O'Shea Muzyka i medycyna BEETHOVE


Ludwig van Beethoven
(1770-1827)
W muzyce Beethovena jest siła, która uszlachetnia
i doskonali ducha ludzkiego. Przywołuje ona bo-
haterskie ideały ludzkości i wzywa do triumfalnej walki
jednostki przeciwko uciskowi. Hasła te, tak bardzo po-
pularne w Europie Napoleona, były szczególnie bliskie
Beethovenowi. Ten genialny muzyk został w młodym
wieku dotknięty utratą słuchu.
Wielu osobom z trudnością przychodzi pogodzenie pięk-
na i humanitaryzmu muzyki Beethovena z samą postacią
kompozytora. Większość widzi Beethovena jako rozczo-
chranego mizantropa, człowieka o wybuchowym tempe-
ramencie, który gardził towarzystwem ludzi i wszystkie
osobiste sprawy podporządkowywał swojej twórczości.
Obraz ten, w dużej mierze prawdziwy, nie jest jednak
zupełnie ścisły. U podstawy "aspołecznych" aspektów
zachowania Beethovena leżały jego trudne dzieciństwo
i przewlekła choroba. Do tego doszła głuchota: już w
wieku 28 lat kompozytor w dużym stopniu utracił słuch.
Zaważyło to znacznie na poczuciu własnej wartości i za-
groziło jego zawodowej oraz artystycznej przyszłości. Po-
wtarzająca się okresowo biegunka i bóle brzucha zamie-
niały niektóre okresy jego życia w prawdziwe pasmo
nieszczęść. W roku 1802 w Heiligenstadt przechodzi
Beethoven głęboki kryzys; odbił się on na całym dalszym
życiu kompozytora i ukształtował znaną nam sylwetkę
samotnika.
Aby zrozumieć źródła problemów życiowych Beetho-
vena, musimy powrócić do dzieciństwa i lat młodości.
Ludwig van Beethoven urodził się w Bonn, w roku 1770,
jako drugi syn Johanna. Znana jest tylko data jego chrztu:
17 grudnia. Ojca, dworskiego tenora, można określić jako
pijaka i utracjusza. Dom, w którym wyrastało dziecko,
nie był szczęśliwy, a w żadnym wypadku nie był odpo-
wiedni do formowania się przyszłego geniusza. Beetho-
ven ubóstwiał swego dziadka, dystyngowanego starsze-
go mężczyznę, który był dworskim kapelmistrzem. Przez
całe życie ambicją Beethovena było naśladowanie tego
znakomitego pana, którego portret zawsze nosił przy so-
bie, i zajęcie jego pozycji. Beethoven kochał swą matkę,
Marię Magdalenę, ale ta nie odwzajemniała uczuć syna.
Jej pożycie z Johannem było usiane problemami i nie
miała czasu ani ochoty, by zajmować się dzieckiem.
Młody Beethoven nie wyróżniał się w nauce, a wy-
kształcenie, jakie otrzymał, było niezadowalające. W szkole
nie przyjaźnił się z innymi chłopcami, stopnie miał złe,
był brudny i zaniedbany. Wykazywał zdolności muzycz-
ne, ale jego wykształcenie w tej dziedzinie zależało od
stosunków między nim a ojcem, które można określić
jako destruktywne. Ojciec, który był jego pierwszym
nauczycielem muzyki, rozpoznał fenomenalne zdolności
dziecka. Z jednej strony odczuwał dumę z tak utalento-
wanego potomka, a z drugiej irytowało go, że zdolności
syna podkreślają tylko miernotę ojca. Prawdopodobnie
dziecko było bite, a z całą pewnością ojciec odwodził
chłopca od improwizowania, w którym ujawniał się
wczesny talent Beethovena. Johann był również pewnego
rodzaju szarlatanem: traktując cudowne dziecko jako
źródło zarobku, obniżał wiek chłopca o dwa lata. Na
szczęście dla kompozytora, trafił on później pod opiekę
dworskiego organisty Christiana Gottloba Neefego, który
dostarczył chłopcu nie tylko wiedzy, ale i zachęty.
Gdy w roku 1792 Beethoven, opuściwszy Bonn, przy-
był do Wiednia, był już wybitnym muzykiem i zaprasza-
nym do salonów pianistą. Czerny opowiadał, że Beetho-
ven to "tytaniczny wykonawca" i usprawiedliwiał go,
gdy pod jego palcami pękały struny fortepianów. Zda-
rzało się to często, Beethoven bowiem wymagał od in-
strumentu więcej niż ówczesne prymitywne fortepiany
mogły z siebie dać. Czerny relacjonuje również, jak im-
prowizacje Beethovena wzruszały jego słuchaczy do łez.
Pierwsze lata w Wiedniu to okres sławy i powodzenia
młodego artysty.
Pierwsze kompozycje jego, tria fortepianowe, zostały
również bardzo dobrze przyjęte. Tak więc w tym okresie
Beethoven był doskonale zapowiadającym się, pełnym
wiary w siebie młodzieńcem. Wówczas jeszcze przywią-
zywał dużą wagę do swego wyglądu zewnętrznego. Dbał
o elegancki ubiór i dworskie maniery. Aczkolwiek nie-
wielkiego wzrostu (165 cm), o śniadej i nieco ospowatej
twarzy, nie uchodził za brzydkiego czy niezgrabnego.
Wprawdzie czasami dawał o sobie znać jego impulsyw-
ny temperament albo braki w ogólnym wykształceniu,
lecz na ogół był postacią populamą i poszukiwaną.
Schindler, powiernik i autor pierwszej biografŹŹ Beetho-
vena, rozpowszechnił mit o jego dziewictwie. W rzeczy-
wistości, jak podaje Ries i współcześni kompozytora,
w pierwszych latach w Wiedniu Beethoven prowadził
aktywne życie towarzyskie, a także seksualne. Impul-
sywność, ambiwalencja, brak dbałości o siebie i dziwacz-
ny styl życia utrudniały mu nawiązanie dłużej trwają-
cych związków z kobietami, ale nie można mu było za-
rzucić mizoginizmu: lubił towarzystwo kobiet i doceniał
ich urodę. Przez wiele lat utrzymywał platoniczne sto-
sunki ze swoimi wielbicielkami.
Gdy Beethoven stał u progu powodzenia, przyszło
załamanie stanu zdrowia. Głuchota i bóle brzucha nie
tylko utrudniły życie towarzyskie, ale zamieniły jego ży-
cie w pasmo cierpień. W ciągu kilku lat po wystąpieniu
tych objawów wygląd zewnętrzny kompozytora uległ
zmianie. Określano go teraz jako oryginalnego jaskiniow-
ca, fantastyczną maszkarę lub małpoluda. Przestał dbać
o swój wygląd zewnętrzny i o ubranie do tego stopnia,
że kiedy zgubił się w mieście, zaaresztowano go jako
włóczęgę.
Poniżej prześledzimy przebieg chorób Beethovena
i ich wpływ na jego życie.
DOLEGLIWOŚCI UKŁADU ODDECHOWEGO
Beethoven miewał ataki astmy. Napotykamy również
na wzmianki o częstych infekcjach układu oddechowego
i o "słabych płucach". Mimo opinŹŹ wielu biografów nie
można stwierdzić, że Beethoven cierpiał na gruźlicę płuc,
jakkolwiek jego siostra (w dzieciństwie) i matka zmarły
na tę chorobę (nie przeprowadzono sekcji zwłok dla po-
twierdzenia diagnozy). Ogólnie w XIX wieku panowała
tendencja do stawiania zbyt częstych, nie uzasadnionych
rozpoznań gruźlicy. Krążyły pogłoski, że Johann Beetho-
ven cierpiał na kiłę, ale nie jest to poparte żadnymi do-
wodami. Pogląd, że kompozytor cierpiał na kiłę wrodzo-
ną, można definitywnie odrzucić na podstawie wyglądu
czaszki, która nie wykazywała charakterystycznych dla
wrodzonej kiły zmian anatomopatologicznych. Doktor Da-
vies twierdzi, że ojciec Beethovena zmarł na zastoinową
niewydolność serca.
PRZEWLEKŁE ZAPALENIE TRZUSTKI
Inną chorobą Beethovena były dolegliwości układu tra-
wiennego, które określał jako "kolkę". Był to ból brzucha,
któremu często towarzyszyła biegunka. W 1812 roku
choroba ta przykuła Beethovena do łóżka i spowodowała
odwodnienie oraz wycieńczenie. W miarę upływu czasu
objawy te nasilały się i występowały coraz częściej. Pierw-
szy atak nastąpił w roku 1801, kiedy Beethoven miał 31
lat. Atakom towarzyszyła także utrata apetytu, co powo-
dowało, że Beethoven podczas ataku "kolki' odżywiał
się nieregularnie i niewystarczająco. Początkowo, pod-
czas ataku, uciekał się do picia alkoholu, ale potem prze-
konał się, że to powoduje pogorszenie objawów. Nie znaj-
dujemy nigdzie wzmianki, aby stolce były czarne, lub że
biegunka była krwawa'.
Dolegliwości te zostały określone jako "zespół podraż-
nienia jelit". Jest to mało prawdopodobne, ponieważ
zespół ten nie prowadzi do odwodnienia i wycieńczenia.
Wynik sekcji zwłok Beethovena pozwala na postawienie
bardziej trafnej diagnozy. Na sekcji stwierdzono, że
"trzustka była... stwardniała, a przewód wydzielniczy
(uchodzący do dwunastnicy) był średnicy gęsiego pióra".
Przemawia to za przewlekłym zapaleniem trzustki. Nie
stwierdzono kamieni żółciowych, a ogólny wygląd jelit
nie wykazywał odchyleń od normy. Lekarze przeprowa-
dzający sekcję zauważyli, że jelita były nadmiernie roz-
dęte gazami, lecz nie zauważyli żadnych zwężeń, świad-
czących o niedrożności jelita, ani też żadnych patologicz-
nych zmian śluzówki jelit (wewnętrznej ściany jelit), któ-
re świadczyłyby o stanie zapalnym. Według Sherlocka
rozdęcie jelit gazami często obserwuje się podczas sekcji
zmarłych na marskość wątroby. Czynnikiem etiologicz-
nym, odpowiedzialnym za zmiany trzustki, był prawdo-
podobnie alkohol. Beethoven zmarł na marskość wątro-
by, najprawdopodobniej spowodowaną chronicznym za-
truciem alkoholem. Co więcej, rozszerzenie przewodu
trzustki również jest symptomatyczne przy alkoholowym
zwyrodnieniu trzustki2 [zob. Dodatek III s. 93).
