O'Shea Muzyka i medycyna INNI



Inni kompozytorzy
i ich choroby
GEORGES BIZET (1838-1875)
Zmarł w 36. roku życia. Przez całe życie cierpiał na
różne choroby, głównie paciorkowcowe zapalenie gar-
dła; skarżył się również na duszność i palpitacje serca po
u,c
wysiłku, co sugeruje uszkodzenie zastawek serca w prze-
biegu choroby reumatycznej. W chwili śmierci miał duży
ropień pozagardłowy i zaostrzenie przewlekłego procesu
reumatycznego.
ALEKSANDER BORODIN (1833-1887)
Zmarł na zawał mięśnia sercowego na galowym balu
w St. Petersburgu, mając 53 lata. Borodin był z wykształ-
cenia lekarzem, a ponadto znanym uczonym chemikiem'.
JOHANNES BRAHMS (1833-1897)
Zmarł na raka wątroby. Dziś nie można ustalić, czy był
, to pierwotny czy wtórny rak wątroby. Bliskim przyjacie-
lem Brahmsa był sławny chirurg Theodor Billrothz.
BENJAMIN BRITTEN (1913-1976)
Podczas chirurgicznego zabiegu na zastawce serca
doszło do udaru (wylewu krwi do mózgu). Przez jakiś
czas po tym incydencie miał trudności z mówieniem, ale
stopniowo odzyskał mowę. Z powodu bólu i utrudnio-
nych ruchów barku oraz ramienia miał trudności z pisa-
niem nut. Była to jedyna pozostałość po udarze. Jego
aktywność fizyczna była bardzo ograniczona na skutek
dusznicy bolesnej (angina pectoris) i poważnej niedomogi
serca, która stała się przyczyną jego śmierci w 1976 roku.
CLAUDE DEBUSSY (1862-1918)
Zmarł na raka kiszki grubej (odbytnicy), który rozpo-
znano w roku 1909.
MODEST MUSORGSKI (1839-1881)
Był oficerem armŹŹ carskiej i urzędnikiem państwowym;
zrujnował swą karierę z powodu alkoholizmu. Zmarł na
delirium tremens (ostre majaczenie alkoholowe).
SIERGIEJ RACHMANINOW (1873-1943)
Cierpiał na okresy ciężkiej depresji, która zagrażała jego
karierze. Wdzięczny swemu psychiatrze, zadedykował
mu swój III Koncert fortepianowy. Rachmaninow zmarł
w Beverly Hills (Kalifornia). Chorował na czerniaka zło-
śliwego (melanoma malignum, złośliwy nowotwór skóry,
z przerzutami do wątroby, płuc i mózgu).
Ostatnio dyskutowano zagadnienie, czy u Rachmani-
nowa wystąpił zespół Marfana. Jest to choroba tkanki
łącznej; cierpiący na nią pacjenci są wysocy, mają nie-
zwykle ruchome stawy dłoni, a także skłonność do krót-
kowzroczności i bólu pleców. Rachmaninow mierzył 180
cm wzrostu i mógł z łatwością objąć duodecymę na kla-
wiaturze. Niektóre z jego kompozycji, a szczególnie po-
czątek III111 Koncertu fortepianowego, wymagają olbrzymiej
rozpiętości ręki. Young bardzo przekonywająco przedsta-
wił tę intrygującą hipotezę; konieczne są jednak dalsze
badania, aby ją potwierdzić.
DYMITR SZOSTAKOWICZ (1906-1975)
Zmarł na chorobę motorycznych komórek nerwowych,
zwaną stwardnieniem zanikowym bocznym (amyotrophi-
cal lateral sclerosis).
ALEKSANDER SKRIABIN (1872-1915)
Kolega Rachmaninowa z Konserwatorium Moskiewskie-
go z 1888 roku, już w studenckich latach nadużywał
alkoholu. Zmarł na skutek wrzodu górnej wargi (praw-
dopodobnie infekcja przeniosła się do zatok żylnych
opony twardej, powodując zakrzepy, lub też uogólniła
się wywołując posocznicę (zakażenie krwi).
