Rozdział 5.
Hermiona w zadumie wodziła palcem po szybie, obserwując spieszących się mugoli, którzy nawet nie podejrzewali, że pod samym nosem mają cały świat, żyjący według swoich własnych zasad. Świat, który niegdyś odrzucili i który teraz odrzuca ich, jak prymitywnych aborygenów, z którymi można nawiązać kontakty handlowe czy nawet sojusz wojenny, nie dopuszczając jednak nawet myśli o prawdziwej równości. „W rzeczy samej my wszyscy zadzieramy nosy, nie tylko czystokrwiści. Jesteśmy dumni z tego, jak sprawnie ukrywamy istnienie naszego świata przed tymi, którzy nie są godni oglądać jego cudów. Czyżbym po otrzymaniu listu z Hogwartu nie czuła, że jestem wybrana, niezwykła, że niewątpliwie stoję wyżej niż moi przyjaciele-mugole? Jeśli przełożyć moje dziecięce zachwyty na język dorosłych, to właśnie to odczuwałam wtedy – że teraz należę do elity, że dostałam szansę dotknięcia prawdziwej cywilizacji, a tymczasem prymitywna mugolska technologia nigdy, nawet w dowolnie odległej przyszłości nie zbliży się do tych możliwości, które może zademonstrować każdy magiczny pierwszoklasista. Na przykład, gdybym stała teraz tam, na chodniku, to w odróżnieniu od tych wszystkich nieszczęśników, kulących się w swoich wiosennych płaszczykach, nałożyłabym na siebie zaklęcie rozgrzewające. I to, że zostali zaskoczeni przez nieoczekiwane kaprysy pogody, mimowolnie zmusza mnie do odczucia, że jestem lepsza. Czegóż więc można oczekiwać od czystokrwistych czarodziei, którzy od samego momentu narodzin poznają tylko jedną stronę mugolskiego świata – jego słabość? U jednych słabość wzbudza chęć podania pomocnej dłoni, chronienia, ktoś inny użyje jej do własnych korzyści, a jeszcze inny – pogardza nią i jej nienawidzi. Ja boję się słabości. Słabość zwykła chadzać pod rękę z podłością, gdyż słabi wybierają najprostsze drogi, a one najczęściej prowadzą do zdrady. Dlatego będę silna. Żeby nie oczekiwać od nikogo pomocy i ochrony. Żeby nikt nie zechciał mnie wykorzystać. Żeby nie było mną za co pogardzać. Żebym nie musiała nikogo zdradzać. Teraz jestem sama wśród tej przeklętej wojny i znów przeżyję – muszę się tylko trzymać i być silna. Kiedy uzdrowiciel Brzychaczek zapytał, o czym teraz myślę, to nie chciał tego wszystkiego usłyszeć, czyż nie?”
– Śnieg w połowie maja, rzadko się widzi coś takiego – odpowiedziała w końcu dziewczyna, odwracając się do niziutkiego, okrągłego czarodzieja, który z pełną powagą zapisał jej odpowiedź i znów skierował na nią swoją różdżkę.
– Dlaczego odmawia pani leczenia na moim oddziale?
„Czyżby rzeczywiście był tak naiwny, że nie zauważa dziury we własnej metodzie?” Zaklęcie Brzychaczka było używane w auroracie przy przesłuchaniach świadków, których nie można było poddać działaniu veritaserum. Za swój referat o metodzie swobodnych skojarzeń Hermiona dostała wysoką ocenę na akademii, a następnie została wezwana do ministerstwa i zmuszono ją do podpisania oświadczenia o zachowaniu w tajemnicy odkrytego przez nią sposobu obejścia tego zaklęcia. Lecz dziewczyna słusznie stwierdziła, że jest różnica między zachowaniem w tajemnicy a prywatnym korzystaniem z własnego odkrycia, do tego, z formalnego punktu widzenia, ona podpisze oświadczenie dopiero za dwadzieścia siedem lat i pięć miesięcy. Dlatego też, ze spokojnym sumieniem wodziła uzdrowiciela za nos, odgradzając się słabiutką tarczą mentalną, która ostrzeże ją, gdyby Brzychaczkowi przyszło do głowy użycie legilimencji. Zamiast zalewać swego rozmówcę „potokiem świadomości”, do czego zmuszało zaklęcie, Hermiona wybierała z tego potoku najbardziej niewinne i nic nieznaczące frazy, a prościutkie zaklęcie rozpraszające uwagę pozwalało ukryć przed uzdrowicielem przerwy w rozmowie.