Żyie Beethovena od wczesnych lat było pełne napięć
i stresów. Kolka pojawiła się w okresie, kiedy zaczęły
występować pierwsze objawy utraty słuchu. Jego tak
dobrze zapowiadająca się kariera była zagrożona; jak
wynika z testamentu z roku 1802, Beethoven zaczął od-
1 Czarne stolce (melaena) świadczą o krwawieniu z górnej części prze-
wodu pokarmowego; krwawe stolce - o krwawieniu z dolnej części
przewodu pokarmowego.
2 Prawie połowa pacjentów z alkoholową marskością wątroby ma rów-
nież przewlekłe zapalne zmiany w trzustce [przyp. tłum.).
suwać się od otoczenia, aby w ten sposób ukryć swoje
kalectwo. Prawdopodobnie w tym okresie pił dużo alko-
holu, a rozwijające się dolegliwości układu trawienne-
go i kolka stanowiły pewnego rodzaju towarzyską wy-
mówkę i wytłumaczenie tego zachowania. T'hayer, jeden
z wczesnych biografów Beethovena, podejrzewał go
o nadużywanie alkoholu. Thayer był bostończykiem i spe-
cjalnie pojechał do Europy, aby badać życie kompozyto-
ra, który stał się w dzieciństwie jego bożyszczem. Podob-
no, dowiedziawszy się o nieuporządkowanym trybie ży-
cia swego bohatera, zaczął ze zdenerwowania miewać
psychosomatyczne bóle głowy. Po prostu kompozytor nie
pasował do takiego modelu bohatera, jaki sobie Tayer
stworzył na podstawie relacji pierwszego biografa i przy-
jaciela Beethovena, Schindlera. Wiadomo, że Schindler,
aby nie dopuścić do ujawnienia niektórych szczegółów,
zniszczył wiele "zeszytów konwersacyjnych", którymi po-
sługiwał się Beethoven w rozmowach z ludźmi. Tak więc,
dzięki wysiłkom ambitnego przyjaciela, prawdziwe obli-
cze kompozytora zostało ukryte za dymną zasłoną. Gdy
Thayer dowiedział się o niektórych szczegółach, posta-
nowił nigdy ich nie publikować, aby nie przyczynić się
do dalszego ich rozpowszechniania.
Obraz Beethovena, jaki jawi się nam dziś, przedstawia
człowieka zasługującego nie na pogardę, lecz na współ-
czucie: wybił się bez niczyjej pomocy, o własnych siłach
wyszedł z trudnego dzieciństwa, nie zaznał miłości ro-
dzicielskiej. W krytycznym momencie, kiedy zaczął cie-
szyć się uznaniem, odnosić pierwsze sukcesy, nadeszła
zagrażająca karierze utrata słuchu. Rozczarowany kom-
pozytor przeszedł głęboki emocjonalny kryzys, który
zagrażał jego zdrowiu psychicznemu. Rozważał popeł-
nienie samobójstwa. W końcu zdecydował się poświęcić
wyłącznie komponowaniu. W ten sposób znalazł ujście
dla swych szlachetnych i ludzkich uczuć. Poświęcił
wszystko muzyce, przestał dbać o życie prywatne i żył
w coraz większej izolacji.
BEETHOVEN I ALKOHOL
Thayer podejrzewał, że nadużywanie alkoholu było nie
tylko przyczyną fizycznych dolegliwości Beethovena, ale
i jego dziwacznego zachowania. Z dużą sumiennością
obliczył, ile pieniędzy Beethoven wydawał na zakup wina
i stwierdził, że pił on dużo i stale; prowadziło to powoli,
lecz nieuchronnie do uszkodzenia narządów.
Dr Andreas Wawruch3, który opiekował się Beethove-
nem podczas jego ostatniej, śmiertelnej choroby, jest au-
torem szczegółowego streszczenia historŹŹ choroby kom-
pozytora [zob. Dodatek II, s. 86]. Dokument ten nosi datę
20 maja 1827, a więc powstał w kilka miesięcy po śmierci
Beethovena. Jako przyczynę choroby Wawruch podaje
nadużywanie alkoholu oraz nieprawidłowe odżywianie,
co mogło współdziałać ze szkodliwym działaniem alko-
holu. Fakt, że Wawruch zwrócił uwagę również na rolę
wadliwego odżywiania, świadczy o jego wnikliwości jako
lekarza.
Wawruch podaje, że Beethoven zaczął pić, pozorując to
chęcią złagodzenia rozlanych bólów brzucha, przypomi-
nających zespół podrażnienia jelit. Według niego począt-
ki nałogu i bólów brzucha zbiegają się z pierwszymi
symptomami utraty słuchu i rozwojem szumu w uszach,
a więc sięgają około trzydziestego roku życia. Od tego
czasu, przez 26 lat, Beethoven nadużywał alkoholu. Nie
znaczy, to, że się upijał: u osób, które spożywają duże
dawki alkoholu rozkładając je na całą dobę, marskość
wątroby może się rozwinąć, nawet jeżeli osoby te nigdy
nie były pijane. Od Wawrucha dowiadujemy się również,
że Beethoven siedem lat przed śmiercią przechodził bar-
dzo ciężkie, prawie śmiertelne zapalenie wątroby. Wbrew
zaleceniom lekarzy nie ograniczył picia, zaprzeczając, że
ma problemy z nadużywaniem alkoholu. Wawruch twier-
dzi, iż istniało powiązanie między problemami żołądko-
wymi a głuchotą kompozytora.
' Źródła nie są zgodne co do imion Wawrucha; jedne podają Andreasię
naz, inne Anton Johann.
Przez następne siedem lat Beethoven skarżył się na
powtarzające się bóle brzucha, które pogarszało spożycie
alkoholu. Sugeruje to chroniczne zapalenie trzustki, które
potwierdziła sekcja. Kilkakrotnie powracała również żół-
taczka i zapalenie wątroby, jednakże Beethoven nie po-
rzucił nałogu. Nawet Schindler, ten pośmiertny obrońca
reputacji Beethovena, przyznaje, że przyczyną choroby
kompozytora był alkohol. W swojej biografŹŹ z 1840 roku
wspomina, że kompozytor szczególnie lubił poncz i wina
wzbogacone alkoholem, ale grzecznościowo sugeruje, że
to zła jakość wina była główną przyczyną choroby Beetho-
vena: "Z win przedkładał węgierskie wino Ofen. Nieste-
ty najbardziej lubił wzbogacone wina, które uszkadzały
jego osłabione jelita. Na nic zdały się ostrzeżenia. Mistrz
lubił także wieczorem wypić sobie dobry kufel piwa...
Nawet w ostatnich latach przed śmiercią często odwie-
dzał tawerny i kawiarnie".
Karl Holz, sekretarz Beethovena, podaje, że jego pryn-
cypał "pił sporo wina przy posiłkach, ale mógł znieść
bardzo dużo. W wesołym towarzystwie czasami bywał
podchmielony'. Później przyjaciele zauważyli, że tole-
rancja Beethovena na alkohol paradoksalnie się obniżyła.
Zmarł na niewydolność wątroby spowodowaną marsko-
ścią. Choroba rozwijała się przynajmniej przez pięć lat,
a na kilka tygodni przed śmiercią Beethoven musiał nosić
bandaż podtrzymujący brzuch, rozdęty przez gromadzą-
cy się płyn przesiękowy. W ciągu ostatnich pięciu lat ży-
cia Beethoven ciągle pił alkohol w dużych ilościach. Pod-
czas końcowej choroby lekarze przepisali picie ponczu
z lodem jako paliatywny środek dla złagodzenia cier-
pień. Później jednak musiano zabronić podawania tego
napoju, bo pacjent zaczął go nadużywać.
UTRATA SŁUCHU
Najbardziej znaną dolegliwością Beethovena jest jego
głuchota. Przyczyny jej wciąż pozostają sporne. Był to
cios, który psychicznie zgniótł Beethovena. W swoim
testamencie napisanym w Heiligenstadt w 1802 roku (zob.
Dodatek 1) kompozytor wylewa całą gorycz i uro-
jenia, skarżąc się na swe nieszczęście. Pomimo widocznej
przesady, jest to jeden z najbardziej osobistych i wzru-
szających spośród listów kompozytora. Dokument ten
uwypukla jednocześnie niektóre z dziwnych i paradok-
salnych cech jego charakteru. Testament jest adresowany
do dwóch braci kompozytora; do obydwu żywił głębokie
uczucie, jednakże imię jednego z nich - Johanna - nie
figuruje na dokumencie: wszystkie trzy miejsca, w które
autor powinien był je wpisać, pozostały puste. Odzwier-
ciedla to dwojakość uczuć, jakie Beethoven żywił w sto-
sunku do wielu najbliższych osób. Kompozytor nie po-
chwalał małżeństwa swego brata, bratową nazywał "Kró-
lową Nocy" i nie mógł się przełamać, aby po jego ślubie
nadal zwracać się do niego po imieniu.
Testament powstał wkrótce po okresie największej de-
presji Beethovena, kiedy myślał o popełnieniu samobój-
stwa, lecz zdecydował, że jego sztuka usprawiedliwia
kontynuowanie życia. Pisał:
...przez ostatnie sześć lat cierpię na nieuleczalną chorobę,
którą pogorszyli nieumiejętni lekarze... Choć obdarzony na-
miętnym i żywym temperamentem, a nawet rozlubowany
w rozrywkach życia towarzyskiego, wkrótce musiałem szukać
samotności i żyć w odosobnieniu... Niestety, jakże mógłbym
się przyznać do przytępienia zmysłu, który winienem mieć
doskonalej rozwinięty niż inni ludzie, zmysłu, którym kiedyś
władałem doskonale... Radośnie idę na spotkanie śmierci-
gdyby przyszła, zanim zdołam rozwinąć cały mój talent arty-
sty, wówczas, mimo że los mój jest tak ciężki, przyszłaby jesz-
cze za rychło... Żegnajcie, a kiedy już umrę, nie zapominajcie
zupełnie o mnie4.
Mimo przesady i teatralnego stylu, testament ten zwięźle
ocenia sytuację Beethovena i wytycza kierunek jego życia
w przyszłości. Wrażliwość i duma każe muzykowi od-
izolować się od społeczeństwa; jego celem coraz bardziej
stawać się będzie sztuka i twórczość.