RELACJA HECTORA BERLIOZA
Z OKRESU JEGO STUDIÓW MEDYCZNYCH
Hector Berlioz przybył do Paryża wraz ze swym przyja-
cielem, Alphonse Robertem, w roku 1822, aby studiować
medycynę, namówiony przez swego ojca, który był leka-
rzem. Berlioz zamieszkał przy rue St-Jacques pod nume-
rem 104 w Dzielnicy Łacińskiej. Dość spore sumy otrzy-
mywane od ojca przeznaczał na naukę muzyki. Bardzo
szybko porzucił medycynę. Berlioz tak opisuje początki
swoich studiów medycznych (należy pamiętać, że w tym
czasie nie stosowano jeszcze formaliny do konserwacji
zwłok używanych w prosektoriach studenckich):
Kiedy przybyłem do Paryża w roku 1822 wraz z moim ko-
legą Alphonse Robertem, poświęCiłem się bez reszty nauce,
która miała mnie przygotować do narzuconej mi kariery i lojal-
nie starałem się dochować przyrzeczenia, jakie dałem ojcu przed
odjazdem. Wkrótce zostałem wystawiony na dosyć drastyczną
próbę, gdy Robert pewnego poranka oznajmił, że właśnie za-
kupił ,przedmiot" (zwłoki), i zabrał mnie po raz pierwszy do
prosektorium szpitala Hospice de la Piti. Na widok tej okrop-
nej kostnicy - fragmentów kończyn, wyszczerzonych twarzy,
otwartych czaszek, krwawego błota na podłodze, okropnego
smrodu, chmary wróbli walczących o kawałki płuc, szczurów
ogryzających w kącie krwawe części kręgów - na widok tego
wszystkiego poczułem takie obrzydzenie, że wyskoczyłem przez
okno prosektorium i uciekałem do domu ile sił w nogach, jak-
by sama Śmierć ze swymi pomocnikami deptała mi po piętach.
Szok po tym pierwszym wrażeniu trwał 24 godziny. Nie chcia-
łem więcej słyszeć o anatomŹŹ, prosektorium i medycynie,
obmyślałem zaś tylko setki różnych niedorzecznych sposobów
uwolnienia się od mego okropnego przeznaczenia.
Robert na próżno wysilał się, aby mnie przekonać, namawiał
do pokonania obrzydzenia i tłumaczył absurdalność moich pla-
nów. W końcu udało mu się wymóc przyrzeczenie, że spróbuję
jeszcze raz. Po raz drugi poszliśmy razem do szpitala i weszli do
domu umarłych. Dziwne! To wszystko, co poprzednio wydawa-
ło mi się okropne i napełniało mnie takim obrzydzeniem, teraz
nie robiło na mnie najmniejszego wrażenia. Nie czułem nic, poza
lekkim niesmakiem. Mogłem iść w zawody z najbardziej zahar-
towanymi studentami. Kryzys minął. Stwierdziłem, że właści-
wie to całkiem przyjemnie grzebać w klatce piersiowej biednego
umrzyka i rzucać uskrzydlonej zgrai zamieszkującej to wspania-
łe miejsce ich porcję płucek. "Hallo!" - zawołał Robert śmiejąc
się głośno - ,widzę, że się cywilizujesz i dbasz o ptactwo nie-
bieskie, aby dostało swą porcję powszedniego chleba". "Niech
wszelkie stworzenie pozna moją hojność" - odpowiedziałem,
rzucając zakrwawioną łopatkę wielkiemu szczurowi, który pa-
trzył na mnie wygłodzonym wzrokiem.
Taki był początek mojego kursu anatomŹŹ. Kontynuowałem go,
bez entuzjazmu, ze stoicką rezygnacją. Instynktownie wyczułem
pokrewieństwo z moim nauczycielem, profesorem Amussat, który
pałał tak wielką miłością do anatomŹŹ, jak ja do muzyki. Był on
artystą anatomŹŹ. Dziś jego nazwisko znane jest w całej Europie
jako śmiałego innowatora chirurgŹŹ, a jego odkrycia wzbudzają
podziw i zawiść w świecie akademickim. Dwudziestoczterogo-
dzinny dzień pracy to jeszcze za mało dla tego marzyciela i choć
widać po nim skutki tak wyczerpującego trybu życia, nic nie jest
w stanie osłabić jego determinacji do kontynuowania swych nie-
bezpiecznych badań aż do końca. Już na pierwszy rzut oka wi-
dać, że jest geniuszem. Spotykam się z nim CZęsto, jestem bo-
wiem jego wielbicielem.
