwałtowną poprawę przyniosły leki z grupy fenotiazin wprowadzone w połowie lat pięćdziesiątych, nazywane wówczas „silnymi środkami uspokajającymi”. Leczenie farmakologiczne za pomocą tych środków przekształciło realia szpitali psychiatrycznych nieomal z dnia na dzień, eliminując ryzyko dzikich, niebezpiecznych i nieprzewidywalnych zachowań pacjentów. Rzeczywiście, bardzo się oni uspokoili. Zmiana była tak gwałtowna i radykalna, że obecnie trudno wręcz wyobrazić sobie jej wpływ na morale personelu szpitalnego. Nagle uzyskał on narzędzie normalizowania zachowania pacjentów, pozwalające nawet na wypisywanie wielu z nich do domu z zaleceniem leczenia ambulatoryjnego. Wraz z dalszymi postępami farmakologii, pojawiła się perspektywa wyleczenia
schizofrenii. Nadeszła wreszcie nowa epoka, niosąca ze sobą wiele nadziei.
Nowsze i lepsze (najczęściej w sensie redukcji szkodliwych efektów ubocznych) leki przeciwpsychotyczne pojawiają się do dzisiaj i są powszechnie stosowane (patrz rozdział 16.). Schizoffenik przekraczający dzisiaj po raz pierwszy próg szpitala psychiatrycznego ma 80-90% szans opuszczenia go w ciągu kilku tygodni, a najdalej - miesięcy. Niestety, wskaźnik nawrotów utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Tylko niewielka część pacjentów po pierwszej wizycie w szpitalu doznaje trwałej poprawy. Wielu schizofreników regularnie opuszcza szpital i powraca do niego. Mówi się nawet o syndromie „drzwi obrotowych”. Niektórzy zaś-ocenia się, że około 10% - nie reagują na leki (ani inne sposoby leczenia), doświadczając stopniowego i nieodwracalnego rozkładu osobowości.
W stosunkowo niewielkiej liczbie przypadków postępów choroby nie można zahamować żadną ze znanych obecnie metod. Pogorszenie może następować gwałtownie, osiągając stan głębokiego rozkładu w ciągu roku, a nawet kilku miesięcy. Częściej stan pacjenta pogarsza się stopniowo, stabilizując się na niskim poziomie w ciągu pięciu lat (Fenton, McGlashan, 1994; McGlashan, Fenton, 1993). Nadzieja na możliwość pełnego wyleczenia schizofrenii się nie ziściła, nie widać jej nawet na horyzoncie. Warto w tym miejscu przypomnieć uwagi zmarłego niedawno psychologa społecznego z Har-vardu, Rogera Browna, który wziął kiedyś udział w spotkaniu klubu Anonimowych Schizofreników, chcąc zapoznać się z ich problemami:
[Prowadzący] zaczął od optymistycznego opowiadania o sobie, obliczonego na dodanie otuchy innym. Niektórzy z pozostałych również mówili z nadzieją: inni siedzieli cicho, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kiedy zaś grupa zaczęła rozmawiać o problemach z dostaniem pracy, z życiem z zasiłku, ze zwykłymi życiowymi spra-