W liście z 1801 roku do przyjaciela, Franza Gerharda
Wegelera, Beethoven podaje bardzo dobry klinicznie opis
swojej zaawansowanej już wtedy dolegliwości: "Muszę
przechylać się przez proscenium, aby zrozumieć słowa
aktorów... z odległości nie słyszę wysokich nut instru-
mentów, ani śpiewu... Czasami prawie nie słyszę mówią-
cej cicho osoby. Słyszę dźwięki, to prawda, ale nie rozu-
miem słów. Z drugiej strony, gdy ktoś krzyczy, sprawia
mi to ból". Utrata słuchu rozpoczęła się w lewym uchu,
a wkrótce objęła i ucho prawe. Głuchota pogłębiała się;
do tego dochodził szum, uczucie dzwonienia, a raczej
huk w uszach. Dolegliwości Beethovena zaczęły się przed
ukończeniem 28 roku życia; gdy miał 39 lat, bezustanne
brzęczenie (tinnitus) doprowadzało go do progu samo-
bójstwa. "Gdybym nie wiedział, czego muszę dokonać,
skończyłbym z sobą." Z listu do Wegelera widać jasno,
że w roku 1800 głuchota była bardzo zaawansowana.
Większość procesów patologicznych już wtedy się usta-
liła, choć, być może, objawy pogarszały się jeszcze przez
jakiś czas.
Od 1815 roku Beethoven stał się głuchy jak pień. Po-
czątek zeszytów konwersacyjnych datuje się mniej więcej
na 1817 rok. Na szczęście z nadejściem całkowitej głu-
choty uspokoił się hałas w uszach. Należy tu zaznaczyć,
że Beethoven nigdy nie miał objawów błędnikowych
(utrata równowagi, zawroty głowy), co wyklucza choro-
bę Mnire'a5 jako źródło głuchoty kompozytora. Jedno-
cześnie z postępującą głuchotą następowała degrengola-
da Beethovena jako pianisty. Wybitny skrzypek Louis
Spohr uczestniczył kiedyś w próbie Tria D-dur w domu
Beethovena. Pozostawił opis tego wydarzenia w swojej
5 Choroba Mnire'a jest najczęstszą przyczyną utraty słuchu i zabu-
rzeń zmysłu równowagi. [Etiologia tej choroby nie jest znana - dop.
tłum.]
biografŹŹ. Nie pozostawia on wątpliwości co do godnego
pożałowania stanu kompozytora.
Nie należało to do przyjemności. Po pierwsze fortepian był
okropnie rozstrojony - nie sprawiało to najmniejszego kłopo-
tu Beethovenowi, który tego nie słyszał. Ponadto prawie nic
nie pozostało z tej olśniewającej techniki, która kiedyś była
przedmiotem ogólnego podziwu. Biedny głuchy człowiek wy-
bębniał głośne pasaże, rozmazując całe grupy dźwięków. Nie
można było usłyszeć melodŹŹ, jeżeli nie śledziło się partytury.
Wszystko to wstrząsnęło mną głęboko - w pełni zrozumiałem
źródła depresji Beethovena.

Wiedza medyczna nie jest w stanie postawić ostatecz-
nej diagnozy w sprawie przyczyn głuchoty Beethovena.
Mogła ona być spowodowana bezpośrednim uszkodze-
niem nerwu słuchowego, albo też otosklerozą, która pole-
ga na zgrubieniu i unieruchomieniu kostek słuchowych,
które przewodzą drgania z bębenka do ucha wewnętrz-
nego. Protokół sekcji zwłok dość szczegółowo opisuje
wygląd uszu i mózgu, ale nie wspomina nic o kostkach
słuchowych. Johann Wagner, lekarz, który przeprowa-
dzał sekcję, wyciął część kości skroniowych wraz z na-
rządami ucha środkowego, aby przeprowadzić dalsze
badania, ale kości te zaginęły. Zwłoki Beethovena były
ekshumowane dwa razy, w 1863 i 1888 roku, ale bez
badania kostek - rozpoznania otosklerozy nie można
ani potwierdzić, ani wykluczyć8.
Ostatnio udało się odnaleźć i zidentyfikować wycięte podczas sekcji frag-
menty czaszki Beethovena. Stwierdzono, że struktura tych fragmentów
jest zupełnie prawidłowa; pozwala to wykluczyć otosklerozę, a także
chorobę Pageta. Być może, przyczyną głuchoty Beethovena było chro-
niczne zapalenie nerwów słuchowych, zapoczątkowane przez niezbyt
dobrze udokumentowaną chorobę przebiegającą z gorączką, którą
Beethoven przechodził w 1787 roku (dur brzuszny lub plamisty?), a na-
stępnie pogarszaną kolejnymi epizodami zaziębień przebiegających
z zapaleniem ucha środkowego [przyp. tłum.].
Zachował się następujący opis sekcji uszu i mózgu:
Uszy zewnętrzne były duże i prawidłowo ukształtowane.
Dół łódkowaty, a szczególnie małżowiny ucha były bardzo ob-
szerne - przynajmniej o połowę większe niż normalnie; wszyst-
kie zagięcia i zagłębienia ucha zewnętrznego - dobrze zazna-
czone. Zewnętrzny przewód słuchowy, zwłaszcza w okolicy
bębenka pokrywał złuszczony naskórek, który zasłaniał bębe-
nek. Wewnętrzny przewód słuchowy (trąbka Eustachiusza) był
zgrubiały, śluzówka obrzękła, częściowo skurczona na części
kostnej przewodu. U wylotu i w okolicy migdałków zauważo-
no kilka wgłębionych blizn. Wyrostek sutkowaty był duży, ale
prawidłowego kształtu, a jego główne komory powietrzne wyś-
cielała dobrze unaczyniona błona śluzowa. Skalista część kości
skroniowej była podobnie unaczyniona; uwidaczniały się spo-
rej wielkości naczynia krwionośne, szczególnie w okolicy śli-
maka, którego błoniasta część blaszki spiralnej była nieco za-
czerwieniona.
Stwierdzono pogrubienie nerwów twarzowych, natomiast
uwiąd nerwów słuchowych, pozbawionych osłony. Tętnice una-
czyniające te nerwy były powiększone do średnicy większej
niż pióro kruka, a ściany ich miały konsystencję chrząstki. Lewy
nerw słuchowy był szczególnie cienki, brał swój początek
z trzech bardzo cienkich szarawych pasemek, prawy z wyraź-
nie zaznaczonego białego pasma w IV komorze, która w tym
miejscu była nieco sztywniejsza i bardziej unaczyniona niż inne
okolice. Zwoje mózgowe były wypełnione płynem i - co god-
ne uwagi - koloru białego. Wydawało się, że są one głębsze,
szersze i liczniejsze niż normalnie. Kość na sklepieniu czaszki
była wyjątkowo gęsta o grubości około pół cala.
MOŻLIWOŚCI POSTAWIENIA ROZPOZNANIA
Najczęstszą przyczyną utraty słuchu u mężczyzn w wie-
ku trzydziestu lat jest otoskleroza, ale opisana przez
Beethovena utrata słyszalności dźwięków wysokich nie
jest typowa dla tej choroby, co stawia diagnozę otosklerozy
pod znakiem zapytania. Otoskleroza ślimaka~ rzadko
zdarza się u tak młodych osób.
W wielu przypadkach głuchoty nawet współczesna me-
dycyna nie jest w stanie rozpoznać przyczyny tej choro-
by. Nie możemy być pewni, czy nawet dzisiaj, przy za-
stosowaniu wszystkich najnowszych metod diagnostycz-
nych, udałoby się prawidłowo rozpoznać chorobę Beetho-
vena.
Z dokonanego przez Johanna Wagnera opisu nerwów
słuchowych kompozytora wynika jasno, że patolog ten
sądził, iż to one były przyczyną jego głuchoty. Opisany
wygląd tętnic słuchowych jest bardziej typowy dla arte-
riosklerozy (miażdżycy tętnic), niż dla zarostowego za-
palenia błony wewnętrznej tętnic, występującego w ta-
kich przewlekłych infekcjach, jak na przykład kiła (syfi-
lis), jednakże te dwa patologiczne obrazy rozróżnić moż-
na tylko badaniem mikroskopowym.
Według relacji Wawrucha, słuch Beethovena powracał
i pogarszał się, co jest objawem typowym w przebiegu
kiły. Na początku Beethoven zauważył kilkakrotne remi-
sje, ale po trzech latach było jasne, że utrata jest postępu-
jąca i stała. Początek utraty słuchu zbiegł się z chorobą
gorączkową, którą kompozytor i jego pierwsi biografo-
' Jest to postać otosklerozy skomplikowana wtórną degeneracją śli-
maka - organu, który zmienia mechaniczne fale dŹwiękowe na bodźce
nerwowe. Powoduje ona całkowitą głuchotę, a utrata słuchu początko-
wo obejmuje wysokie tony. Wprawdzie postać otosklerozy nie skompli-
kowana degeneracją ślimaka została opisana przez Antonio Valsalvę
w 1791 roku, ale dopiero pod koniec XIX wieku poznano dokładnie pa-
tologię i symptomatologię tej choroby. Nazwa "otoskleroza' pochodzi
od Adama Politzera, który opisał mikroskopowe zmiany patologiczne
w tej chorobie. Pacjent Politzera popełnił samobójstwo, nie mogąc znieść
szumu w uszach, który bardzo często towarzyszy tej chorobie. Daje to
pewien wgląd w cierpienia, jakie znosił Beethoven. Musimy jednak pa-
miętać, że patolodzy, którzy wykonywali sekcję zwłok Beethovena, nie
przeprowadzili mikroskopowego badania tkanek ucha wewnętrznego,
a także nie znali obecnego stanu wiedzy o chorobach ucha. Musimy
zatem zachować dużą ostrożność w akceptowaniu ich wniosków i kon-
kluzji.
wie określali jako "tyfus". Mogło to być zapalenie opon
mózgowych w przebiegu drugorzędowej kiły. Literatura
medyczna opisuje przynajmniej trzy podobne przypadki
głuchoty; szybko postępująca czuciowo-nerwowa głuchota
jest rzadką, lecz ogólnie uznaną komplikacją kiły drugo-
rzędowej. Kiła układu nerwowego przebiega nieraz w zu-
pełnie nieprzewidziany sposób; można zatem założyć, że
u Beethovena kiła układu nerwowego "wypaliła" się sama
stosunkowo wcześnie, zanim spowodowała większe uszko-
dzenia tego układu. Nie ma jednak żadnego medycznego
dowodu na to, że Beethoven w ogóle przechodził kiłę
układu nerwowego w formie miąższowej, lub w formie
uwiądu rdzenia kręgowego (tabes dorsalis). Opis mózgu
w protokole sekcji jest zbyt ogólnikowy, aby na jego
podstawie można było wysnuć jakiekolwiek wnioski
o procesie chorobowym kory mózgowej. Nigdzie nie ma
wzmianki o tym, aby Beethoven miał typowe dla drugo-
rzędowej kiły, powtarzające się wysypki.