Brzychaczek próbował zwabić ją na swój oddział od momentu, kiedy zdjęto jej bandaże. Początkowo Hermiona była pewna, że uzdrowiciel podejrzewa ją o udawanie amnezji i że od rozmów z użyciem bardziej zdecydowanych metod uratowała ją jedynie decyzja uzdrowicielki Vice o powtórnym pogrążeniu pacjentki w leczniczy sen. Lecz teraz, kiedy ślady po oparzeniach praktycznie zniknęły i nie było powodów zatrzymywania jej w szpitalu, stało się jasne, że to właśnie Brzychaczek rozpaczliwie szuka królika doświadczalnego i uważa, że dziewczyna idealnie pasuje do jego badań. Na początku swej kariery uzdrowiciel specjalizował się w leczeniu skutków niedokładnej pracy z pamięcią: źle nałożone Obliviate, efekty uboczne Imperio i tym podobne powikłania. Lecz później zainteresowały go uszkodzenia pamięci o podłożu niemagicznym, a także sposoby wyciągnięcia na wierzch nic nieznaczących dla pacjenta wspomnień. Na bazie jego prac stworzono cały dział mentalnej magii, a metoda swobodnych skojarzeń była aktywnie używana przez aurorów, kiedy trzeba było wycisnąć ze świadka informację ukrywaną przez niego przypadkowo, gdyż świadek nie zdawał sobie sprawy z jej ważności. Lecz wybierając Hermionę na królika doświadczalnego, Brzychaczek się ciężko przeliczył: ona kategorycznie nie życzyła sobie pomocy w „odzyskiwaniu” pamięci, a co więcej – doskonale wiedziała, jak przeciwstawić się nieodpartej chęci wypowiedzenia każdej myśli, która tylko raczyła jej przyjść do głowy.
– Nie chcę się przenosić na czwarte piętro. – „Raz tam poszłam i ledwo poradziłam sobie z atakiem paniki. Nie wiedzieć czemu, szczególnie trudno było patrzeć na portrety. W sumie wszystkich pacjentów stąd wyprowadziłam... Nie licząc Goyle'a. A magiczne portrety zginęły w ogniu. Tak starałam się nie zwracać na nie uwagi, póki biegałam korytarzem, lecz teraz nie mogę się pozbyć wrażenia, że one wszystko wiedzą. Wiedzą, że je porzucę, zostawię wiszące na płonących ścianach. I zapach spalenizny – on na pewno będzie mnie prześladował przy każdych odwiedzinach na tym oddziale, nieważne, czy przed czy po pożarze. Choć kiedy ja znów trafię w czasy „po pożarze” – nie wiadomo. I już pora zacząć nad tym pracować.” – Zbyt dużo czasu spędziłam w szpitalu.
– Nie rozumiem, czemu odrzuca pani pomoc. Co planuje pani robić, nie mając ani domu, ani rodziny, ani znajomych? Dokąd pani pójdzie? – Brzychaczek był tak rozdrażniony, że aż zapomniał po raz kolejny użyć swego zaklęcia. A może uznał, że na dziś już można zakończyć badanie?
„Dobrze, jeśli tak jest. Oczywiście, on nie jest winien, lecz jego upór jest strasznie denerwujący. Jest jeden jedyny człowiek, komu odkryję swój sekret i od którego przyjmę pomoc. Chyba nadszedł czas, aby się do niego zwrócić.”
– Coś wymyślę. – Hermiona z przyzwyczajenia potrząsnęła głową, jakby odrzucała na plecy długie kosmyki włosów i po raz kolejny poczuła się dziwnie. Odrzucała włosy, od kiedy skończyła pięć lat i teraz ma wrażenie, jakby odrąbano jej przynajmniej rękę czy nogę, a nie tylko włosy. – Myślę, że spacer po ulicy Pokątnej mógłby mi pomóc. Pamiętam Pokątną, może ktoś tam i mnie pamięta?
Uzdrowiciel ciężko westchnął. Przekonać tę niemożliwą pacjentkę było ponad jego siły. Nie przywykł do takiego uporu. Zwykle pacjenci, którzy utracili pamięć są zdezorientowani i posłuszni, w skrajnym przypadku wpadają w panikę lub apatię. A spokojne zdecydowanie panny N. burzyło mu cały schemat. Brzychaczek miał do czynienia z przypadkami, kiedy chorzy nie chcieli wspominać jakiegoś traumatycznego wydarzenia, lecz dziewczyna nie pasowała i do tej kategorii. Zdecydowanie, przeżyła coś bardzo złego, lecz to nie strach blokował jej pamięć i zmuszał do stawiania osłon i odgradzania swego umysłu. Jednakowoż na pewno nie była przestępczynią. Brzychaczek współpracował z auroratem, rozwijając swą autorską metodę i już na wstępie sprawdził podejrzaną pacjentkę tymi kanałami. Wszystkie pytania dały rezultat negatywny, nie poszukiwano ani jednej wiedźmy pasującej pod względem wyglądu i wieku. I całe bogate doświadczenie uzdrowiciela podpowiadało mu: „Odpuść! Ten orzeszek jest ponad twe siły”.