Wkrótce okazało się, że studia mają także inne dobre strony.
Wykłady Thnarda z fizyki, Gay-Lussaca z chemŹŹ w Jardin des
Plantes, kurs literatury Andrieux, który swym wyrafinowanym
humorem potrafił podbić całą salę - wszystko to po prostu za-
chwycało mnie; dzięki temu oddawałem się moim studiom
z coraz większym zainteresowaniem. Byłem na najlepszej dro-
dze do zostania jeszcze jednym studentem, którego przeznacze-
niem jest dodanie jeszcze jednego nic nie znaczącego nazwiska
do opłakanego katalogu okropnych lekarzy, gdy-pewnego wie-
czoru - poszedłem do Opery. Dawano właśnie Danaidy Saliere-
go. Świetność i pompa spektaklu, bogactwo dźwięku chóru i or-
kiestry... wprawiło mnie w takie podniecenie i wzburzenie, że
nawet nie będę próbował tego opisać... Tej nocy prawie nie spa-
łem, co następnego ranka odbiło się na moim prosektorium.
Nuciłem arię Danais łaskawe wyroki losu, piłując czaszkę mojego
nieboszczyka, a gdy śpiewałem Zstąp w pierś nimfy wodnej, za-
miast zaglądać do rozdziału o tkance nerwowej w podręczniku
Bichata, zniecierpliwiony Robert zauważył: "Przecież w ten spo-
sób zupełnie nie posuwamy się naprzód, za trzy dni nasz tru-
posz będzie do niczego,18 franków wyrzucone przez okno-
zachowuj się rozsądnie!", odpowiedziałem hymnem do Neme-
zis O bogini nienasycona kRWią. Wtedy Robert wypuścił skalpel
z dłoni...
Pomimo tych wszystkich przeszkód i mimo wielu godzin sPę-
dzonych na wieczoRNych rozmyślaniach nad smuTNym konflik-
tem między moimi studiami a zamiłowaniami, jeszcze przez ja-
kiś czas pędziłem to podwójne życie, bez większego pożytku dla
studiów lekarskich i bez możliwości poszerzenia moich nader
szczupłych wiadomości o muzyce. Dałem przecież słowo i stara-
łem się go dotrzymać. Ale kiedy dowiedziałem się, że biblioteka
Konserwatorium z jej bogactwem nut jest dostępna dla publicz-
ności, moje pragnienie zagłębienia się w dzieła Glucka, do któ-
rych czułem instynktowną pasję, ale których wtedy w Operze
nie wykonywano - przeważyło. jak już raz wszedłem w to sank-
tuarium, nigdy z niego nie wyszedłem. Był to wyrok śmierci na
moje studia medyczne. Prosektorium poszło w zapomnienie".


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O Shea Muzyka i medycyna SCHUBERT
O Shea Muzyka i medycyna MAHLER
O Shea Muzyka i medycyna ?CH
O Shea Muzyka i medycyna ROSSINI
O Shea Muzyka i medycyna GRIEG
O Shea Muzyka i medycyna ?RTUK
O Shea Muzyka i medycyna SPIS
O Shea Muzyka i medycyna ?LIUS
O Shea Muzyka i medycyna RAVEL
O Shea Muzyka i medycyna PAGANINI
O Shea Muzyka i medycyna MENDELSS
O Shea Muzyka i medycyna 0PROLOG
O Shea Muzyka i medycyna MOZART
O Shea Muzyka i medycyna 1HISTORI
O Shea Muzyka i medycyna GRAINGER
O Shea Muzyka i medycyna SCHUMANN
O Shea Muzyka i medycyna CHOPIN
O Shea Muzyka i medycyna WEBER
O Shea Muzyka i medycyna ?ETHOVE

więcej podobnych podstron