W początkach XIX wieku patologia otosklerozy nie była
jeszcze w zupełności poznana. Patolodzy - o ile badali
kostki słuchowe - nie pozostawili żadnego ich opisu5.
Otoskleroza jest następstwem unieruchomienia kostek
słuchowych, a także może być spowodowana zmianą
kształtu strzemiączka. Towarzyszy jej głuchota oraz szum
w uszach.
Stan zewnętrznego kanału słuchowego ze złogami złusz-
czonego naskórka przypomina złuszczające zapalenie
zewnętrznego kanału słuchowego. Świadczy to, że Beetho-
ven miał rację mówiąc, iż ignorancja lekarzy pogorszyła
jego głuchotę: lekarze zalecali mu douszne stosowanie
różnych leków; Beethoven używał również rozmaitych
trąbek, których końce wkładało się do ucha. Wszystko to
mogło wywołać opisane zapalenie, a także spowodować
b Kostki słuchowe to młoteczek, kowadełko i strzemiączko (malleus,
incus, stapes). Młoteczek odbiera drgania z bębenka, a strzemiączko prze-
kazuje je do ślimaka [przyp. tłum.].
dodatkowe obniżenie wrażliwości na dźwięki o około 15
decybeli. Różne leki stosowane ogólnie mogły również
dodatkowo pogłębić utratę słuchu9.
OSTATNIA CHOROBA
Beethoven zmarł na niewydolność wątroby spowodo-
waną marskością. Niewydolność pociągnęła za sobą prze-
dłużoną śmiertelną śpiączkę wątrobową. Normalnie wą-
troba jest w dużym stopniu zdolna do regeneracji.
W marskości jednak szybkość, z jaką komórki obumiera-
ją, przewyższa szybkość regeneracji.
Najczęstszym powodem marskości jest nadmierne spo-
życie alkoholu. Jak już zaznaczono powyżej, miało to
niewątpliwie miejsce w przypadku Beethovena. Jego
przyjaciel Schindler zniszczył większość z 400 zeszytów
konwersacyjnych (przy pomocy których Beethoven poro-
zumiewał się z otoczeniem) pod pozorem, że zawierały
one błahostki oraz rozmowy ryzykowne politycznie. Dziś
większość badaczy nie zgadza się z tym. Twierdzą oni,
że motywem czynu Schindlera była chęć ukrycia godne-
go pożałowania emocjonalnego chaosu w ostatnich la-
tach życia kompozytora. Jak już wspomniano, naduży-
9 Pomimo braku definitywnej przyczyny głuchoty, autor skłania się
do hipotezy otosklerozy. Wielu niemieckich otologów poważnie rozpa-
truje syfilis jako przyczynę. Wprawdzie kiła była częstą przyczyną utra-
ty słuchu w XIX wieku, ale wątpliwe jest, aby mogła ona spowodować
tylko uszkodzenie słuchu, bez żadnego wpływu na ogólny stan zdrowia
Beethovena. Syfilis jest typową chorobą wielosystemową. Nietypowe wła-
ściwości otosklerozy Beethovena można tłumaczyć wpływami jatrogen-
nymi (spowodowanymi przez lekarzy i leczenie) oraz włączeniem w pro-
ces chorobowy ślimaka. Fakt, że lekarze przyczynili się do pogorszenia
słuchu Beethovena wynika z protokołu sekcji, jak również z różnych
współczesnych biografŹŹ. Rzadkie choroby tkanki łącznej, takie jak guz-
kowe zapalenie tętnic (polyarteritis nodosa), jak również choroby z auto-
agresji mogą być także przyczyną utraty słuchu. Problemem tym zajmu-
je się Davies w swojej pracy na ten temat.
wanie alkoholu przez Beethovena było w dużej mierze
reakcją na jego stan zdrowia, a także na kłopoty związa-
ne ze sporem o opiekę nad jego kuzynem Karlem. Schin-
dler działał niewątpliwie z sympatŹŹ dla przyjaciela, chcąc
uniknąć niezrozumienia i starając się utrzymać, czy też
stworzyć heroiczny obraz kompozytora. Nawet dziś le-
karzom badającym historię alkoholizmu swych pacjen-
tów trudno jest niejednokrotnie dojść prawdy; ustalenie
faktów dotyczących nałogu osoby zmarłej przeszło 150
lat temu jest dużo trudniejsze. Proces marskości wątroby
u Beethovena był bardzo zaawansowany; dowodzą tego
znacznie pomniejszona wątroba oraz powiększona śle-
dziona (spowodowana nadciśnieniem w żyle wrotnej-
odprowadzającej krew z układu trawiennego do wątro-
by). W ostatnich latach Beethoven cierpiał na powtarza-
jące się ropne infekcje skóry, co świadczy o obniżeniu
odporności związanym z chorobą wątroby. Zdarzały się
również krwawienia z nosa i odpluwanie krwią, co z ko-
lei sugeruje obniżenie poziomu płytek krwi (skutek po-
większenia śledziony).
W 1821 roku Beethoven zachorował z objawami żół-
taczki, która utrzymywała się przez szereg miesięcy.
Ustąpiła we wrześniu tego roku. Lekarze kazali mu ogra-
niczyć picie wina. Choroba postępowała wolno i w ciągu
następnych pięciu lat objawiała się nawrotami żółtaczki
i zapaleniem wątroby. W roku 1825 nastąpiło szereg ata-
ków żółtaczki. Prawdopodobnie niewydolność wątroby
w ciągu tego roku pogarszała się powoli, lecz systema-
tycznie.
Śmiertelna choroba wywiązała się w listopadzie 1826
roku. Beethoven wyjechał na prowincję, aby pracować
nad kompozycją kwartetów op.130 i 135. Już wyjeżdża-
jąc z Wiednia czuł się słaby, stracił apetyt, a przede
wszystkim dało się wtedy zauważyć powiększenie brzu-
cha na skutek zwiększającej się ilości płynu przesiękowe-
go w jamie brzusznej. Były to oznaki dekompensującej
się niedomogi wątroby. Beethoven już od szeregu miesię-
cy skarżył się również na obrzęki kostek. Początkowo,
ignorując wszystkie oznaki poważnej choroby, kompono-
wał nadal, często na dworze, nawet podczas niepogody.
Jednakże stan jego stale się pogarszał. Wywiązała się go-
rączka i kaszel. Obawiając się poważnej choroby, Beetho-
ven postanowił wrócić do Wiednia. Powrotna podróż
w deszczu trwała długo. Po przybyciu do Wiednia kom-
pozytor miał już objawy zapalenia płuc. Infekcja ta praw-
dopodobnie doprowadziła do ostatniej fazy choroby kom-
pozytora; zwykle w zaawansowanych stadiach chorób
wątroby załamanie się jej funkcji spowodowane jest wła-
śnie infekcją.
Chorym opiekował się doktor Wawruch, który stwier-
dził poważną duszność, odpluwanie krwią i bóle z pra-
wej strony klatki piersiowej. Zalecił pobyt w łóżku. Stan
Beethovena poprawiał się stopniowo przez okres pięciu
dni, do tego stopnia, że powrócił do pracy nad oratorium
Saul i David. W nocy siódmej doby wystąpiły nagle wy-
mioty i biegunka. Następnego rana zauważono żółtacz-
kę, która nasilała się przez następny tydzień. Brzuch po-
większył się znacznie na skutek nagromadzenia płynu
w jamie brzusznej. Wystąpił silny obrzęk kostek, a w no-
cy trudności w oddychaniu i uczucie duszenia się. Poja-
wiły się również bezmocz oraz napadowa nocna dusz-
ność (spowodowana nagromadzeniem płynu w organi-
zmie).
W trzecim tygodniu choroby doktor Wawruch zalecił
paracentezę (nakłucie jamy brzusznej w celu upuszcze-
nia płynu przesiękowego, nagromadzonego w jamie
otrzewnowej). Upuszczono 11 litrów płynu słomkowej
barwy. Beethoven doznał niewątpliwie ulgi, ale wywią-
zała się jeszcze jedna komplikacja: ponieważ zabieg prze-
prowadzano bez zachowania jałowości, ranę po nakłuciu
zainfekowano. Opatrunki zahamowały wprawdzie infek-
cję i nie doprowadziły do gangreny (zgorzeli), ale na sek-
cji stwierdzono małego stopnia zapalenie otrzewnej, któ-
re niewątpliwie rozpoczęło się od zakażonej rany. Oczy-
wiście upuszczenie płynu z jamy otrzewnowej było za-
biegiem wyłącznie paliatywnym i nie mogło wpłynąć na
postęp choroby. Płyn z jamy brzusznej spuszczano jesz-
cze trzykrotnie (przy drugim zabiegu odciągnięto 22 li-
try). Beethoven stracił zupełnie apetyt i znajdował się
w stanie poważnego wycieńczenia. Oczywiście utrata du-
żych ilości białek osocza w płynie przesiękowym pogar-
szała nie tylko ogólny stan chorego, ale również samą
niewydolność wątroby. Rana po paracentezie nie zaskle-
piła się, skutkiem czego nieustannie sączył się z niej płyn.
Poproszono doktora Giovaruziego Malfatti, przyjaciela
kompozytora, do konsultacji. Zalecił on picie ponczu z lo-
dem, co pozwoliło Beethovenowi zasnąć po tygodniach
bezsenności. Zachęcony dobrymi wynikami "kuracji",
Beethoven zaczął pić duże ilości ponczu, co pogorszyło
niewydolność wątroby; chory wpadł w stan półprzytom-
ności. Ograniczono zatem alkohol, choć zezwolono na
picie niewielkiej ilości reńskiego wina.
Niektórzy twierdzą, że lekarze przez nieodpowiednie
leczenie przyspieszyli śmierć Beethovena. Jest to osąd
bardzo surowy: choroba kompozytora niewątpliwie wstą-
piła wówczas w końcowe stadium. Świadczy o tym po-
większająca się puchlina brzuszna, nadciśnienie w żyle
wrotnej i powiększenie śledziony. Wprawdzie infekcja
przeciekającej po paracentezie rany przekreśliła widoki
na wyzdrowienie pacjenta, ale spuszczanie płynu, poda-
wanie alkoholu i środków uspakajających zmniejszało
ból i cierpienia pacjenta. Również dziś lekarze, zwłasz-
cza hiszpańscy i francuscy, zalecają paliatywne stosowa-
nie paracentezy.
