Niech Rosjanie się tłumaczą
Nasz Dziennik, 2011-02-21
Z
mec. Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem Ewy Błasik, żony dowódcy
Sił Powietrznych RP gen. Andrzeja Błasika, który zginął w
katastrofie pod Smoleńskiem, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Jak
odebrał Pan oświadczenie Aleksieja Morozowa, przewodniczącego
Komisji Technicznej MAK, uzasadniające pozostawienie na jej stronach
części dokumentacji sekcyjnej gen. Andrzeja Błasika?
-
Trudno zrozumieć, jakimi kryteriami czy metodami cenzurowania
kierowali się Rosjanie, usuwając pewne fragmenty opisu sekcji zwłok
gen. Błasika. Ale istotne jest to, że najważniejsza część tego
tekstu została z ekspertyzy usunięta. To prawda - zostały pewne
fragmenty, ale tych najbardziej drastycznych już nie ma. Nie
liczyłem na przykład na to, że uda się nam usunąć informacje na
temat zawartości alkoholu we krwi generała, bo to już jest osobna
kwestia. Prosiliśmy o usunięcie ze stron MAK tej ekspertyzy i choć
Rosjanie zrealizowali naszą prośbę w połowie, to uważam, że
jest to nasz, może niepełny, ale sukces, bo udało się tę opinię
ocenzurować.
Informacja
o 0,6 promila alkoholu etylowego we krwi gen. Błasika jednak
została.
-
To już jest wynik zaniedbania rządu polskiego czy ewentualnie tych
osób z Polski, które współpracowały z MAK. Wtedy można było
tego żądać, teraz raport MAK jest już opublikowany i usuwać z
niego pewne rzeczy jest trudniej. Wraz z panią Ewą Błasik
podnosiliśmy naruszenie postanowień załącznika 13 konwencji
chicagowskiej i upowszechnienie ekspertyzy sądowo-medycznej z sekcji
zwłok jej męża, która podłączona została pod ten raport. To
częściowo udało się osiągnąć.
Sądzi
Pan, że można by było więcej zdziałać, gdyby dysponował Pan
wsparciem ze strony polskiego rządu?
-
To prawda. Przypomnę, że miesiąc temu kierowaliśmy w tej sprawie
list do pana premiera Tuska, lecz nie raczył odpowiedzieć w żaden
sposób na naszą prośbę. Jak widać, nie podjął żadnej
interwencji w tym zakresie, skoro dopiero po naszym liście MAK
wykonał pierwszy ruch. Z pewnością, gdybym miał poparcie
polskiego rządu, ze stron MAK zniknąłby cały opis z sekcji
generała, a nie tylko jego fragmenty. W tej chwili uważam, że
dalszych kroków w tym zakresie nie należy już raczej podejmować.
Nie zależy nam bowiem na tym, by opisem stanu zwłok generała
zainteresowało się więcej osób i pamięć o panu generale była
szargana. Było naruszenie prawa, bo opublikowane były informacje,
które nie powinny być powszechnie dostępne, ale po naszej
interwencji uznano, że tak być nie powinno. Usunięto je i wolałbym
na tym poprzestać. To też jest dowód na to, że jeżeli się
stanowczo żąda czegoś od strony rosyjskiej, jeżeli nie boi się
bronić swoich praw, to można osiągnąć sukces. Jest to wskazówka
dla tych, którzy podejmują decyzje w ważnych kwestiach dotyczących
katastrofy smoleńskiej.
MAK
to potężna instytucja. To jednak zaskakujące, że z jednej strony
zignorowała wnioski komisji Millera, a błyskawicznie zareagowała
na Pana list. Morozow tłumaczył się z zamieszczenia ekspertyzy.
-
Mogłoby tak być nie tylko w przypadku tej ekspertyzy medycznej, ale
również raportu MAK. Gdyby strona polska na początku, od 10
kwietnia 2010 roku, miała bardziej stanowcze żądania, była pewna
swoich racji, to byśmy więcej osiągnęli. Wracając jednak do
sprawy ekspertyzy medycznej dotyczącej gen. Błasika. Proszę
zauważyć, że niezależnie od usunięcia z niej części
informacji, również tego samego dnia ukazał się w prasie
rosyjskiej dość szkalujący panią Ewę Błasik artykuł, bardzo
dla nas przykry. Jego autorzy odwoływali się do postawy polskiego
rządu, który nie zareagował na naszą prośbę o pomoc. Konkluzja
jest w nim taka, że po co MAK miałby reagować, skoro nawet polski
rząd sprawą się nie zajął.
Można powiedzieć, że była to
walka Dawida z Goliatem, bez żadnego wsparcia ze strony polskiego
rządu. Mówię to jako adwokat, który wielokrotnie w swojej
praktyce spotyka się z arogancją czy butą władzy i pomijaniem
przez nią praw, interesów obywatela i nieinteresowaniem się nimi.