– W takim razie zostawiam panią pod opieką uzdrowicielki Vice – burknął w końcu z niezadowoleniem. – Powiedziała, że przetrzyma panią jeszcze tydzień, przeprowadzi ostatnie badania i będzie mogła panią wypisać w następny poniedziałek. Jeśli się pani rozmyśli, to wie pani, gdzie mnie znaleźć.
– Dziękuję, panie uzdrowicielu. – Dziewczyna powściągliwie kiwnęła głową, lecz w jej oczach zauważył ulgę i lekki cień prawdziwej wdzięczności. Wdzięczności za to, że w końcu zostawią ją w spokoju.
Brzychaczek z rozdrażnieniem prychnął pod nosem, zebrał swoje papiery i wyszedł, a Hermiona zdjęła wszystkie bariery ochronne i bez sił padła na łóżko. Przeciwstawianie się specjaliście od magii mentalnej wyciskało z niej ostatnie siły. Gdyby uzdrowiciel siłą spróbował przejść przez jej bloki, nie zajęłoby mu to więcej, niż kilka minut. „Dobrze, że niczego nie podejrzewa.” Dziewczyna, przyzwyczajona do kojarzenia imienia Mateusza Brzychaczka z agresywnymi metodami pracy aurorów, nigdy się nie domyśliła, że brak brutalnego nacisku zawdzięcza nie naiwności starego czarodzieja, a kodeksowi etycznemu uzdrowicieli.
***
Amanda Vice też była bardzo zmartwiona uporem swojej pacjentki. Żywiła ogromne nadzieje wobec nowych metod Mateusza i do końca wierzyła, że dziewczyna zostanie i spróbuje odzyskać pamięć. Uzdrowicielka była nawet gotowa na czas leczenia udostępnić jej salę na swoim oddziale, skoro tak bardzo nie chce przenosić się na czwarte piętro, lecz panna N. stanowczo oznajmiła, że zdecydowała się w najbliższym czasie opuścić szpital. Serce Amandy ściskało się z litości dla biednej dziewczyny, lecz obiektywnych przyczyn, by zatrzymać ją jeszcze choćby przez miesiąc – nie było. Ślady oparzeń zniknęły, osłabione w czasie leczniczego snu mięśnie odzyskały sprawność i jeśli nie liczyć nieznacznego wychudzenia, dziewczyna była w niezłej kondycji fizycznej.
Uzdrowicielka była przekonana, że panna N. w swoim zapomnianym życiu uprawiała sport – zwykle odzyskanie sprawności po kilku miesiącach leżenia zajmuje prawie dwa razy więcej czasu, niż było konieczne w tym przypadku. A może przyczyną był ten sam niezwykły upór, który zmuszał dziewczynę do wyczerpujących treningów. Skoro zdecydowała, że pora się wypisać, panna N. robiła wszystko, co tylko od niej zależało, żeby nie spędzić w szpitalu ani dnia więcej.
– Proszę, teraz możesz się popodziwiać – powiedziała pacjentce, prowadząc ją do wyczarowanego lustra. Zwykle luster w salach nie było, żeby nie stresować chorych, będących dopiero w początkowych stadiach procesu zdrowienia.
Hermiona nerwowym gestem przygładziła dłonią swoje krótkie włosy i w końcu podniosła wzrok na swoje odbicie. Uzdrowicielka odeszła kilka kroków, pozwalając dziewczynie spokojnie obejrzeć nową siebie. „Wygląda na to, że trochę urosłam w czasie choroby. – To była pierwsza myśl Hermiony. – I zdecydowanie jeszcze schudłam. To jakiś koszmar.”