W ciągu następnych trzech miesięcy stan chorego po-
garszał się, choć może nieco wolniej. Chory wpadł w de-
presję, niewątpliwie wywołaną świadomością nadchodzą-
cej śmierci. 24 marca 1827 Beethoven otrzymał ostatnie
namaszczenie, a następnie napisał w zeszycie konwersa-
cyjnym: Plaudite, amici, comedia finita est . W kilka
godzin po otrzymaniu namaszczenia wpadł w śpiączkę,
przy narastających trudnościach oddechowych.
'Cieszcie się, przyjaciele, komedia skończona [przyp. tłum.).
Dzień 26 marca był burzliwy. Około godziny 18 Beetho-
ven ocknął się na widok błyskawicy i - jak wydawało
się zebranym - potrząsnął pięścią w stronę nieba. Na-
stępnie opadł z powrotem na poduszki i umarł. Więk-
szość biografów traktuje epizod, w którym umierający
kompozytor wygraża pięścią Niebu, jako fantazję roman-
tyków. Nieoczekiwanie jest to poprawna kliniczna obser-
wacja: często ludzie umierający na niedomogę wątroby
reagują w przesadny sposób na takie bodźce zewnętrzne,
jak na przykład nagły błysk światła. Spowodowane to
jest nagromadzeniem toksycznych produktów przemia-
ny materŹŹ, normalnie wydalanych lub rozkładanych przez
wątrobę. Reakcję Beethovena można traktować nie jako
świadomy gest, ale wynik podrażnienia mózgu w końco-
wym stadium niewydolności wątroby.
Przyczynę śmierci kompozytora, niewydolność wątro-
by spowodowaną marskością, potwierdziły wyniki sekcji
przeprowadzonej przez Johanna Wagnera i Karla von
Rokitansky'ego. W marskości wątroba reaguje tworze-
niem guzków regeneracyjnych. W badaniu pośmiertnym
guzki te były wyraźnie widoczne. Warto przytoczyć opis
sekcji tułowia i jamy brzusznej:
Jama klatki piersiowej oraz organy w niej zawarte miały
wygląd normalny. W jamie brzusznej znaleziono 8 litrów sza-
robrązowego mętnego płynu. Wątroba o konsystencji skórza-
stej, barwy zielononiebieskiej skurczyła się do połowy swojej
normalnej wielkości. Zarówno na powierzchni, jak i w miąższu
narządu znajdowały się guzki wielkości ziarna fasoli. Światło
wszystkich naczyń było znacznie węższe niż normalnie,
w świetle naczyń nie znaleziono krwi. Woreczek żółciowy za-
wierał płyn koloru ciemnobrązowego oraz dużo żwirowatego
osadu. Śledziona była powiększona więcej niż dwukrotnie, ciem-
na i twarda. Trzustka była również twarda, przewód trzustkowy
miał światło średnicy gęsiego pióra. żołądek i jelita były nad-
miernie wypełnione gazami. Warstwa miąższowa obydwu nerek
miała grubość około jednego cala i była nasiąknięta brązowym,
mętnym płynem. Miąższ nerek bladoczerwony na przecięciu.
W każdym z kielichów nerkowych stwierdzono zwapniałe ska-
mieniałości" kształtu brodawkowatego, wielkości ziarna gro-
chu. Ciało było bardzo wyniszczone i pokryte czarnymi wy-
broczynami.
Najważniejszym faktem stwierdzonym podczas sekcji
była wielkoguzkowa długotrwała marskość wątroby ze
współistniejącym nadciśnieniem układu żyły wrotnej.
W alkoholowej marskości makronodularna forma jest
rzadsza niż mikronodularna, ale również występuje do-
syć często. Brązowy mętny płyn to zainfekowany płyn
przesiękowy (ascites). Zmiany w nerkach były prawdo-
podobnie spowodowane kamicą, obrzękiem miąższowym
i przewlekłym zapaleniem miedniczek nerkowych. We-
dług dzisiejszych norm, sekcji nie można uważać za kom-
pletną, ale mimo to możemy z jej protokołu dowiedzieć
się bardzo wiele o chorobie Beethovena. Duże prawdo-
podobieństwo współistniejącego zapalenia trzustki i hi-
storia nadużywania alkoholu przemawia za alkoholizmem
jako najbardziej prawdopodobną przyczyną choroby kom-
pozytora. Zielone zabarwienie powierzchni wątroby było
wynikiem zastoju żółci, spowodowanym infekcją.
Hipoteza, że choroba Beethovena była spowodowana
przez trzeciorzędową kiłę wątroby, jest zupełnie nieprze-
konywająca. Kiła zwykle powoduje powiększenie wątro-
by z powodu powstawania gumowatych guzów, zwa-
nych kilakami (gummata). Wątroba Beethovena była mała
i skurczona. Marskość na podłożu syfilitycznym jest rzad-
ka i zwykle występuje łącznie z nadużywaniem alkoho-
lu. Przewlekłe aktywne zapalenie wątroby na podłożu
wirusowym lub autoimmunizacji nie jest wykluczone, ale
z drugiej strony nie ma potrzeby wysuwać tego rodzaju
hipotezy, skoro wiadomo, że pacjent nadużywał alkoho-
lu przez 30 lat.
Podobnie jak pogrzeb Chopina, pogrzeb Beethovena
był wydarzeniem publicznym i podobno zgromadził
10 000 osób. Wiedeńczycy darzyli wielkiego kompozyto-
ra ogromnym szacunkiem, znali go jako geniusza i eks-
centryka, i byli ciekawi jego zwyczajów oraz stylu życia.
Na łożu śmierci odwiedziło Beethovena wielu kolegów-
-muzyków i znanych postaci. Sporo osób złożyło hołd
w czasie wystawienia zwłok. Zachowane przekazy mó-
wią nam, że stosunek do śmierci w XIX wieku różnił się
znacznie od naszego. Jest w nich wiele ciekawości, ale
brak roztkliwiania się, nad faktem śmierci przechodzi się
do porządku dziennego, bo przecież wtedy wczesna
śmierć zdarzała się często. Relacja Franza von Hartman-
na jest typowa dla ówczesnego sposobu myślenia:
W dniu 29 marca 1827 przyglądałem się ciału boskiego Beetho-
vena, który zmarł przedwczoraj o 6. wieczór. Już wchodząc do
jego pokoju, który był duży i raczej zaniedbany, wzruszyłem
się widząc go tak opuszczonego... Leżał ciągle w swoim łóżku,
na materacu, przykryty. Czcigodnie wyglądający stary czło-
wiek odkrył go, abym mógł popatrzeć. Zobaczyłem jego wspa-
niałą twarz, której niestety nie było mi dane obejrzeć za życia.
Miał taki wyraz niebiańskiej godności, mimo cierpień, które go
oszpeciły, że nie mogłem się napatrzeć. Wyszedłem, głęboko
wzruszony i dopiero gdy zszedłem na dół, o mało się nie roz-
płakałem, a to dlatego, że nie przyszło mi do głowy, aby po-
prosić starego człowieka, żeby odciął dla mnie pukiel jego wło-
sów.
Ferdynand Sauter, z którym się umówiłem na spotkanie, ale
z którym się rozminąłem, podbiegł do mnie. Powiedziałem mu
o moich planach i wróciliśmy razem na górę. Staruszek jeszcze
raz pokazał nam zwłoki, odkrywając tułów, który podobnie jak
powiększony brzuch zaczął nabierać sinego koloru. Woń roz-
kładu była już bardzo silna. Wręczyliśmy napiwek staruszkowi
i poprosiliśmy o kosmyk włosów z głowy Beethovena. Pokręcił
głową i dał nam znak, żeby milczeć. Ze smutkiem zeszliśmy ze
schodów, kiedy nagle staruszek cicho zawołał na nas, przechy-
lając się przez poręcz. Kazał nam poczekać w bramie, aż wyj-
dzie trzech fircyków, którzy właśnie oglądali martwego boha-
tera... Wyszedł z drzwi i - kładąc palec na usta - wręczył
nam włosy zawinięte w papier i zniknął.
Franz Schubert jako jeden z 36 mężczyzn niósł pochod-
nię w kondukcie pogrzebowym. Ciało Beethovena spo-
czywa dziś na głównym cmentarzu Wiednia, obok grobu
Schuberta i pomnika Mozarta, którego miejsce spoczyn-
ku nie jest znane.
W momencie śmierci Beethoven był u szczytu swoich
możliwości twórczych. Spodziewano się, że jego nowe
oratorium będzie dziełem tak potężnym jak IX Symfonia,
czy Msza D-dur. Choroby kompozytora były dużo cięż-
sze niż wielu z jego biografów podaje. Liczne "nierówno-
ści charakteru", opisane przez Solomona w jego "psycho-
logicznej" biografŹŹ Beethovena, było po prostu wynikiem
ciężkiej, organicznej choroby. Beethoven był samotny,
słaby, często chory i cierpiący; jego życie i twórczość są
symbolem walki, która jest udziałem każdego człowieka.
Beethoven pisał o trudnościach powstawania wielu jego
dzieł: "Prawdziwy artysta nie jest dumny ze swoich osią-
gnięć: z żalem stwierdza, że sztuka nie ma granic. Ze
smutkiem zdaje sobie sprawę, jak dużo dzieli go jeszcze
od celu. Nawet jeżeli zyska sobie uznanie innych, widzi,
że ciągle większy niż on geniusz może zabłysnąć - jak
odległe słońce - daleko przed nim'.
Przyczyny głuchoty Beethovena według hipotez
różnych autorów medycznych biografŹŹ
Potyfusowe zapalenie Weissenbach (1816)
opon mózgowych

Pourazowa czuciowo- Von Frimmel (1880)
-nerwowa etiologia

Kiła:
oponowo-naczyniowa Jacobsohn (1910)
wrodzona Kloz-Forest (1905)
wczesna McCabe (1958)

Otoskleroza Sorsby (1930)
Niedokrwienie Stevens, Hemenway (1970)
Otoskleroza ślimaka Stevens, Hemenway (1970)

Choroba Pageta Naiken (1971)
(osteitis deformans)
Przyczyny jatrogenne Gutt (1970)
Czuciowo-nerwowe Davies (1988)
uszkodzenie przez
autoimmunizację
Przyczyny uszkodzenia wątroby Beethovena wedhzg
hipotez różnych autorów medycznych biografŹŹ
Marskość spowodowana A. Wawruch (1827)
przez alkoholizm S.J. London (1964)
(pogorszona przez niedożywienie) G. B"hme (1981)
F.H. Franken (1986)
A. Neumayr (1987)
Przewlekłe aktywne zapalenie E. Larkin (1971)
wątroby spowodowane Aterman i inni (1982)
autoimmunizacją
Wirusowe zapalenie wątroby M. Piroth (1960)
(hepatitis B)P.C. Adams (1987)
Marskość wątroby o etiologŹŹ. Jacobsohn (1910)
kiłowej E. Newman (1927)
DODATEK I
Testament napisany w Heiligenstadt
Heiligenstadt, 6 października 1802 r.