To klasyczny przykład tego, że choć można coś zrobić, to
administracja państwowa pozostaje bezczynna, nie chce reagować.
Przykre jest to, że bardziej skutecznie reaguje MAK, bo udziela
jakichś odpowiedzi, a premier Polski milczy. Nie liczyliśmy na to,
że napisze do nas jakieś oświadczenie, ale nie raczył nawet
skontaktować się z nami i powiedzieć, jakie kroki podejmie, żeby
tę sytuację wyjaśnić, a jeżeli nie podejmie, to dlaczego.
Morozow
zaznaczył, że publikacja ekspertyzy nie naruszała załącznika 13
konwencji chicagowskiej.
-
Moim zdaniem, zamieszczenie tej ekspertyzy na stronach MAK było
naruszeniem zapisów konwencji chicagowskiej. To widać również po
decyzji Rosjan, którzy zdecydowali się ją ocenzurować. Jak
rozumiem, Rosjanie nie chcieli się przyznać do naruszenia
załącznika 13, wybrali więc taką pokrętną formułę. Dla mnie
liczy się skutek. Osobiście cały czas będę bronił stanowiska,
potwierdzonego przez polskich ekspertów z tytułami naukowymi z
zakresu prawa międzynarodowego, że było to złamanie przepisów
prawa.
Morozow
przekazał pani Błasik wyrazy szacunku i szczerego współczucia.
-
Takie ogólne sformułowania są normalnie przyjęte i nie można tu
mówić o jakiejś szczególnej, nadzwyczajnej szczerości. Te słowa
traktowałbym więc jako czysto formalne. Sam nie zmieniam w żadnym
zakresie swojego stanowiska co do działania MAK i jego raportu. Choć
stanowisko Komitetu wobec naszej prośby, w zestawieniu z milczeniem
polskiego rządu, to i tak dużo. Nie przeceniałbym jednak jego
roli, pamiętajmy, że informacje z sekcji generała były na
stronach MAK przez miesiąc.
W
ekspertyzie jest informacja, że fiolka z krwią gen. Błasika była
nieopieczętowana. Czy na tej podstawie można kwestionować jej
zgodność identyfikacyjną?
-
Tak. Fakt nieopieczętowania fiolki to jeden z tych elementów, na
podstawie którego kwestionujemy wiarygodność przeprowadzonej
ekspertyzy. Zresztą to jest nie pierwszy przypadek nieopieczętowania
fiolki, nieprawidłowego jej zabezpieczenia, a ona musi być
prawidłowo przygotowana, żeby wynik badania był wiarygodny. Co
więcej, mieliśmy wcześniej pamiętne przykłady sytuacji, kiedy
pomylono części ciał zabezpieczane do badań - tkanki miękkie z
włosami, kości z mięśniami, dlatego wynik ekspertyzy krwi gen.
Błasika uważam za mało wiarygodny. O tym jednak można już
rozmawiać nie na poziomie raportu MAK, który jest zamknięty - na
to mieliśmy czas - lecz ustaleń polskiej prokuratury. Jestem
przekonany, że prokuratorzy zachowają się adekwatnie do sytuacji,
zgodnie z wymogami prawa.
To
znaczy?
-
Po pierwsze, można kwestionować w tym wypadku wartość takich
opinii, przedstawionych przez stronę rosyjską. Po drugie, warto
zastanowić się, czy w ogóle informacja, że jeden z pasażerów
miał we krwi alkohol, niezależnie od tego, gdzie on się znajdował,
jest istotna dla śledztwa. Podkreślmy, że nie ma jednoznacznych
dowodów na to, jakoby pan gen. Błasik mógł znajdować się w
kokpicie. Nie można tylko na podstawie faktu, że nie był zapięty
pasami, formułować opinii, że był w kabinie pilotów. My od
początku kwestionowaliśmy wiarygodność tego wyniku o obecności
alkoholu w jego krwi. Nie wiemy, z jakiego źródła pochodzi, jak
było przeprowadzone badanie. Ponieważ fiolka nie była
zabezpieczona, mogło być ono wykonane nierzetelnie, mogły tu być
istotne uchybienia.
Strona
polska zlecała badanie krwi gen. Błasika pod kątem obecności
alkoholu?
-
Z tego, co wiem, takiego zlecenia nie wydawała. Z zasady przy
badaniu sekcyjnym wszystkim pasażerom bada się krew na zawartość
alkoholu we krwi, to są standardowe badania. Każdy, kto miał do
czynienia z protokołami z sekcji zwłok, wie, że takie badania nie
są czymś nadzwyczajnym. Nadzwyczajny jest natomiast fakt ogłaszania
czegoś takiego publicznie. To nie powinno się wydarzyć.
Dziękuję
za rozmowę.