Nerwowo poprawiła szpitalną szatę na piersi, próbując jakoś podkreślić obecność biustu, która teraz wzbudzała wątpliwości nawet u niej samej. I nagle przypomniał jej się żart, którym Harry z Ronem rozwścieczyli dobrą połowę studentek akademii: „Skoro masz biust, to czemu go nie nosisz?” Wspomnienie wywołało ciepłą falę spokoju i bezpieczeństwa, jakby silne dłonie przyjaciół legły jej na ramiona, lecz w tym momencie do rozgrzewającego uczucia wkradła się kropla goryczy – przy wspomnieniu o tym, jak tym samym prostym żartem denerwowali uczennice Hogwartu bliźniacy Weasley. „Czy George da radę kiedykolwiek tak żartować, nie oczekując, że jego frazę podchwyci głos Freda? Czy Harry z Ronem przestaną się w końcu wygłupiać się tak, jakby chcieli zastąpić niezastąpionych i nierozłącznych bliźniaków? Oni mogą negować, co chcą, lecz zachowują się wręcz podręcznikowo, pokazując jawne objawy syndromu postwojennego...”
Gorzko uśmiechając się na myśl, że właśnie diagnozuje przyjaciół, którzy się nawet jeszcze nie urodzili i którzy wszystkie straty mają jeszcze przed sobą, Hermiona nabrała odwagi i podniosła głowę, żeby spojrzeć w swoją twarz. „Jestem podobna do Keiry Knightley – pomyślała, nie wiedząc dokładnie, czy nie podoba się jej to porównanie. Oczywiście, Knightley się jej podobała, ale.. – Te mocno zarysowane kości policzkowe, ten ostry podbródek – to nie mogę być ja.” Dziewczyna ostrożnie dotknęła dłonią swojego policzka, jakby chciała się upewnić, że miękki owal twarzy rzeczywiście ukrywał te agresywne, twarde linie, które teraz wyraźnie zarysowały się pod naciągniętą skórą. „Cóż, wygląda na to, że domowy mól książkowy w końcu zmienił się w walkirię. Ech, jeszcze trochę schudnąć, a będzie można używać mojej głowy do nauki budowy czaszki. A co najmniej – kości szczęk. I od kiedy ja mam takie jasne oczy?”
Zagadka z oczami rozwiązała się, jak tylko Hermiona przyjrzała się włosom. Wcześniej były o kilka tonów jaśniejsze od oczu, które Ron, wielki wielbiciel mugolskich słodyczy, porównywał do wiśni w czekoladzie. Teraz nie było w nich już nic wiśniowo-czekoladowego, oczy okazały się jasno piwne, w każdym razie w porównaniu z ciemnymi brwiami, rzęsami i włosami.
– Coś nie tak, moja droga? – zapytała z niepokojem uzdrowicielka Vice, obserwując chmurną minę pacjentki. Sama była bardzo dumna ze swojej pracy i nieco rozczarowała ją reakcja dziewczyny.
– Z trudem się poznaję – odpowiedziała Hermiona. – Moje włosy... były o wiele jaśniejsze. I się kręciły!
Szczerze mówiąc, to jej włosy ostatnimi czasy kręciły się o wiele mniej, jeśli porównywać z tym, jakie były do wieku lat szesnastu, lecz zmiany te nadchodziły stopniowo. Do tego, po roku spędzonego w pogoni za horkruksami, Hermiona przyzwyczaiła się do splatania nieposłusznych włosów w warkocz. Teraz, patrząc na sterczące na wszystkie strony ciemnokasztanowe kosmyki, dziewczyna oddałaby wszystko za to, by znów stały się nieposłuszne.
– Często się tak dzieje. – Uzdrowicielka próbowała ją pocieszyć. – Zdarza się, że kolor zmienia się nawet po zwykłym strzyżeniu, a włosy przestają się kręcić lub też, wręcz przeciwnie – zaczynają. Nie należy się martwić – jeszcze trochę podrosną i wyjdzie bardzo sympatyczna fryzurka. Oczywiście, nie jest to najodpowiedniejsze uczesanie dla młodej i pociągającej wiedźmy...
„Za to dla przyszłego aurora idealna – pomyślała ponuro młoda, pociągająca wiedźma, wspominając, że na ostatnim roku akademii, dziewczyny były obcięte na krótko, jedna nawet nosiła stylowego jeżyka. – A ja mam coś pośredniego – już nie jeżyk, a jeszcze nie fryzurka – coś w stylu tej katastrofy, którą nieustannie Harry ma na głowie, tylko troszkę krótsze. A może je całkiem zgolić? A może sądzone jest mi bycie twórczynią stylu punk? – Krzywiąc się pod adresem ostatniej myśli, dziewczyna zdecydowała się nie przejmować radykalnymi zmianami wyglądu. – W sumie, wyjdzie mi to tylko na dobre, w każdym przypadku później nikt nie rozpozna w kudłatej i pulchnej Hermionie Granger chudej i krótkowłosej... Tak, swoją drogą należy wymyślić coś bardziej pasującego, niż panna N.”
ciąg dalszy nastąpi niebawem