Moim Braciom Carlowi i [Johannowi) Beethovenowi
O moi bliźni, którzy mnie uważacie albo i opisujecie jako
nieprzyjaznego, opryskliwego, a nawet mizantropa, jakże wiel-
ką mi czynicie krzywdę. Nie znacie bowiem ukrytego powodu,
dla którego takim się Wam wydaję. Już od dziecka serce i du-
szę przepełniała mi czułość i dobroć, zawsze też byłem gotów
nawet do wielkich czynów. Ale pomyślcie tylko, przez ostatnie
sześć lat cierpię na nieuleczalną chorobę, którą pogorszyli nie-
udolni lekarze. Z roku na rok stopniowo pryskały nadzieje na
wyleczenie, i wreszcie muszę spojrzeć w twarz trwałemu ka-
lectwu (którego wyleczenie może trwać lata albo nawet okazać
się niemożliwe). Choć obdarzony namiętnym i żywym tempe-
ramentem, a nawet rozlubowany w rozrywkach życia towa-
rzyskiego, wkrótce musiałem szukać samotności i żyć w od-
osobnieniu. Jeśli czasami wolałem lekceważyć swoją ułomność,
ach, niestety, jakże okrutnie wówczas powściągało mnie tym
żałośniejsze poczucie słabości mego słuchu. Nie mogłem się
jednak zebrać, by powiedzieć ludziom: "Mówcie głośno, krzycz-
cie, bo ja jestem głuchy". Niestety, jakże mógłbym się przyznać
do przytępienia zmysłu, który winienem mieć doskonalej roz-
winięty niż inni ludzie, zmysłu, którym kiedyś władałem do-
skonale, do takiego stopnia doskonałości, jakim w moim zawo-
dzie włada i kiedykolwiek władało niewielu. - Ach, tego zrobić
nie mogę; wybaczcie mi więc, jeśli zobaczycie kiedy, że ucie-
kam od Waszego towarzystwa, którym zwykłem się cieszyć.
Co więcej, cierpię z powodu mego nieszczęścia w dwójnasób
o tyle, o ile prowadzi ono do fałszywych o mnie sądów. Nie
ma dla mnie wytchnienia w towarzystwie ludzi, wykwintnych
rozmów, wzajemnych zwierzeń. Muszę żyć całkiem sam, a za-
kradać się do towarzystwa mogę tylko wtedy, kiedy wymaga
tego konieczność; muszę żyć jak wyrzutek. Jeśli pojawiam się
w towarzystwie, przytłacza mnie palący niepokój, lęk, że ryzy-
kuję, iż ludzie zauważą mój stan. I tego to nauczyło mnie
ostatnie sześć miesięcy, które spędziłem na wsi. Rozsądny le-
karz, radząc, abym oszczędzał słuch, ile to możliwe, do pew-
nego stopnia umocnił mnie w mojej obecnej naturalnej skłon-
ności, choć niekiedy folgowałem instynktownemu pragnieniu
ludzkiego towarzystwa, pozwalałem sobie nawet ulegać poku-
sie szukania go. Ale jakże czułem się upokorzony, jeżeli ktoś
stojący obok mnie słyszał z oddali dźwięk fletu, a ja nie słysza-
łem nic, albo gdy ktoś dosłyszał pieśń pastuszka, a ja znów nic
nie słyszałem. - Takie rzeczy przyprawiają mnie niemal o roz-
pacz; chciałem już położyć kres mojemu życiu i jedyna rzecz,
jaka mnie powstrzymywała, to moja sztuka. Naprawdę bo-
wiem wydawało mi się niemożliwe opuścić ten świat, zanim
stworzę wszystkie dzieła, które czuję, że muszę skomponować;
i tak wlokłem tę nieszczęsną egzystencję - naprawdę nie-
szczęsną, zważywszy, że ciało mam tak wrażliwe, iż każda
dość nagła zmiana może mnie z najlepszego nastroju wtrącić
w najgorszy. Cierpliwość - oto cnota - jak mi mówią - któ-
rą muszę sobie teraz obrać za przewodniczkę; i mam ją teraz;
mam nadzieję, że wytrwam w postanowieniu, aby wytrzymać
do końca, aż nieubłagane Parki zechcą przeciąć moją nić; może
stan mój się poprawi, może nie; w każdym razie nie buntuję
się już - W wieku lat dwudziestu ośmiu musiałem zostać
filozofem, choć to nie było łatwe; jest to bowiem zaprawdę
trudniejsze dla artysty niż dla kogokolwiek innego. Boże
Wszechmogący, który oglądasz tajniki mojej duszy, Ty znasz
moje serce i wiesz, że pełne jest miłości dla ludzi i pragnienia,
by czynić dobro. Och, moi bliźni, kiedy pewnego dnia to prze-
czytacie, pamiętajcie, żeście mnie krzywdzili; i niech jakiś nie-
szczęśnik znajdzie pociechę w myśli, że spotkał innego, równie
nieszczęsnego, który, niezależnie od wszelkich przeszkód na-
rzuconych przez naturę, uczynił jednak wszystko. co w jego
mocy, aby wznieść się w szeregi artystów i istot ludzkich.
A wy, moi bracia Carlu i [Johannie], kiedy umrę, poproście
w moim imieniu profesora Schmidta, jeżeli będzie jeszcze żył,
aby opisał moją chorobę i dodajcie ten spisany dokument do
jego raportu, tak, abym przynajmniej po mojej śmierci mógł
pojednać się ze światem, o ile to możliwe - Jednocześnie
niniejszym wyznaczam was obydwu spadkobiercami mojej
skromnej własności (jeśli mogę ją tak nazwać) - podzielcie ją
sprawiedliwie, żyjcie w zgodzie i pomagajcie sobie wzajem.
Wiecie, że dawno już wybaczyłem wam krzywdę, jaką mi wy-
rządziliście. Jeszcze raz dziękuję, przede wszystkim mojemu
bratu Carlowi, za uczucie, jakie mi okazał w ostatnich latach.
Moim życzeniem jest, abyście mieli lepsze i bardziej beztroskie
życie niż ja miałem. Napominajcie swoje dzieci, aby były cno-
tliwe, jedna bowiem cnota może uczynić człowieka szczęśli-
wym. Pieniądze tego nie potrafią. Mówię z doświadczenia. To
cnota była mi oparciem w nieszczęściu. To dzięki cnocie, a tak-
że sztuce nie skończyłem ze swym życiem przez samobójstwo
- żegnajcie i kochajcie się nawzajem - Dziękuję wszystkim
moim przyjaciołom, a szczególnie Księciu Lichnowsky'emu
i profesorowi Schmidtowi. Chciałbym, aby któryś z Was zacho-
wał instrumenty księcia L[ichnowsky'ego], jeśli nie doprowa-
dzi to do kłótni między wami. Ale gdyby to miało przynieść
większy pożytek, sprzedajcie je po prostu; a jakże będę szczę-
śliwy, jeżeli leżąc w grobie wciąż jeszcze na coś się Wam oby-
dwu przydam. Cóż, to już wszystko. Radośnie idę na spotka-
nie śmierci - gdyby przyszła zanim zdołam rozwinąć cały
mój talent artysty, wówczas, mimo że mój los jest tak ciężki,
przyszłaby jeszcze za rychło, toteż bez wątpienia chciałbym
odsunąć jej przyjście - Choćby nawet i tak, powinienem być
zadowolony, czyż bowiem nie uwolni mnie wówczas od
nieustannego cierpienia? Przybywaj więc, Śmierci, kiedy chcesz,
a z odwagą wyjdę ci naprzeciw - Żegnajcie, a kiedy już umrę,
nie zapominajcie zupełnie o mnie. Zasługuję na to, abyście
mnie wspominali, bo przez całe swoje życie często o Was
myślałem i starałem się uczynić Was szczęśliwymi-
Bądźcie szczęśliwi.
Ludwig van Beethoven

Dla moich Braci Carla i [Johanna]
Do przeczytania i wykonania po mojej śmierci.
Heiligenstadt,10 października 1802 - I tak Was opuszczam
- i, co więcej, dość żałośnie - tak, nadzieję, jaką żywiłem-
nadzieję, jaką tu przywiozłem, na wyleczenie przynajmniej
w pewnej mierze - tę nadzieję muszę teraz zupełnie porzucić.
Tak jak te jesienne liście opadają i więdną, tak samo - zwiędła
dla mnie ta nadzieja. Odjeżdżam stąd - niemal w tym samym
stanie, w jakim przyjechałem - Nawet ta szczytna odwaga,
która często dodawała mi ducha w piękne dni lata - zniknęła
- Ach, Opatrzność - proszę ją o bodaj jeden dzień czystej
radości - Od tak dawna nie rozbrzmiewa we mnie głos praw-
dziwej radości - Kiedy, ach, kiedy, Boże Wszechmogący, będę
mógł owo echo usłyszeć i odczuć w świątyni Natury i w ze-
tknięciu z człowiekiem - Nigdy? - Nie! Byłoby to zbyt strasz-
ne.
DODATEK II
Dokumenty dotyczące stanu zdrowia Beethovena
1. Wyjątki z dwóch listów do Franza Gerharda Wegelera
W listach tych Beethoven opisuje nagłe pogorszenie słuchu
i próby wyleczenia głuchoty przez różnych lekarzy. Wegeler
należał do najbliższego grona przyjaciół kompozytora podczas
jego pobytu w Bonn.
Wiedeń, 29 czerwca 1801
... chcesz może wiedzieć co u mnie słychać; teraz nie jest źle.
Wydawanie moich kompozycji przynosi mi wcale dobre do-
chody i - muszę dodać - że nie mogę nadążyć z wypełnia-
niem wszystkich zamówień. Na każdy utwór mam sześciu,
siedmiu chętnych wydawców, a jeżeli zechcę, to nawet i wię-
cej. Nie targują się ze mną; ja stawiam wymagania, a oni płacą.
Widzisz, jak to przyjemnie...
Jedynie tylko mój zazdrosny demon, moje zdrowie stawia mi
przeszkody. Na przykład, w ciągu ostatnich trzech lat pogor-
szył mi się słuch. Frank chciał przywrócić mnie do zdrowia
przez wzmocnienie lekarstw i poprawić słuch za pomocą olej-
ku migdałowego, ale prosit! nic z tego nie wyszło; a słuch
ciągle się pogarszał. To ciągnęło się do jesieni zeszłego roku;
często wpadałem w rozpacz. Wtedy jeden doktor-idiota prze-
pisał zimne kąpiele, drugi nieco lepszy - zwykłe letnie kąpie-
le w wodzie z Dunaju. Te ostatnie zdziałały cuda, ale nie po-
mogły na głuchotę, która nie ustępowała, albo nawet pogarsza-
ła się. Tej zimy czułem się naprawdę fatalnie, miałem napady
strasznej kolki i właściwie powróciłem do poprzedniego stanu
[przed kuracją]. Zaczekałem więc przez jakieś cztery tygodnie,
a potem poszedłem do Veringa. On zlecił letnie kąpiele w wo-
dzie z Dunaju, a do każdej kąpieli musiałem dodawać bute-
leczkę czegoś mocnego. Poza tym nie przepisał mi żadnego
lekarstwa, aż dopiero około czterech dni temu dał mi pigułki
na żołądek i zioła na uszy. Dzięki temu wszystkiemu czuję się
lepiej i silniejszy, tylko brzęczenie w uszach nie ustaje dniami
i nocami. Mówiąc prawdę, życie moje stało się udręką. Przez
ostatnie dwa lata unikałem towarzystwa, bo nie mogę się prze-
zwyciężyć, aby powiedzieć komuś "jestem głuchy'. Gdybym
miał inny zawód, nie miałoby to takiego znaczenia, ale w moim
zawodzie to jest po prostu straszne. A moi wrogowie, których
mam sporo, co na to powiedzą? Aby Ci uzmysłowić tę nad-
zwyczajną głuchotę, powiem Ci, że w teatrze muszę wychylać
się przez proscenium, aby zrozumieć co się mówi na scenie.
Z oddali nie słyszę wysokich dźwięków instrumentów i gło-
sów. Ponieważ uchodzę za roztargnionego, nic dziwnego, że
w rozmowie wiele osób tego nie dostrzega, bowiem kładą to
na karb tego roztargnienia. Często nie słyszę prawie nic co się
do mnie mówi; dźwięki tak, ale nie słowa, a gdy ktoś krzyczy,
staje się to nie do zniesienia. Jak to się wszystko skończy, Bóg
tylko wie! Vering twierdzi, że z pewnością nastąpi poprawa,
ale prawdopodobnie nie zupełne wyleczenie.
16 listopada [1801]
Mój drogi Wegelerze!
Dziękuję Ci za ostatni dowód Twej troski o moją osobę, tym
bardziej, że prawie wcale na to nie zasłużyłem. Chciałeś wie-
dzieć jak się czuję, czym się leczę - aczkolwiek niechętnie na
ten temat mówię, przed Tobą nie mam tajemnic. Przez kilka
ostatnich tygodni Vering zaordynował bezustanne zakładanie
plastrów-wezykatorŹŹ na obydwa ramiona. Jak wiesz, składni-
kiem ich jest kora pewnego drzewa. Kuracja ta jest wysoce
nieprzyjemna - dopóki plaster nie zadziała, nie mogę przez
okres jednego dnia używać rąk, nie mówiąc już o bólu. Nie
mogę, co prawda, zaprzeczyć, że brzęczenie, od którego cała
moja głuchota się rozpoczęła, zmniejszyło się nieznacznie, szcze-
gólnie w lewym uchu. Sam słuch jednak nie poprawił się ani
trochę; nie wiem nawet, czy nie nastąpiło pewne pogorszenie.
Szczególnie po kilkakrotnych kąpielach w letniej wodzie czuję
się względnie dobrze przez 8 albo 10 dni. Rzadko biorę coś na
wzmocnienie żołądka; teraz, zgodnie z Twoją radą, stosuję zioła.
Vering nie chce słyszeć o kąpielach natryskowych, ale muszę
powiedzieć, że zraziłem się do niego. Wykazuje zbyt mało
wyrozumiałości i opieki jak na taką chorobę. Gdyby nie to, że
poszedłem do niego, co wymagało ode mnie dużego wysiłku,
powinienem był trzymać się od niego z daleka. Co sądzisz
o Schmidcie? Nie lubię zmieniać [lekarzy], ale Vering wydaje
mi się za bardzo praktykiem, aby móc absorbować wiedzę książ-
kową. Schmidt wydaje mi się zupełnie innym człowiekiem
i może nie będzie tak opieszały. Opowiadają cuda o galwaniz-
mie, co Ty na to? Jeden z lekarzy opowiadał mi o głuchonie-
mym dziecku w Berlinie, które odzyskało słuch, również
o mężczyźnie, głuchym od siedmiu lat. Właśnie słyszałem, że
Schmidt eksperymentuje'3...

2. Streszczenie historŹŹ choroby Beethovena przez Andreasa
Wawrucha
Ludwig van Beethoven podaje, że od najwcześniejszego dzie-
ciństwa cieszył się mocną i dobrą kondycją fizyczną, zaharto-
waną przez wiele niedostatków, której nawet najcięższa praca
w jego ulubionym zawodzie i nieprzerwana dogłębna nauka
nie były w stanie w najmniejszym stopniu osłabić. Samotność
i cisza nocna najbardziej sprzyjały jego wspaniałemu talento-
wi. Z tego powodu zwykle pisał po północy, zwykle do godzi-
ny trzeciej. Do odnowienia sił potrzebował tylko krótkiego,
cztero- pięciogodzinnego snu. Po śniadaniu zasiadał znów do
swego biurka, aby pracować do drugiej po południu.
Gdy dobiegł trzydziestego roku życia, zaczął cierpieć na he-
moroidy i skarżyć się na uciążliwe hałasy i brzęczenie w oby-
dwu uszach. Niedługo potem jego słuch zaczął się pogarszać
i mimo początkowych remisji, trwających po kilka miesięcy,
wystąpiła całkowita głuchota. Sztuka lekarska była bezsilna.
Mniej więcej w tym samym czasie Beethoven zauważył zabu-
rzenia trawienne; po utracie apetytu następowała niestrawność,
dokuczliwe odbijanie oraz na przemian następujące uporczy-
we zatwardzenie i biegunka.
Nie przyzwyczajony do stosowania się do zaleceń lekarzy,
rozsmakował się w napojach alkoholowych, aby pobudzić
zmniejszającą się [sic] utratę apetytu i wzmocnić słaby żołądek;
nadużywał mocnego ponczu i lodowatych napojów oraz dłu-
gich, męczących pieszych wycieczek. To właśnie spowodowało,
że tylko o włos uniknął śmierci siedem lat wcześniej. Wtedy to
rozwinęło się ciężkie zapalenie przewodu pokarmowego, które
wprawdzie ustąpiło po leczeniu, ale później często powodowa-
ło bóle brzucha, bolesne kolki i - przynajmniej częściowo-
było odpowiedzialne za wywiązanie się śmiertelnej choroby.
Późną jesienią ubiegłego roku [1826), Beethoven chciał ko-
niecznie - biorąc pod uwagę niepewny stan zdrowia - udać
się na wieś, dla jego podreperowania. Ponieważ, ze względu
na swą głuchotę, skrzętnie unikał towarzystwa, pozostawał
zdany tylko na siebie, w najbardziej niekorzystnych warun-
kach, przez okres wielu dni, a nawet tygodni. Często z godną
podziwu wytrzymałością komponował na pagórku leśnym,
a po skończeniu pracy, wciąż pogrążony w myślach, nierzadko
spacerował całymi godzinami w najbardziej niegościnnych
okolicach, ignorując zmiany temperatury, a często wędrując
wśród zamieci śnieżnej. Jego stopy, które od czasu do czasu
puchły, teraz obrzękły poważnie, a ponieważ (jak twierdził)
musiał obywać się bez komfortu i pokrzepienia; choroba jego
wkrótce przybrała poważny obrót.
Zastraszony niewesołą perspektywą, że w niedalekiej a po-
nurej przyszłości może znaleźć się na wsi bez pomocy, o ile
wywiąże się choroba, tęsknił do powrotu do Wiednia i - jak
się sam żartobliwie wyraził - aby dostać się do domu, użył
najpodlejszego wehikułu, godnego samego czarta - wozu mle-
czarza.
Grudzień był surowy, mokry, zimny i mroźny. Ubranie Bee-
thovena w najmniejszym stopniu nie nadawało się na podróż
w tej nieprzyjemnej porze roku, lecz on był ponaglany we-
wnętrznym niepokojem, złowrogim przeczuciem nieszczęścia.
Musiał zatrzymać się na noc w wioskowej gospodzie, gdzie
poza schronieniem pod podłym dachem, dostał jedynie nie
ogrzewany pokój bez zimowych okien. Około północy odczuł
dreszcze i gorączkę oraz towarzyszące jej pragnienie i ból
w boku. Gdy temperatura podniosła się, wypił kilka litrów lo-
dowatej wody i, bezradny, w okropnym stanie, doczekał pierw-
szych promieni świtu. Słaby i chory, wsiadł do otwartego wozu
i - ostatecznie - dotarł do Wiednia wyczerpany i zdenerwo-
wany.
Dopiero na trzeci dzień wezwano mnie do chorego. Stwier-
dziłem u Beethovena poważne objawy zapalenia płuc; twarz
miał rozpaloną, odpluwał krwią, dusił się przy oddychaniu,
a dojmujący ból w boku pozwalał mu tylko na leżenie w mę-
czącej pozycji na plecach. Upragnione polepszenie przyniosło
zastosowanie surowo przestrzeganego leczenia środkami prze-
ciwzapalnymi; na szczęście natura zwyciężyła i kryzys, który
nadszedł, uwolnił go od wydawałoby się nieuchronnego nie-
bezpieczeństwa śmierci; na piąty dzień był w stanie usiąść
i opowiedzieć mi z głębokim wzruszeniem całą historię nie-
szczęść, które wycierpiał. Na siódmy dzień czuł się na tyle
dobrze, że mógł wstać, chodzić, pisać i czytać.
Ósmy dzień jednakże przyniósł mi niemałe zaniepokojenie.
Podczas mojej porannej wizyty był bardzo zdenerwowany;
pojawiła się żółtaczka na całym ciele; w nocy o mało nie umarł
z powodu strasznego napadu wymiotów i biegunki. Zdener-
wowanie z powodu nie zasłużonego cierpienia wywołało
wybuch gniewu. Trząsł się, skręcając z bólu, który szalał w je-
go wątrobie i jelitach; stopy, dotąd tylko lekko obrzękłe, były
teraz opuchnięte w dużym stopniu.
Od tego momentu wywiązał się obrzęk, ilość wydalin zmniej-
szyła się, na wątrobie można było bez wątpliwości stwierdzić
obecność guzkowatych stwardnień; żółtaczka pogarszała się.
Przyjaciołom udało się go wkrótce udobruchać, Beethoven się
uspokoił i zapomniał o wszystkim. Pogorszenie jednak postę-
powało naprzód wielkimi krokami. W trzecim tygodniu rozpo-
częły się nocne ataki duszności, olbrzymia ilość nagromadzo-
nego płynu domagała się natychmiastowego upuszczenia. Po-
czułem się zmuszony zlecić punkcję otrzewnową, aby zapobiec
niebezpieczeństwu nagłego pęknięcia. Po kilku chwilach po-
ważnego zastanowienia Beethoven zgodził się na zabieg, tym
bardziej, że Ritter von Staudenheim, który został wezwany do
konsultacji, również zalecał ten zabieg jako niezwykle koniecz-
ny. Pierwszy chirurg Szpitala Ogólnego, Mag. Chir. pan Seibert,
dokonał punkcji ze swą zwykłą wprawą. Beethoven, kiedy
zobaczył wytryskujący płyn, wykrzyknął, że przypomina mu
to Mojżesza, który uderzył laską w skałę i spowodował wytry-
śnięcie wody. Ulga była prawie natychmiastowa. Płyn ważył
25 funtów, a tego, co wypłynęło później, musiało być pięcio-
' krotnie więcej.
Nieuwaga przy opatrywaniu rany w nocy, prawdopodobnie
spowodowana chęcią szybkiego usunięcia nagromadzonego
płynu, prawie że zakończyła radość z powodu poprawy stanu
Beethovena. Wywiązało się gwałtowne przyranne zapalenie,
; które wykazywało objawy rozpoczynającej się gangreny, lecz gdy
z największą starannością utrzymywano zaognione miej-
sca w suchym stanie, niebezpieczeństwo wkrótce minęło. Całe
szczęście, że trzy następne zabiegi udało się wykonać bez
najmniejszych trudności. Beethoven doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że punkcje były tylko zabiegami paliatywnymi
, i pogodził się z myślą, że płyn będzie się znowu gromadził,
tym bardziej, że zimna i deszczowa pora zimowa sprzyjała
I powrotowi obrzęków i mogła tylko współdziałać z pierwotny-
mi przyczynami jego choroby - przewlekłą niedomogą wątro-
by oraz organiczną chorobą narządów jamy brzusznej.
Z niezrozumiałych powodów Beethoven nawet po udanych
zabiegach nie mógł przyjmować żadnych lekarstw, z wyjąt-
kiem łagodnych środków rozwalniających. Apetyt zmniejszał
się z dnia na dzień, a także siły nie mogły się nie zmniejszać,
choćby z powodu powtarzającej się utraty soków życiowych
[autor ma na myśli utratę białka w płynie przesiękowym-
przyp. tłum.]. Dr Malfatti, który od tego czasu pomagał mi
swoją radą, był wieloletnim przyjacielem Beethovena i znając
jego skłonność do napojów alkoholowych wpadł na myśl, aby
choremu podawać poncz z lodem. Muszę przyznać, że środek
ten działał znakomicie, przynajmniej przez kilka dni. Beetho-
ven poczuł się tak odświeżony lodowatym alkoholem, że po
raz pierwszy spał przez całą noc, a następnie zaczął się mocno
pocić. Ożywił się i często żartował, a nawet marzył o dokoń-
czeniu oratorium Saul i Dawid, które był rozpoczął.
Ale, jak to było do przewidzenia, jego radość trwała krótko.
Zaczął nadużywać lekarstwa i pił poncz bez ograniczenia.
Wkrótce napój alkoholowy spowodował gwałtowny napływ
krwi do głowy, Beethoven popadał w stan śpiączki, rzęził, od-
dychał jak człowiek mocno pijany, mówił bez sensu, a do tego
doszedł zapalny ból szyi, z wynikającym z tego ochrypłym
głosem, a nawet całkowitą utratą głosu. Zaczął się rzucać i wtedy,
ponieważ wystąpiły również kolka i biegunka jako następstwa
zaziębienia jelit, był najwyższy czas, aby pozbawić go tego
cennego środka podniecającego.
W takich okolicznościach, przy szybko postępującym wy-
niszczeniu i widocznym osłabieniu sił życiowych, mijał sty-
czeń, luty i marzec. Beethoven w ponurej godzinie przeczucia
przewidział swój koniec po czwartej punkcji - i nie mylił się.
Już nie udawało się go pocieszyć. Gdy obiecywałem mu, że
przy nadchodzącej wiosennej pogodzie będzie cierpiał mniej,
odpowiedział z uśmiechem: "Zakończyłem już moje dzieło; jeżeli
jakiś lekarz może mi jeszcze pomóc, będzie się nazywał (i tu
przeszedł na angielski) wonderful". Ten smutny cytat z Mesjasza
H"ndla wstrząsnął mną do głębi duszy; z głębokim wzrusze-
niem musiałem przyznać, że miał rację.
I tak przybliżał się ten złowieszczy dzień. Mój szlachetny,
a czasem ciężki obowiązek zawodu lekarza rozkazywał mi,
abym zwrócił uwagę mojego cierpiącego przyjaciela, że nad-
chodzi moment, ażeby ten mógł wywiązać się ze swych oby-
watelskich i religijnych obowiązków. W najbardziej delikatny
sposób wyraziłem tę przestrogę na papierze (a był to zwykły
sposób, jakim porozumiewaliśmy się). Beethoven wolno, z roz-
mysłem i z nieopisanym opanowaniem, czytał co napisałem;
twarz mu się zmieniła. Następnie w serdeczny i poważny
sposób podał mi rękę i powiedział: "proszę kazać posłać po
jego wielebność pastora". Potem zamilkł, zamyślił się i powie-
dział w przyjazny sposób: "wkrótce zobaczę Pana znowu".
Niedługo potem Beethoven zajął się sprawami religŹŹ z poboż-
ną rezygnacją osoby, która z ufnością oczekuje wieczności.
Po kilku godzinach stracił przytomność, wpadł w śpiączkę,
zaczął rzęzić. Następnego ranka wszystko wskazywało na ry-
chły koniec. Dzień 26 marca był burzliwy i pochmurny. Około
godziny szóstej pod wieczór, kiedy zaczął padać śnieg, grzmia-
ło i błyskało się - Beethoven zmarł. Czy wieszcz rzymski,
widząc takie wzburzenie żywiołów, miałby jakieś wątpliwości
co do jego apoteozy?
DODATEK III
Hipoteza Antona Neumayra na temat etiologŹŹ zaburzeń
jelitowych Beethovena
Również Anton Neumayr wyklucza zespół podrażnienia je-
lit, natomiast wysuwa hipotezę, że powodem dolegliwości żo-
łądkowych Beethovena była choroba Crohna, opisana po raz
pierwszy w roku 1932 przez Burrila B. Crohna. Jest to zapale-
nie jelita cienkiego, zwykle obejmujące ostatni jego odcinek
(ok. 30 cm). Błona śluzowa jelita w miejscach zaatakowanych
jest zmieniona zapalnie w różnym stopniu - od powierzchow-
nego zapalenia, do głębokich owrzodzeń i przetok. Często wy-
stępuje także uszkodzenie (erozja) błony śluzowej okolicy od-
bytu, co może powodować krwawienia, czasem mylnie rozpo-
znawane jako hemoroidy. Etiologia choroby Crohna nie jest
znana. Wszystkie charakterystyczne objawy tej choroby znaj-
dujemy w opisach kolki jelitowej Beethovena, na którą cierpiał
od roku 1801. Kolka była połączona z biegunką, odwodnie-
niem i gorączką. U pacjentów występuje skłonność do tworze-
nia kamieni nerkowych. Inną komplikacją jest zapalenie spo-
jówki i tęczówki z bolesną reakcją na światło. Również i te
objawy występowały u Beethovena, łącznie z dwukrotnym
epizodem choroby oczu. Objawy choroby Crohna mogą po-
wracać w nieregularnych odstępach czasu, często towarzysząc
epizodom psychologicznego stresu. Opis sekcji zwłok Beetho-
vena nie wspomina jednak o charakterystycznych dla choroby
Crohna, zmianach na błonie śluzowej jelita. Głównym powo-
dem, że choroba została opisana dopiero w roku 1932 był fakt,
iż zmiany w jelitach są zlokalizowane na stosunkowo małej
przestrzeni i łatwe do przeoczenia. Choroba Crohna rzadko
tylko jest powodem śmierci, a więc na sekcji widoczne są zwykle
inne - bardziej rzucające się w oczy - zmiany patologiczne.
Zmiany w jelitach można znaleźć, gdy przeprowadzający sek-
cję przetnie jelita na całej ich długości i dokładnie obejrzy we-
wnętrzną ścianę, spłukując treść jelita strumieniem wody. Sek-
cji zwłok Beethovena dokonywano w jego mieszkaniu; prze-
prowadzający sekcję doktor Wagner nie dysponował bieżącą
wodą i nie miał możliwości, a także nie widział potrzeby do-
kładnych oględzin błony śluzowej jelita na całej ich długości.
Zatem fakt, że na sekcji nie zauważono zmian zapalnych ślu-
zówki jelit nie wyklucza możliwości, że Beethoven cierpiał na
chorobę Crohna [przyp. tłum.].


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O Shea Muzyka i medycyna SCHUBERT
O Shea Muzyka i medycyna MAHLER
O Shea Muzyka i medycyna ?CH
O Shea Muzyka i medycyna ROSSINI
O Shea Muzyka i medycyna GRIEG
O Shea Muzyka i medycyna ?RTUK
O Shea Muzyka i medycyna SPIS
O Shea Muzyka i medycyna ?LIUS
O Shea Muzyka i medycyna RAVEL
O Shea Muzyka i medycyna PAGANINI
O Shea Muzyka i medycyna MENDELSS
O Shea Muzyka i medycyna 0PROLOG
O Shea Muzyka i medycyna MOZART
O Shea Muzyka i medycyna 1HISTORI
O Shea Muzyka i medycyna GRAINGER
O Shea Muzyka i medycyna SCHUMANN
O Shea Muzyka i medycyna CHOPIN
O Shea Muzyka i medycyna WEBER
O Shea Muzyka i medycyna INNI

więcej podobnych podstron